Liczę na dużoooo komentarzy.
Rozdział na Szalone fantazje dwóch yaoistek pojawi się w niedziele
Suliga: rozdział dedykuję tobie bo jest w twoich klimatach
Nathaniel
Wziąłem
głęboki oddech. Stałem przed Wilczą Jamą. Nogi miałem jak z
waty, a jednak pomału ruszyłem do środka. Czułem,
jak moje serce tłucze się w piersi, gdy szedłem przez korytarz.
Kiedy
tylko stanąłem w skalnym okręgu,
Lucas mnie zauważył.
-Witaj,
wilczku.- siedział na krześle przed ścianą pełną moich zdjęć.
Widząc to,
wzdrygnąłem się mimowolnie. Po rozejrzeniu się zobaczyłem
nareszcie Alexa. Siedział w kącie skulony, ale wydawał się cały
i zdrowy.
-Chodź
do mnie,
mały.- chłopiec od razu zerwał się z miejsca i przytulił do
mnie mocno.
-Przyszedłeś
po mnie,
wujku.- mały wtulił się w moją pierś i rozpłakał. Przeczesałem
jego włoski czule,
starając się go uspokoić.
-No,
już,
nie płacz. Wszystko jest dobrze. Chodź pokarzę ci ścieżkę,
którą dojdziesz prosto do osady.- Alex spojrzał na mnie
zaskoczony.- Twoja mama już na ciebie czeka.
-Nie
wracasz ze mną?- z bólem serca pokręciłem głową. Wyprowadziłem
go z jaskini i pokazałem ścieżkę. Pocałowałem jeszcze w głowę,
przytulając mocno i popchnąłem lekko w stronę lasu.
-Idź
prosto do osady. Wszyscy nie mogą już się ciebie doczekać.-
chłopiec popatrzył na mnie smutno.- Nie martw się o mnie. Poradzę
sobie.- Alex uściskał mnie jeszcze i ruszył w drogę do domu.
Patrzyłem przez chwilę za nim, by wrócić do jaskini. Lucas stał
wyprostowany z paskudnym uśmiechem.
-Musimy
coś ustalić,
mój wilczku. Po pierwsze zaraz po narodzinach przyjeżdżamy tu i
podsyłamy tu te twoje bękarty. Po drugie,
mój śliczny…- podszedł i pogłaskał mnie po policzku, co
spowodowało, że wzdrygnąłem się z obrzydzeniem.-… urodzisz nam
śliczne dzieci. Ale najpierw masz zapomnieć o nim.- odsunąłem się
lekko od niego, a jego oczy pociemniały.- Spodziewałem się, że
będzie to trudne, dlatego…- poczułem,
jak w mój policzek zostaje wymierzone
mocne uderzenie. Upadłem na ziemię. Silny skurcz w brzuchu
spowodował, że skuliłem się od razu. Lucas patrzył na mnie z
góry z szyderczym uśmiechem.
-Widzisz,
to może zaszkodzić tym szkodnikom. Radzę ci być posłusznym.-
mówiąc to,
pociągnął mnie na kolana.
-Lucas,
proszę,
ja zrobię wszystko,
tylko pozwól mi teraz odpocząć. Będę posłuszny,
obiecuję, tylko…- ten
pokręcił głową i spojrzał
na mnie poważnie.
-Spokojnie,
moje biedactwo. Dam ci zaraz odpocząć, ale najpierw pomożesz
pozbyć się mojego problemu.- mówiąc to,
uśmiechnął się do mnie lubieżnie i wysunął swój penis ze
spodni. Odsunąłem się mimowolnie. Nie potrafiłem opanować swoich
odruchów. Mężczyzna,
widząc to,
znów wymierzył mi policzek. Upadłem boleśnie na bok i starałem
się ochronić rękoma brzuch. W głowie mi się zakręciło.
Skuliłem się,
próbując odsunąć się od niego.
-O
nie, mój wilczku. Twoje
zachowanie nie może zostać zignorowane.- powiedział,
podchodząc do mnie ze
złowrogim uśmiechem.
,,O,
Luno, nie pozwól
skrzywdzić moich
dzieci.”
***Rafael
Biegliśmy
przez las. Byliśmy już pawie na miejscu, gdy na naszej drodze
pojawił się Alex. Zdenerwowany maluch, gdy tylko nas ujrzał
zmienił się na powrót w człowieka i podbiegł. Całą grupą
przyjęliśmy ludzkie formy.
-Tatusiu.-
Kristian wziął chłopca w ramiona,
przytulając mocno do siebie.- Tak bardzo się bałem.- z jego oczek
leciały łzy. Kris otarł je dłonią i mocno przytulił do siebie.
-Cieszę
się, że nic ci nie jest.- maluch wtulił się w jego ramiona z
smutną miną. Jego wzrok spoczął na mnie.
-Wujku,
przepraszam.- w jego oczkach zaczęły się zbierać łzy.- Wujek
Nath przeszedł po mnie. Ale nie mógł wrócić. I…
i to przeze mnie.-
spojrzałem na niego łagodnie i poczochrałem jego włoski.
-Spokojnie,
idziemy po niego. Idź do domu,
tam czeka na ciebie twoja mama. Niedługo wrócimy.- mały kiwnął
głową cmoknął jeszcze Krisa w policzek i zmieniając się w
wilczka,
ruszył z powrotem w drogę.
Gdy
Alex zniknął nam z oczu ruszyliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się przy
jamie. Wszyscy znów zmienieni
w ludzi, ustawiliśmy się w
szyk delta. Ja,
stojąc na czele w wilczej formie,
poprowadziłem ich w głąb jaskini. Szliśmy długim korytarzem, by
w końcu zatrzymać się w wejściu do ,,Okrągłej Sali”.
Lucas
stał przed Nathanielem zdenerwowany i co jakiś czas, gdy chłopak
się odsuwał wymierzał mu silne policzki. Krew w moich żyłach
zawrzała. Z głośnym warknięciem rzuciłem się na zmiennego.
Odciągnąłem go od mojego męża i nim zdążył się przemienić
Adrian z Krisem i Nickiem obwiązali go liną nasączoną specyfikiem
uniemożliwiającym przemianę.
Sam przybrałem swoją
ludzką postać, po czym
podszedłem do Nathaniela,
który leżał skulony w kącie,
trzymając się nerwowo za brzuch.
-Aniołku,
już po wszystkim. – chłopak spojrzał na mnie przerażony, by po
chwili rzucić mi się w ramiona.
-Rafael,
ja cię tak bardzo
przepraszam. Wiem, że nie powinienem tu przychodzić, ale…
ale musiałem pomóc.-
powiedział,
łkając.- Rafael, to tak
strasznie boli. Ja… mam mokre spodnie,
nie wiem, co się dzieje. Chyba…
chyba… -nie powiedział
nic więcej,
tylko osunął się na mnie. Przerażony wziąłem go na ręce,
by czym prędzej wyjść z
jaskini. Poczułem pod ręką coś mokrego. Gdy spojrzałem na dłoń
zobaczyłem, że to… krew.
Wyszedłem
na zewnątrz i od razu podszedłem do samochodu ratowniczego, przy
którym stał zniecierpliwiony
Josh.
-Josh,
pomóż. On chyba… -
nie potrafiłem powiedzieć tego na głos. Gdy mężczyzna tylko
spojrzał na nas,
otworzył szeroko drzwi do kabiny. Położyłem ostrożnie mojego
anioła na noszach i wyszedłem na zewnątrz. Mężczyzna zamknął
drzwi i razem z dwiema zmiennymi lekarkami zajęli się Nathem. Po
pewnym czasie cała grupa ratownicza wyszła z jaskini,
prowadząc Lucasa. Gdy tylko na niego spojrzałem,
adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i
uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz.pojrzałem,
adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i
uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz.
-Jeśli
mój mąż i dzieci nie wyjdą z tego cało,
to możesz być pewien, że nie będzie cię czekać lekka śmierć.-
Nick pociągnął razem z Albertem zmiennego, a ze mną został Kris
i Adrian.
-Wszystko
będzie dobrze.- mój brat podszedł do mnie i objął lekko.
-Nic
nie będzie dobrze. On krwawił.- powiedziałem,
uświadamiając sobie, że nadal mam na sobie jego krew. Wzdrygnąłem
się, mimowolnie.
Po
ponad dwóch godzinach nareszcie drzwi ambulansu się otworzyły.
Josh spojrzał na mnie nie pewnie.
-Mów.
Co z Nathanielem, co z moimi dziećmi?- mężczyzna pochylił głowę.
-Przykro
mi, ale nie udało nam się uratować obydwóch maluchów.
Dziewczynka była słabsza. Nie było możliwości jej uratować.
Jeszcze chwilę, a prawdopodobnie chłopiec też by umarł.-
mężczyzna skrzywił się lekko i padł na kolana.- Przepraszam,
alfo, zawiodłem cię.-
mimo smutku i bólu położyłem rękę na ramieniu
Josha.
-Wstań.
Nie mam do ciebie żalu. Jestem wdzięczny, że uratowałeś mojego
syna i męża.- powiedziałem, po czym cichym i niewyraźnym głosem
odezwałem się.- Moja córeczka…?
-Będzie
można ją pochować po powrocie do osady. Alfo będziesz jechać z
nami?- pokiwałem głową i spojrzałem na brata i przyjaciela.
-Spokojnie,
jedź. Do zobaczenia.- powiedzieli i jako
wilki ruszyli w las.
Wsiadłem do auta i usiadłem obok noszy, na których leżał
Nathaniel. Pochwyciłem delikatnie jego dłoń,
czując,
jak łzy zbierają się w moich
oczach.
-Przepraszam
cię,
aniołku. Powinienem był cię
ochronić. Obiecuje ci, że od teraz wszystko będzie dobrze.-
położyłem głowę na noszach i pogłaskałem go po policzku.
Gdy
samochód się zatrzymał,
wziąłem ostrożnie Nathaniela na ręce i ruszyłem do domu. W
środku była większa część sfory. Wszyscy siedzieli ze
spuszczanymi głowami,
okazując w ten sposób, że dzielą z nami ból. Poszedłem do
sypialni i położyłem chłopaka na łóżku. Położyłem się
delikatnie obok niego, po czym przytuliłem go do siebie.
Przyłożyłem rękę do
jego brzucha.
-Nie
mogę… tak bardzo cię
przepraszam. Obiecywałem ci, że obronię ciebie i dzieci. Nie udało
mi się. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Wiesz aniołku ja...nie rozumiem jak to się stało. Jak on mógł
się tu dostaw. Ale nie martw się jeśli tylko się dowiem, że z
kimś współpracował od nas poniesie kare. Obiecuje ci to.-
przez resztę czasu leżałem w ciszy,
wsłuchując się w spokojny oddech Nathaniela.
Po chwili odezwałem się znów cicho.- Od tej pory nie będę już z
was spuszczał oka. Obiecuje ci, że przejdziemy przez to razem.- gdy
usłyszałem pukanie do drzwi,
podniosłem głowę. W progu stał Josh.
-Alfo,
już czas… wydaje
mi się, że należy pochować twoją… waszą córkę.- ból
ścisnął mnie za serce.
Kiwnąłem głową.
Mężczyzna wyszedł,
a ja odetchnąłem głęboko.
Moje serce waliło,
jakby z żalu chciało
opuścić mą pierś.
Pocałowałem Nathaniela w czoło i poszedłem się przebrać. Gdy
zszedłem na dół, w holu
czekali na mnie Kris, Sara, Olivia, Nick, Elizabeth, a
także Adrian z Mickiem. Josh stał z boku. W dłoniach trzymał
małą,
rzeźbiona skrzynkę na kształt trumienki. W moich oczach zebrały
się łzy i ścisnęło mnie mocno w sercu. Chwiejnym krokiem
podszedłem do niego i odebrałem ciało mojej nienarodzonej
córeczki. Po moim policzku spłynęła pierwsza łza.
-Przepraszam,
maleństwo, że nie zdążyłem.- szepnąłem cicho i skierowałem
się w stronę drzwi. Wszyscy wyszli zaraz za mną. Na dworze była
zebrana cała sfora. Wszyscy stali z pochylonymi głowami.
Kiwnąłem głową i ruszyliśmy w stronę naszego cmentarza. Gdy
doszedłem na miejsce,
zauważyłem, że miejsce jest już naszykowane obok grobów członków
mojej rodziny. Czułem wdzięczność, że ktoś się tym zajął.
Ja... pierwszy raz, nie byłbym w stanie. Gdy doszedłem do grobu,
nachyliłem się i pomału
opuściłem tak małą trumienkę. Elizabeth podała mi bukiet
niezapominajek. Następnie odwróciłem się i odszedłem.
Wiedziałem, że zajmą się zakopaniem grobu. Nie mogłem tam
zostać. Czułem, jak ból
rozszarpuje moje serce. Po mojej twarzy
spływały słone łzy. Biegłem coraz szybciej, by w końcu wbiec w
las,
przemieniając się w wilka. Czułem ogromny smutek i żal do samego
siebie. Gdybym tylko bardziej uważał. Strzegł ich. Właśnie to
obiecałem Nathanielowi. Zawiodłem go. Mówiłem przez cały czas,
że Lucas nawet nie zbliży się do osady. Byłem wściekły na
samego siebie za
swoją nie uwagę. Ja się zawsze uważałem za dobrego alfę,
a nawet nie umiałem
ochronić swojego męża i dzieci. Zawyłem głośno,
starając się w ten sposób okazać swój ból. Po pewnym czasie,
zmęczony,
przemieniłem się z powrotem w człowieka. Opadłem obok jednego z
drzew i zapłakałem niczym małe dziecko. Moim ciąłem,
co jakiś czas, wstrząsał
szloch.
,,I
jak ja mam mu powiedzieć, że straciliśmy jedno dziecko...
O, Luno! Ja sam nie
mogę sobie z tym poradzić...
A powinienem być
oparciem dla mojego partnera.”
Uderzyłem pięścią w
drzewo obok mnie z bezsilności i żalu. Gdyby Lucas tylko się tu
nie dostał, gdyby tylko się nie pojawił...
I
w tym momencie dotarło coś do mnie. Lucas nadal żył. Bezkarnie,
mimo że zamknięty. Ten
mężczyzna odpowiadał za cierpienie mojej rodziny. Powinna spotkać
go kara, a ja... w
moich żyłach zawrzała krew. Czułem ponownie tą złość, która
mnie opanowała w jaskini. Zerwałem się z miejsca i przemieniając
się w wilka, pobiegłem
czym prędzej w stronę domu. Gdy tylko tam wpadłem i zobaczyłem
członków rady i moją pogrążoną w smutku rodzinę uśmiechnąłem
się złowieszczo.
-Przyszedł
czas na sprawiedliwość. Za pół godziny chcę widzieć więźnia
na polanie w lesie. Ci, ze
stada, którzy nie są w
stanie przybyć - nie
muszą. Proszę też żeby ktoś został z Nathanielem, gdyby jednak
się obudził wcześniej.- Elizabeth pokiwała głową.
-Ja
również zostanę, alfo,
by mieć na niego oko.- kiwnąłem głową z wdzięcznością w
stronę Josha.
Ten mężczyzna zrobił dla mnie dzisiaj tak wiele.
-W
porządku. Kris pamiętaj,
by przynieść jakąś broń. Nie pozwolę,
by szmaciarz szybko umarł. Za to, co zrobił,
czeka go bolesna śmierć. Tak,
jak obiecałem.- po tych słowach wyszedłem na zewnątrz,
kierując się w stronę polany.
Pół
godziny później na miejscu oprócz członków rady i prawie całej
sfory przyszli także Adrian i ku mojemu zdziwieniu Mick. Brakowało
tylko kilku kobiet, w tym
Olivii i Sary.
Lucas
siedział przywiązany do krzesła na środku polany w okręgu.
Patrzył na mnie złowrogo,
chcąc w ten sposób ukazać mi swoja wyższość.
-Lucasie
Dixon, zostałeś tu
przyprowadzony,
by odbyć karę śmierci. Jesteś samotnym wilkiem, dlatego wyrok
zostaje wykonany już dzisiaj.- powiedziałem,
starając się panować nad złością.- Jesteś oskarżony o
podpalenie osady alfy Marcela
Rivera, powodując śmierć
stu dwudziestu wilków;
bezprawne przebywanie na ziemiach
osady południowej i północnej;
o porwanie Alexa Cartera, pobicie mojego partnera, Nathaniela
Cartera, oraz śmierć mojej
córki.- mężczyzna prychnął pogardliwie.
-Myślisz,
że mnie to coś rusza?- zapytał z obłędnym błyskiem w oczach.-
Szkoda, że nie zjawiłeś się później, zdąrzyłbym przelecieć
twoją dziwkę. Nathaniel jest mój,
a ty...- nie pozwoliłem powiedzieć mu nic więcej,
uderzając go w twarz. Nerwy, jakie mną wstrząsały spowodowały,
że z moich rąk wystawały pazury, a moje zęby wydłużyły się w
ostre kły. Mężczyzna wypluł krew,
patrząc na mnie wyzywająco.
-I
co, tylko na tyle cię stać?
Ty nic nie rozumiesz, by uzyskać szacunek oraz wierność trzeba być
stanowczym i ostrym. Gdybyś się nie pojawił nauczyłbym tego
mojego wilczka i miałbym go tylko dla siebie.- powiedział z
pewnością siebie. Wściekły,
po raz kolejny, zamachnąłem
się,
raniąc jego policzek,
aż do kości.
-
Będziesz za te słowa cierpiał,
szmaciarzu, bardziej, niż
myślisz.- po całej polanie roznosiło się złowrogie warczenie
zebranych. Wyczuwałem, jakie napięcie panuje w około. Każdy
kontrolował się, starając nie wypuścić swojego wilka. Widziałem
kontem oka,
jak rozdygotany z wściekłości Mick oddala się z polany prowadzony
przez Adriana. Widać było, że mężczyzna był od razu przeciwny
obecności swojego kochanka w czasie wydawania kary. Skierowałem
swoją uwagę z powrotem na Lucasa. Po jego twarzy ciekła krew. W
jego oczach dostrzegłem oznaki bólu. Zadowolony podszedłem do
jednego z kamieni, na którym były rozłożone narzędzia,
używane do wykonywania wyroków. Sięgnąłem po jeden z noży,
którego ostrze było nasiąknięte specyfikiem,
palącym skórę zmiennych. Przybliżyłem się do skazanego z
wrednym uśmiechem, po czym przejechałem powoli ostrzem po jego
torsie. Mężczyzna krzyknął głośno. Słysząc to,
uśmiechnąłem się zadowolony. Pierwszy raz czułem satysfakcję z
czyjegoś bólu. Spojrzałem w jego oczy i wbiłem mu ostrze w ramię.
Po polanie zaczął roznosić
się nieprzyjemny zapach palonej skóry.
-I
co, mój drogi, dalej
uważasz, że to, co zrobiłeś jest mądre?
Że miałeś prawo skrzywdzić Nathaniela?- zapytałem,
odchylając jego głowę za włosy do tyłu.
-Oczywiście.-
powiedział,
patrząc na mnie hardo. Moje oczy zapłonęły niebezpiecznym
blaskiem. Nakładając na rękę ochronną rękawiczkę,
wziąłem w dłoń gałązkę tojadu. Nacisnąłem mu na żuchwę i
gdy tylko uchylił swoje usta,
wepchałem mu roślinę do nich. Mężczyzna zaczął się krztusić,
krzycząc głośno. Po chwili wyjąłem mu roślinę i spojrzałem na
niego z wyższością. Z jego warg ciekła krew wymieszana z śliną.
Wokół niego zaczął się unosić nieprzyjemny zapach moczu i
fekaliów. Skrzywiłem się z obrzydzeniem.
-Widzisz,
próbowałeś być twardy i ukazywać swoją wyższość, a teraz
robisz pod siebie. Jesteś nic niewartym skurwielem.
Ale to jeszcze nie koniec. Zobaczysz,
będziesz jeszcze przepraszać, że skrzywdziłeś moją rodzinę i
błagać, bym cię
dobił.- mężczyzna pokręcił głową.
-Ni…
nigdy.- wyszeptał głosem
pełnym bólu i nienawiści.
Przez
następne dwie godziny torturowałem swoją ofiarę,
nie szczędząc mu bólu. Aż nie usłyszałem wreszcie tego, czego
chciałem.
-To
co, teraz mi powiesz, Lucasie?-
żywa kupa mięsa, którą stał się mężczyzna skierowała na mnie
swoje przekrwione oczy.
-Prze...
przepraszam... Daj mi
umrz...-nie dokończył mówić,
krztusząc się krwią. Uśmiechnąłem się zadowolony.
-Cieszę
się, że to słyszę. Dam ci umrzeć.-
powiedziałem. Gdy
zobaczyłem nadzieję w jego
oczach, uśmiechnąłem się
złowrogo. Mając świadomość wyższości nad
nim, odezwałem się
beznamiętnym tonem.- Ale nie
bezboleśnie.- sięgnąłem
po mały kanister z benzyną. Całą jego zawartość wylałem na
ofiarę, po czym,
wyjmując zapalniczkę,
podpaliłem go. Ogromny ogień buchnął w górę. Po polanie
rozniósł się wrzask przepełniony bólem, który zagłuszyli
członkowie sfory przemienieni w wilki,
wyjąc głośno. Sygnalizując swoje zadowolenie z wymierzonej kary.
Gdy
godzinę później kładłem się do łóżka,
czułem spokój. Świadomość, że morderca mojej córki i porywacz
mojego męża nie żyje bezkarnie,
dała mi spokój ducha. Odetchnąłem głęboko i przytuliłem się
do oddychającego spokojnie Nathaniela.
-Już
nigdy więcej on cię
nie skrzywdzi,
aniołku. Zapłacił za całą krzywdę, jaką nam wyrządził.-
pocałowałem go delikatnie
w policzek i ułożyłem się wygodnie. Nathaniel instynktownie
wtulił się w moją pierś. W czesałem ostrożnie dłoń w jego
włosy.
,,Jutro
będzie ciężki dzień. Ale ja ci obiecuję,
skarbie, że będę cię
wspierać. Przejdziemy przez to razem.”
...Lubicie mnie jeszcze trochę czy już nie ?? *.*
super czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńWspaniałe, tylko żeby był już spokój...
OdpowiedzUsuńI oczywiście, że cię lubimy ^^
NO to jestem w szoku!!!
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały.
Dobrze że chociaż jedno dzieciątko ocalało.
No a lubić to nadal cię lubimy choćby za to, że ten idiota Lucas umierał w męczarniach. Myślę że to zawsze jakieś pocieszenie.
Czekam na ciąg dalszy:)
Pozdrawiam
Weny życze
lucynaleg
Co jakie super ja tu beczę a wy piszecie super biedny Nath.
OdpowiedzUsuń,,Gdy tylko na niego spojrzałem, adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz.pojrzałem, adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz." no duzo tych powtorzen :D
OdpowiedzUsuń,,-Przykro mi, ale nie udało nam się uratować obydwóch maluchów." ,,obydwu"
,,Wiesz aniołku ja...nie rozumiem jak to się stało. Jak on mógł się tu dostaw." ,,dostać"
,,Moim ciąłem, co jakiś czas, wstrząsał szloch." ,,ciałem"
,,Lucas nadal żył. Bezkarnie, mimo że zamknięty." przecinek przed ,,że"
,,Widziałem kontem oka, jak rozdygotany z wściekłości Mick oddala się z polany prowadzony przez Adriana." ,,kątem" konto to moze byc bankowe :D
Och! Uwielbiam takie sytuacje. Smierc jednego z dziecka, wtedy opowiadanie nabiera takiego wiekszego zabarwienia i jest ciekawiej.
Moj Mick. Dzielny obronca. W ciazy nawet chce bronic swojego przyjaciela. On jest taki kochaniutki! Nie moge sie doczekac kiedy urodzi. Mam nadzieje, ze to opiszesz :D
Szkoda, ze nie napisalas co sie stalo z Alexem jak sie dowiedzial o tym wszystkim, no chyba, ze nie wie, ze Nath mial dzieci..
Czekam z niecierpliwoscia na rozdzial, a ostatnie pytanie mnie powalilo, i go nie skomentuje, bo chyba kazdy zna odpowiedz na to pytanie :D
Pozdrawiam
Damiann
świetny rozdział czekamy na ciąg dalszy i jasne że Cię lubimy
OdpowiedzUsuńWspaniałe:) To jeden z Twoich najlepszych rozdziałów. Dobrze że Lucas zginął chociaż miałam trochę nadzieje że jednak uda się go zmiękczyć.
OdpowiedzUsuńBardzo mi było szkoda zmarłego dziecka, ale dobrze że mają jeszcze jedno. Nat całkiem by się załamał.
Teraz należy się happy end i to taki potężny.
Dużo dużo weny i chęci.
Zapraszam do siebie http://yaoixis.blogspot.com/
Witam. Rozdział rzeczywiście w moim stylu tylko dlaczego zabiłaś mojego Lukaska!!!!!!!!!! >.< WHY?!?!
OdpowiedzUsuńIdę płakać T.T
Pozdrawiam
Hej! Wcześniej nie komentowałam, ale najwyższy czas to zmienić. Szkoda ich córeczki, a moim zdaniem ten cały Lucas powinien cierpieć dużo, dużo bardziej i jego tortury nie powinny trwać kilka godzin tylko przynajmniej parę dni. Tak, wiem okrutna jestem. Ogólnie rozdział mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział, bardzo mnie zaskoczył, nie myślałam,że opiszesz całą kare Lukasa, to było mocne.
OdpowiedzUsuńJak mi przykro, że Nathaniel stracił jedno dziecko, ale może doczekają się kolejnych, a ich syn to musi się teraz urodzić już zdrowy :)
Ciężkie chwile czekają na Nathaniela i Rafaela, nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Łał, no Rafael mnie zadziwił, nie sądziłam, że potrafi być taki okrutny... Nie, żebym go nie rozumiała, sama bym mu najchętniej łeb ukręciła... Najgorsze co będzie jak Nathaniel się dowie, że stracili jedno dziecko...
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńco? nie, dlaczego? Ciekawe jak zareaguje Nathaniel jak się dowie, że przez Lucasa stracił córeczkę... no mi nie jest mi jakoś przykro Lucasa, dostał to na co zasłużył, Rafael słuszną wymierzył karę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co? dlaczego? a jak zareaguje Nathaniel jak się dowie, że przez Lucasa stracił córeczkę... nie jest mi jakoś przykro Lucasa, dostał to na co zasłużył, Rafael słuszną wymierzył karę...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńco? dlaczego? jestem ciekawa reakcji Nathaniela jak się dowie, że przez Lucasa to stracił córeczkę... jakoś przykro mi Lucasa nie jest, dostał to na co zasłużył, no i Rafael słuszną wymierzył karę...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga