czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział XVII

 Bardzo dziękuję za komentarze. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba....
Liczę na dużoooo komentarzy. 
Rozdział na Szalone fantazje dwóch yaoistek pojawi się w niedziele
Suliga: rozdział dedykuję tobie bo jest w twoich klimatach 


Nathaniel
Wziąłem głęboki oddech. Stałem przed Wilczą Jamą. Nogi miałem jak z waty, a jednak pomału ruszyłem do środka. Czułem, jak moje serce tłucze się w piersi, gdy szedłem przez korytarz. Kiedy tylko stanąłem w skalnym okręgu, Lucas mnie zauważył.
-Witaj, wilczku.- siedział na krześle przed ścianą pełną moich zdjęć. Widząc to, wzdrygnąłem się mimowolnie. Po rozejrzeniu się zobaczyłem nareszcie Alexa. Siedział w kącie skulony, ale wydawał się cały i zdrowy.
-Chodź do mnie, mały.- chłopiec od razu zerwał się z miejsca i przytulił do mnie mocno.
-Przyszedłeś po mnie, wujku.- mały wtulił się w moją pierś i rozpłakał. Przeczesałem jego włoski czule, starając się go uspokoić.
-No, już, nie płacz. Wszystko jest dobrze. Chodź pokarzę ci ścieżkę, którą dojdziesz prosto do osady.- Alex spojrzał na mnie zaskoczony.- Twoja mama już na ciebie czeka.
-Nie wracasz ze mną?- z bólem serca pokręciłem głową. Wyprowadziłem go z jaskini i pokazałem ścieżkę. Pocałowałem jeszcze w głowę, przytulając mocno i popchnąłem lekko w stronę lasu.
-Idź prosto do osady. Wszyscy nie mogą już się ciebie doczekać.- chłopiec popatrzył na mnie smutno.- Nie martw się o mnie. Poradzę sobie.- Alex uściskał mnie jeszcze i ruszył w drogę do domu. Patrzyłem przez chwilę za nim, by wrócić do jaskini. Lucas stał wyprostowany z paskudnym uśmiechem.
-Musimy coś ustalić, mój wilczku. Po pierwsze zaraz po narodzinach przyjeżdżamy tu i podsyłamy tu te twoje bękarty. Po drugie, mój śliczny…- podszedł i pogłaskał mnie po policzku, co spowodowało, że wzdrygnąłem się z obrzydzeniem.-… urodzisz nam śliczne dzieci. Ale najpierw masz zapomnieć o nim.- odsunąłem się lekko od niego, a jego oczy pociemniały.- Spodziewałem się, że będzie to trudne, dlatego…- poczułem, jak w mój policzek zostaje wymierzone mocne uderzenie. Upadłem na ziemię. Silny skurcz w brzuchu spowodował, że skuliłem się od razu. Lucas patrzył na mnie z góry z szyderczym uśmiechem.
-Widzisz, to może zaszkodzić tym szkodnikom. Radzę ci być posłusznym.- mówiąc to, pociągnął mnie na kolana.
-Lucas, proszę, ja zrobię wszystko, tylko pozwól mi teraz odpocząć. Będę posłuszny, obiecuję, tylko…- ten pokręcił głową i spojrzał na mnie poważnie.
-Spokojnie, moje biedactwo. Dam ci zaraz odpocząć, ale najpierw pomożesz pozbyć się mojego problemu.- mówiąc to, uśmiechnął się do mnie lubieżnie i wysunął swój penis ze spodni. Odsunąłem się mimowolnie. Nie potrafiłem opanować swoich odruchów. Mężczyzna, widząc to, znów wymierzył mi policzek. Upadłem boleśnie na bok i starałem się ochronić rękoma brzuch. W głowie mi się zakręciło. Skuliłem się, próbując odsunąć się od niego.
-O nie, mój wilczku. Twoje zachowanie nie może zostać zignorowane.- powiedział, podchodząc do mnie ze złowrogim uśmiechem.
,,O, Luno, nie pozwól skrzywdzić moich dzieci.”

***Rafael

Biegliśmy przez las. Byliśmy już pawie na miejscu, gdy na naszej drodze pojawił się Alex. Zdenerwowany maluch, gdy tylko nas ujrzał zmienił się na powrót w człowieka i podbiegł. Całą grupą przyjęliśmy ludzkie formy.
-Tatusiu.- Kristian wziął chłopca w ramiona, przytulając mocno do siebie.- Tak bardzo się bałem.- z jego oczek leciały łzy. Kris otarł je dłonią i mocno przytulił do siebie.
-Cieszę się, że nic ci nie jest.- maluch wtulił się w jego ramiona z smutną miną. Jego wzrok spoczął na mnie.
-Wujku, przepraszam.- w jego oczkach zaczęły się zbierać łzy.- Wujek Nath przeszedł po mnie. Ale nie mógł wrócić. I… i to przeze mnie.- spojrzałem na niego łagodnie i poczochrałem jego włoski.
-Spokojnie, idziemy po niego. Idź do domu, tam czeka na ciebie twoja mama. Niedługo wrócimy.- mały kiwnął głową cmoknął jeszcze Krisa w policzek i zmieniając się w wilczka, ruszył z powrotem w drogę.
Gdy Alex zniknął nam z oczu ruszyliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się przy jamie. Wszyscy znów zmienieni w ludzi, ustawiliśmy się w szyk delta. Ja, stojąc na czele w wilczej formie, poprowadziłem ich w głąb jaskini. Szliśmy długim korytarzem, by w końcu zatrzymać się w wejściu do ,,Okrągłej Sali”.
Lucas stał przed Nathanielem zdenerwowany i co jakiś czas, gdy chłopak się odsuwał wymierzał mu silne policzki. Krew w moich żyłach zawrzała. Z głośnym warknięciem rzuciłem się na zmiennego. Odciągnąłem go od mojego męża i nim zdążył się przemienić Adrian z Krisem i Nickiem obwiązali go liną nasączoną specyfikiem uniemożliwiającym przemianę. Sam przybrałem swoją ludzką postać, po czym podszedłem do Nathaniela, który leżał skulony w kącie, trzymając się nerwowo za brzuch.
-Aniołku, już po wszystkim. – chłopak spojrzał na mnie przerażony, by po chwili rzucić mi się w ramiona.
-Rafael, ja cię tak bardzo przepraszam. Wiem, że nie powinienem tu przychodzić, ale… ale musiałem pomóc.- powiedział, łkając.- Rafael, to tak strasznie boli. Ja… mam mokre spodnie, nie wiem, co się dzieje. Chyba… chyba… -nie powiedział nic więcej, tylko osunął się na mnie. Przerażony wziąłem go na ręce, by czym prędzej wyjść z jaskini. Poczułem pod ręką coś mokrego. Gdy spojrzałem na dłoń zobaczyłem, że to… krew.
Wyszedłem na zewnątrz i od razu podszedłem do samochodu ratowniczego, przy którym stał zniecierpliwiony Josh.
-Josh, pomóż. On chyba… - nie potrafiłem powiedzieć tego na głos. Gdy mężczyzna tylko spojrzał na nas, otworzył szeroko drzwi do kabiny. Położyłem ostrożnie mojego anioła na noszach i wyszedłem na zewnątrz. Mężczyzna zamknął drzwi i razem z dwiema zmiennymi lekarkami zajęli się Nathem. Po pewnym czasie cała grupa ratownicza wyszła z jaskini, prowadząc Lucasa. Gdy tylko na niego spojrzałem, adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz.pojrzałem, adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz.
-Jeśli mój mąż i dzieci nie wyjdą z tego cało, to możesz być pewien, że nie będzie cię czekać lekka śmierć.- Nick pociągnął razem z Albertem zmiennego, a ze mną został Kris i Adrian.
-Wszystko będzie dobrze.- mój brat podszedł do mnie i objął lekko.
-Nic nie będzie dobrze. On krwawił.- powiedziałem, uświadamiając sobie, że nadal mam na sobie jego krew. Wzdrygnąłem się, mimowolnie.
Po ponad dwóch godzinach nareszcie drzwi ambulansu się otworzyły. Josh spojrzał na mnie nie pewnie.
-Mów. Co z Nathanielem, co z moimi dziećmi?- mężczyzna pochylił głowę.
-Przykro mi, ale nie udało nam się uratować obydwóch maluchów. Dziewczynka była słabsza. Nie było możliwości jej uratować. Jeszcze chwilę, a prawdopodobnie chłopiec też by umarł.- mężczyzna skrzywił się lekko i padł na kolana.- Przepraszam, alfo, zawiodłem cię.- mimo smutku i bólu położyłem rękę na ramieniu Josha.
-Wstań. Nie mam do ciebie żalu. Jestem wdzięczny, że uratowałeś mojego syna i męża.- powiedziałem, po czym cichym i niewyraźnym głosem odezwałem się.- Moja córeczka…?
-Będzie można ją pochować po powrocie do osady. Alfo będziesz jechać z nami?- pokiwałem głową i spojrzałem na brata i przyjaciela.
-Spokojnie, jedź. Do zobaczenia.- powiedzieli i jako wilki ruszyli w las. Wsiadłem do auta i usiadłem obok noszy, na których leżał Nathaniel. Pochwyciłem delikatnie jego dłoń, czując, jak łzy zbierają się w moich oczach.
-Przepraszam cię, aniołku. Powinienem był cię ochronić. Obiecuje ci, że od teraz wszystko będzie dobrze.- położyłem głowę na noszach i pogłaskałem go po policzku.
Gdy samochód się zatrzymał, wziąłem ostrożnie Nathaniela na ręce i ruszyłem do domu. W środku była większa część sfory. Wszyscy siedzieli ze spuszczanymi głowami, okazując w ten sposób, że dzielą z nami ból. Poszedłem do sypialni i położyłem chłopaka na łóżku. Położyłem się delikatnie obok niego, po czym przytuliłem go do siebie. Przyłożyłem rękę do jego brzucha.
-Nie mogę… tak bardzo cię przepraszam. Obiecywałem ci, że obronię ciebie i dzieci. Nie udało mi się. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Wiesz aniołku ja...nie rozumiem jak to się stało. Jak on mógł się tu dostaw. Ale nie martw się jeśli tylko się dowiem, że z kimś współpracował od nas poniesie kare. Obiecuje ci to.- przez resztę czasu leżałem w ciszy, wsłuchując się w spokojny oddech Nathaniela. Po chwili odezwałem się znów cicho.- Od tej pory nie będę już z was spuszczał oka. Obiecuje ci, że przejdziemy przez to razem.- gdy usłyszałem pukanie do drzwi, podniosłem głowę. W progu stał Josh.
-Alfo, już czas… wydaje mi się, że należy pochować twoją… waszą córkę.- ból ścisnął mnie za serce. Kiwnąłem głową. Mężczyzna wyszedł, a ja odetchnąłem głęboko. Moje serce waliło, jakby z żalu chciało opuścić mą pierś. Pocałowałem Nathaniela w czoło i poszedłem się przebrać. Gdy zszedłem na dół, w holu czekali na mnie Kris, Sara, Olivia, Nick, Elizabeth, a także Adrian z Mickiem. Josh stał z boku. W dłoniach trzymał małą, rzeźbiona skrzynkę na kształt trumienki. W moich oczach zebrały się łzy i ścisnęło mnie mocno w sercu. Chwiejnym krokiem podszedłem do niego i odebrałem ciało mojej nienarodzonej córeczki. Po moim policzku spłynęła pierwsza łza.
-Przepraszam, maleństwo, że nie zdążyłem.- szepnąłem cicho i skierowałem się w stronę drzwi. Wszyscy wyszli zaraz za mną. Na dworze była zebrana cała sfora. Wszyscy stali z pochylonymi głowami. Kiwnąłem głową i ruszyliśmy w stronę naszego cmentarza. Gdy doszedłem na miejsce, zauważyłem, że miejsce jest już naszykowane obok grobów członków mojej rodziny. Czułem wdzięczność, że ktoś się tym zajął. Ja... pierwszy raz, nie byłbym w stanie. Gdy doszedłem do grobu, nachyliłem się i pomału opuściłem tak małą trumienkę. Elizabeth podała mi bukiet niezapominajek. Następnie odwróciłem się i odszedłem. Wiedziałem, że zajmą się zakopaniem grobu. Nie mogłem tam zostać. Czułem, jak ból rozszarpuje moje serce. Po mojej twarzy spływały słone łzy. Biegłem coraz szybciej, by w końcu wbiec w las, przemieniając się w wilka. Czułem ogromny smutek i żal do samego siebie. Gdybym tylko bardziej uważał. Strzegł ich. Właśnie to obiecałem Nathanielowi. Zawiodłem go. Mówiłem przez cały czas, że Lucas nawet nie zbliży się do osady. Byłem wściekły na samego siebie za swoją nie uwagę. Ja się zawsze uważałem za dobrego alfę, a nawet nie umiałem ochronić swojego męża i dzieci. Zawyłem głośno, starając się w ten sposób okazać swój ból. Po pewnym czasie, zmęczony, przemieniłem się z powrotem w człowieka. Opadłem obok jednego z drzew i zapłakałem niczym małe dziecko. Moim ciąłem, co jakiś czas, wstrząsał szloch.
,,I jak ja mam mu powiedzieć, że straciliśmy jedno dziecko... O, Luno! Ja sam nie mogę sobie z tym poradzić... A powinienem być oparciem dla mojego partnera.” Uderzyłem pięścią w drzewo obok mnie z bezsilności i żalu. Gdyby Lucas tylko się tu nie dostał, gdyby tylko się nie pojawił...
I w tym momencie dotarło coś do mnie. Lucas nadal żył. Bezkarnie, mimo że zamknięty. Ten mężczyzna odpowiadał za cierpienie mojej rodziny. Powinna spotkać go kara, a ja... w moich żyłach zawrzała krew. Czułem ponownie tą złość, która mnie opanowała w jaskini. Zerwałem się z miejsca i przemieniając się w wilka, pobiegłem czym prędzej w stronę domu. Gdy tylko tam wpadłem i zobaczyłem członków rady i moją pogrążoną w smutku rodzinę uśmiechnąłem się złowieszczo.
-Przyszedł czas na sprawiedliwość. Za pół godziny chcę widzieć więźnia na polanie w lesie. Ci, ze stada, którzy nie są w stanie przybyć - nie muszą. Proszę też żeby ktoś został z Nathanielem, gdyby jednak się obudził wcześniej.- Elizabeth pokiwała głową.
-Ja również zostanę, alfo, by mieć na niego oko.- kiwnąłem głową z wdzięcznością w stronę Josha. Ten mężczyzna zrobił dla mnie dzisiaj tak wiele.
-W porządku. Kris pamiętaj, by przynieść jakąś broń. Nie pozwolę, by szmaciarz szybko umarł. Za to, co zrobił, czeka go bolesna śmierć. Tak, jak obiecałem.- po tych słowach wyszedłem na zewnątrz, kierując się w stronę polany.
Pół godziny później na miejscu oprócz członków rady i prawie całej sfory przyszli także Adrian i ku mojemu zdziwieniu Mick. Brakowało tylko kilku kobiet, w tym Olivii i Sary.
Lucas siedział przywiązany do krzesła na środku polany w okręgu. Patrzył na mnie złowrogo, chcąc w ten sposób ukazać mi swoja wyższość.
-Lucasie Dixon, zostałeś tu przyprowadzony, by odbyć karę śmierci. Jesteś samotnym wilkiem, dlatego wyrok zostaje wykonany już dzisiaj.- powiedziałem, starając się panować nad złością.- Jesteś oskarżony o podpalenie osady alfy Marcela Rivera, powodując śmierć stu dwudziestu wilków; bezprawne przebywanie na ziemiach osady południowej i północnej; o porwanie Alexa Cartera, pobicie mojego partnera, Nathaniela Cartera, oraz śmierć mojej córki.- mężczyzna prychnął pogardliwie.
-Myślisz, że mnie to coś rusza?- zapytał z obłędnym błyskiem w oczach.- Szkoda, że nie zjawiłeś się później, zdąrzyłbym przelecieć twoją dziwkę. Nathaniel jest mój, a ty...- nie pozwoliłem powiedzieć mu nic więcej, uderzając go w twarz. Nerwy, jakie mną wstrząsały spowodowały, że z moich rąk wystawały pazury, a moje zęby wydłużyły się w ostre kły. Mężczyzna wypluł krew, patrząc na mnie wyzywająco.
-I co, tylko na tyle cię stać? Ty nic nie rozumiesz, by uzyskać szacunek oraz wierność trzeba być stanowczym i ostrym. Gdybyś się nie pojawił nauczyłbym tego mojego wilczka i miałbym go tylko dla siebie.- powiedział z pewnością siebie. Wściekły, po raz kolejny, zamachnąłem się, raniąc jego policzek, aż do kości.
- Będziesz za te słowa cierpiał, szmaciarzu, bardziej, niż myślisz.- po całej polanie roznosiło się złowrogie warczenie zebranych. Wyczuwałem, jakie napięcie panuje w około. Każdy kontrolował się, starając nie wypuścić swojego wilka. Widziałem kontem oka, jak rozdygotany z wściekłości Mick oddala się z polany prowadzony przez Adriana. Widać było, że mężczyzna był od razu przeciwny obecności swojego kochanka w czasie wydawania kary. Skierowałem swoją uwagę z powrotem na Lucasa. Po jego twarzy ciekła krew. W jego oczach dostrzegłem oznaki bólu. Zadowolony podszedłem do jednego z kamieni, na którym były rozłożone narzędzia, używane do wykonywania wyroków. Sięgnąłem po jeden z noży, którego ostrze było nasiąknięte specyfikiem, palącym skórę zmiennych. Przybliżyłem się do skazanego z wrednym uśmiechem, po czym przejechałem powoli ostrzem po jego torsie. Mężczyzna krzyknął głośno. Słysząc to, uśmiechnąłem się zadowolony. Pierwszy raz czułem satysfakcję z czyjegoś bólu. Spojrzałem w jego oczy i wbiłem mu ostrze w ramię. Po polanie zaczął roznosić się nieprzyjemny zapach palonej skóry.
-I co, mój drogi, dalej uważasz, że to, co zrobiłeś jest mądre? Że miałeś prawo skrzywdzić Nathaniela?- zapytałem, odchylając jego głowę za włosy do tyłu.

-Oczywiście.- powiedział, patrząc na mnie hardo. Moje oczy zapłonęły niebezpiecznym blaskiem. Nakładając na rękę ochronną rękawiczkę, wziąłem w dłoń gałązkę tojadu. Nacisnąłem mu na żuchwę i gdy tylko uchylił swoje usta, wepchałem mu roślinę do nich. Mężczyzna zaczął się krztusić, krzycząc głośno. Po chwili wyjąłem mu roślinę i spojrzałem na niego z wyższością. Z jego warg ciekła krew wymieszana z śliną. Wokół niego zaczął się unosić nieprzyjemny zapach moczu i fekaliów. Skrzywiłem się z obrzydzeniem.
-Widzisz, próbowałeś być twardy i ukazywać swoją wyższość, a teraz robisz pod siebie. Jesteś nic niewartym skurwielem. Ale to jeszcze nie koniec. Zobaczysz, będziesz jeszcze przepraszać, że skrzywdziłeś moją rodzinę i błagać, bym cię dobił.- mężczyzna pokręcił głową.
-Ni… nigdy.- wyszeptał głosem pełnym bólu i nienawiści.

Przez następne dwie godziny torturowałem swoją ofiarę, nie szczędząc mu bólu. Aż nie usłyszałem wreszcie tego, czego chciałem.
-To co, teraz mi powiesz, Lucasie?- żywa kupa mięsa, którą stał się mężczyzna skierowała na mnie swoje przekrwione oczy.
-Prze... przepraszam... Daj mi umrz...-nie dokończył mówić, krztusząc się krwią. Uśmiechnąłem się zadowolony.
-Cieszę się, że to słyszę. Dam ci umrzeć.- powiedziałem. Gdy zobaczyłem nadzieję w jego oczach, uśmiechnąłem się złowrogo. Mając świadomość wyższości nad nim, odezwałem się beznamiętnym tonem.- Ale nie bezboleśnie.- sięgnąłem po mały kanister z benzyną. Całą jego zawartość wylałem na ofiarę, po czym, wyjmując zapalniczkę, podpaliłem go. Ogromny ogień buchnął w górę. Po polanie rozniósł się wrzask przepełniony bólem, który zagłuszyli członkowie sfory przemienieni w wilki, wyjąc głośno. Sygnalizując swoje zadowolenie z wymierzonej kary.
Gdy godzinę później kładłem się do łóżka, czułem spokój. Świadomość, że morderca mojej córki i porywacz mojego męża nie żyje bezkarnie, dała mi spokój ducha. Odetchnąłem głęboko i przytuliłem się do oddychającego spokojnie Nathaniela.
-Już nigdy więcej on cię nie skrzywdzi, aniołku. Zapłacił za całą krzywdę, jaką nam wyrządził.- pocałowałem go delikatnie w policzek i ułożyłem się wygodnie. Nathaniel instynktownie wtulił się w moją pierś. W czesałem ostrożnie dłoń w jego włosy.
,,Jutro będzie ciężki dzień. Ale ja ci obiecuję, skarbie, że będę cię wspierać. Przejdziemy przez to razem.”


...Lubicie mnie jeszcze trochę czy już nie ?? *.*

14 komentarzy:

  1. super czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe, tylko żeby był już spokój...
    I oczywiście, że cię lubimy ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. NO to jestem w szoku!!!
    Rozdział wspaniały.
    Dobrze że chociaż jedno dzieciątko ocalało.
    No a lubić to nadal cię lubimy choćby za to, że ten idiota Lucas umierał w męczarniach. Myślę że to zawsze jakieś pocieszenie.
    Czekam na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam
    Weny życze
    lucynaleg

    OdpowiedzUsuń
  4. Co jakie super ja tu beczę a wy piszecie super biedny Nath.

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Gdy tylko na niego spojrzałem, adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz.pojrzałem, adrenalina podskoczyła w moich żyłach. Podszedłem do nich i uderzyłem z całej siły zmiennego pięścią w twarz." no duzo tych powtorzen :D
    ,,-Przykro mi, ale nie udało nam się uratować obydwóch maluchów." ,,obydwu"
    ,,Wiesz aniołku ja...nie rozumiem jak to się stało. Jak on mógł się tu dostaw." ,,dostać"
    ,,Moim ciąłem, co jakiś czas, wstrząsał szloch." ,,ciałem"
    ,,Lucas nadal żył. Bezkarnie, mimo że zamknięty." przecinek przed ,,że"
    ,,Widziałem kontem oka, jak rozdygotany z wściekłości Mick oddala się z polany prowadzony przez Adriana." ,,kątem" konto to moze byc bankowe :D
    Och! Uwielbiam takie sytuacje. Smierc jednego z dziecka, wtedy opowiadanie nabiera takiego wiekszego zabarwienia i jest ciekawiej.
    Moj Mick. Dzielny obronca. W ciazy nawet chce bronic swojego przyjaciela. On jest taki kochaniutki! Nie moge sie doczekac kiedy urodzi. Mam nadzieje, ze to opiszesz :D
    Szkoda, ze nie napisalas co sie stalo z Alexem jak sie dowiedzial o tym wszystkim, no chyba, ze nie wie, ze Nath mial dzieci..
    Czekam z niecierpliwoscia na rozdzial, a ostatnie pytanie mnie powalilo, i go nie skomentuje, bo chyba kazdy zna odpowiedz na to pytanie :D
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział czekamy na ciąg dalszy i jasne że Cię lubimy

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniałe:) To jeden z Twoich najlepszych rozdziałów. Dobrze że Lucas zginął chociaż miałam trochę nadzieje że jednak uda się go zmiękczyć.
    Bardzo mi było szkoda zmarłego dziecka, ale dobrze że mają jeszcze jedno. Nat całkiem by się załamał.
    Teraz należy się happy end i to taki potężny.
    Dużo dużo weny i chęci.
    Zapraszam do siebie http://yaoixis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam. Rozdział rzeczywiście w moim stylu tylko dlaczego zabiłaś mojego Lukaska!!!!!!!!!! >.< WHY?!?!
    Idę płakać T.T
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej! Wcześniej nie komentowałam, ale najwyższy czas to zmienić. Szkoda ich córeczki, a moim zdaniem ten cały Lucas powinien cierpieć dużo, dużo bardziej i jego tortury nie powinny trwać kilka godzin tylko przynajmniej parę dni. Tak, wiem okrutna jestem. Ogólnie rozdział mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowity rozdział, bardzo mnie zaskoczył, nie myślałam,że opiszesz całą kare Lukasa, to było mocne.
    Jak mi przykro, że Nathaniel stracił jedno dziecko, ale może doczekają się kolejnych, a ich syn to musi się teraz urodzić już zdrowy :)
    Ciężkie chwile czekają na Nathaniela i Rafaela, nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Łał, no Rafael mnie zadziwił, nie sądziłam, że potrafi być taki okrutny... Nie, żebym go nie rozumiała, sama bym mu najchętniej łeb ukręciła... Najgorsze co będzie jak Nathaniel się dowie, że stracili jedno dziecko...

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    co? nie, dlaczego? Ciekawe jak zareaguje Nathaniel jak się dowie, że przez Lucasa stracił córeczkę... no mi nie jest mi jakoś przykro Lucasa, dostał to na co zasłużył, Rafael słuszną wymierzył karę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniale, co? dlaczego? a jak zareaguje Nathaniel jak się dowie, że przez Lucasa stracił córeczkę... nie jest mi jakoś przykro Lucasa, dostał to na co zasłużył, Rafael słuszną wymierzył karę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejeczka,
    co? dlaczego? jestem ciekawa reakcji Nathaniela jak się dowie, że przez Lucasa to stracił córeczkę... jakoś przykro mi Lucasa nie jest, dostał to na co zasłużył, no i Rafael słuszną wymierzył karę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń