czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział XVI


Bardzo dziękuję za komentarze. Mimo , że rozdział nie za długi  to jednak treściwy  ;)  także licze na  dużo komentarzy.
Rozdzial o Enelu i Maxie  będzie w niedziele na 100% :)   

Nathaniel
   Gdy się obudziłem było wczesne popołudnie. Czułem, jak ramię mojego męża otacza mnie w pasie. Odwróciłem się ostrożnie w jego stronę i odezwałem się.
-Rafael. Powinniśmy już wstać. Jest południe. Wszyscy pewnie są już na nogach.-
powiedziałem, trącając go lekko w ramię.
-Witaj, aniołku.- powiedział z uśmiechem, całując mnie w usta.- Daj spokój, do wieczora nie musimy nic robić. Dziś jest nasz dzień. Spędzimy go razem.- powiedział, siadając w pościeli.
-Ale jakieś śniadanie chyba zjemy, co?- zapytałem, gdy tylko poczułem, że mój żołądek prosi o posiłek.
-Oczywiście. Poczekaj chwilę, zaraz coś dla was przyniosę.- pocałował mnie jeszcze w policzek i wyszedł z sypialni.
  Położyłem się z powrotem na poduszki. Czułem cudowną błogość. Miękka i ciepła pościel otaczała mnie na około, sprawiając, że czułem się naprawdę dobrze. Po sypialni wciąż jeszcze roznosił się przyjemny zapach waniliowych świec i róż. Drzwi po chwili otworzyły się na oścież. Do środka wszedł Rafael z tacą pełną jedzenia. Mężczyzna podał mi talerz pełen słodkich rogalików z nadzieniem serowym, miskę z pokrojonymi nektarynkami i szklankę soku pomarańczowego. Mój żołądek na sam widok tego odezwał się głośno.
-Uwielbiam rogaliki.- powiedziałem z uśmiechem zadowolenia.- A ty, jak zwykle, jajecznica.- zerknąłem na niego lekko rozbawiony.
-Oczywiście. Nikt nie robi lepszej, niż twoja mama.- powiedział i wziął się za jedzenie. Jedliśmy w ciszy, ciesząc się swoją bliskością. Po posiłku odłożyliśmy naczynia na stolik i usiedliśmy na sofie. Wdrapałem się na kolana Rafaela i przytuliłem do niego, wzdychając lekko.
-Szkoda, że mój tata nie mógł być wczoraj ze mną.- powiedziałem, czując, jak mimowolnie pod moimi powiekami zbierają się łzy.
-Byliście ze sobą blisko, prawda?- mężczyzna przysunął mnie bliżej siebie, głaszcząc delikatnie moje plecy.
-Tak. Byłem jego, jak to zawsze mówił, „promykiem". Wiesz, moja mama, zanim mnie urodziła, poroniła trzy razy. Więc byłem ich wymarzonym dzieckiem. Ojciec nigdy nie wymagał ode mnie niemożliwego. Wiedział, że nie należę do silnych wilków, i że raczej jestem spokojny. Akceptował to, choć wcale nie musiał. Pamiętam moment, w którym zapytał mnie, czy chciałbym przejąć po nim watachę.
  ,,Wszedłem do gabinetu taty. Siedział tam już beta oraz mój starszy kuzyn.
-Chciałeś się ze mną widzieć, tato?- odezwałem się niepewnie.
-Chodzi o sforę. Pragnę zacząć szkolić swojego zastępcę, dlatego chcę Cię zapytać. Czy przejmiesz po mnie stanowisko?- nerwy chwyciły mnie za gardło. Czułem, jak cała krew odpływa mi z twarzy. Nigdy nie myślałem o przejęciu sfory po ojcu. Zresztą miałem świadomość, że nie nadaje się na to stanowisko. Spojrzałem niepewnie na tatę.
-Ja... ja nie mogę.- powiedziałem drżącym głosem.- Bo… bo ja ...- tata przerwał mi w połowie zdania z łagodnym uśmiechem.
-Spokojnie, synku. Przewidywałem, że tak właśnie zdecydujesz i nie mam ci tego za złe. W tej okoliczności oddam stanowisko twojemu kuzynowi.- Bob, słysząc to podniósł się z krzesła i z lekkim uśmiechem pokłonił się.
-Dziękuję, wuju..."
-Nie oczekiwał, że przejmę po nim sforę. Od początku tej rozmowy wiedział, tak naprawdę, co powiem. Jakby tak pomyśleć, mógłby mieć do mnie żal, ale jednak akceptował moją decyzję i kochał mnie nadal. Dla niego zawsze najważniejsze było moje szczęście.- powiedziałem z nieznośnym poczuciem melancholii.
-Musiał być wspaniałym człowiekiem. Wiesz...- spojrzał na mnie, zaczesując moje włosy za ucho.- ...musisz zawsze pamiętać, że on będzie żył w tobie na wieki. W twoim sercu. Ponieważ prawda jest taka, że człowiek umiera wtedy, kiedy się o nim zapomni.- słysząc te słowa, wzruszyłem się, a pod moimi powiekami znów zaczęły się zbierać łzy.
-Dziękuję. Wiesz, mam pomysł, a może by...- drzwi do naszej sypialni otworzyły się gwałtownie. W progu stała zapłakana Sara.
- Alex, on... on został porwany.- dziewczyna opadła na kolana i zaniosła się głośnym szlochem.
   
   Po pięciu minutach byliśmy już na dole. W kuchni zebrała się większa część sfory wraz z grupą tropiącą. Kris przez cały czas krążył po kuchni, niczym rozjuszony tygrys. Sara usiadła obok Olivii, która od razu ja objęła, przytulając do siebie. Rafael, widząc to zamieszanie, momentalnie zmienił swoja postawę. Teraz stał przede mną silny, pewny siebie, jak na dumnego alfę sfory przystało.
-Spokój!- jego głos uciszył wszelkie rozmowy.- Kontaktowałem się już ze sforą północną, za chwilę przyjedzie tu alfa z betą i wilkami tropiącymi. Do tego czasu chciałbym, by ktoś opowiedział mi, co się dokładnie stało.- powiedział. Jego głos uspokoił, choć w małym stopniu, każdego z obecnych.
-Gdzieś koło południa, Alex zapytał mnie, czy może iść do lasu. Rano, gdy się bawił ze znajomymi, jeden ze starszych dzieciaków wrzucił mu piłkę między drzewa. Zgodziłam się. Często mu się zdarzało chodzić na spacery do lasu i zawsze wracał cało do domu. Nie sądziłam, że... że... o, Luno! To moja wina...- Sara, po raz kolejny, zaniosła się szlochem. Kristian podszedł do roztrzęsionej kobiety i przytulił ją do siebie. Czułem ogromny smutek, widząc tą straszną sytuację.
-Dobrze. Tropiciele, znaleźliście coś w lesie?- zapytał Rafael, nie chcąc już męczyć pytaniami zdenerwowanej dziewczyny.
-Oprócz śladów chłopca, które w pewnym miejscu się urywają, znaleźliśmy również ślady obcego wilka. Dokładnie takie same, jakie mięliśmy okazję znajdować przez ostatnie trzy miesiące.- odpowiedział jeden ze zmiennych. Do kuchni wszedł Adrian z Mickiem i kilkoma nieznanymi mi wilkami.
-Dobrze, że jesteście. Trzeba będzie rozdzielić się na grupy i przeczesać wszystkie sektory.- Rafael razem z Adrianem, Krisem i Nickiem zaczęli studiować mapę, ustalając plan działania. Ruszyłem w stronę wyjścia z kuchni, gdy zatrzymał mnie głos mojego męża.
-Gdzie idziesz?- zapytał, patrząc na mnie twardo. Od razu wiedziałem, że domyślił się, co planuję.
-Idę się przebrać przed wyruszeniem.- odpowiedziałem stanowczo. Gdy tylko mężczyzna spróbował mnie zatrzymać, odezwałem się zdenerwowany.- Nie będę siedział w domu na tyłku.- spojrzałem mu hardo w oczy.- Zajmij się tym, czym masz zająć. Zaraz wrócę.- powiedziałem i wyszedłem z kuchni, wyprostowany, ze sztywnymi barkami i z dumnie uniesioną głową.
  Wspiąłem się po schodach i wszedłem do sypialni. Gdy tylko przekroczyłem próg poczułem, że coś jest nie tak. Wciągnąłem powietrze i aż się cofnąłem. Tu musiał być Lucas. Rozejrzałem się przerażony, ale oprócz otwartego okna i papierowego samolotu nie ujrzałem nikogo innego. Podszedłem niepewnie do parapetu i wziąłem w ręce papier. Rozwinąłem go trzęsącymi się dłońmi i spojrzałem na tekst.
                       Witaj, wilczku!
     I jak, podoba ci się życie małżeńskie? Wiesz, po co piszę? Tak. Mam u siebie tego małego, słodkiego wilczka. Jeśli nie przyjdziesz do mnie, to wezmę go sobie na trochę do łóżka. Niezły pomysł, co? A potem go zabiję.
Wiem, myślisz, że jestem okrutny, dlatego mam dla ciebie propozycję. Przyjdziesz do mnie dobrowolnie, to puszcze wolno tego małego i oszczędzę twoje bękarty. Tak. Dobrze widzisz, będziesz mógł je urodzić. Oczywiście będziesz musiał je oddać potem swojemu mężusiowi, ale to chyba lepszy los dla nich niż śmierć. Nie sądzisz? Mam
nadzieję, że to cię zachęci. Czekam na ciebie w Wilczej Jamie.
Do zobaczenia!
 Twój Lucas.
  Ręce mi się trzęsły. „Co ja mam robić? Życie Alexa, za co? Za moje szczęście? Nie mogę tak" Pokręciłem głową. Wziąłem głęboki oddech. Wyciągnąłem czystą kartkę z szuflady koło łóżka i zacząłem pisać list do Rafaela. W oczach zalśniły mi łzy, które po chwili ciurkiem skapywały mi po policzkach. Położyłem kartkę na poduszce i wziąłem plecak. Spakowałem do niego kilka drobiazgów. Podeszłem do okna i otworzyłem je szerzej. Zeskoczyłem na daszek nad tarasem poczym zjechałem po belce na dół. Spojrzałem po raz ostatni na dom i ruszyłem w las.

***

Rafael

 Podzieliliśmy się na grupy. Wszyscy poszli się przygotować. Zostałem razem z Adrianem i Mickiem w kuchni. Młodszy chłopak usiadł na krześle, pocierając lekko swój brzuch. Adrian, gdy tylko to zauważył, przyklęknął przy nim i zaczął go delikatnie głaskać. Postanowiłem wyjść z kuchni, by dać im chwilę dla siebie.
-Coś długo Nathaniel nie schodzi. Pójdę lepiej to sprawdzić.- powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia. Gdy otworzyłem drzwi do naszej sypialni, okazało się, że jest pusta. Wszedłem do łazienki, ale tam również go nie było. Pełen obaw miałem już wyjść z pokoju, gdy dostrzegłem kartkę leżącą na pościeli. To, jak się okazało, był list od mojego aniołka.

Wybacz,
Lucas skontaktował się ze mną. To on ma Alexa. Jeśli nie pojawię się u niego to zabije małego. Nie mogę na to pozwolić. Idę po niego, tyle że ja... nie wrócę. To jest warunek, muszę zostać u Lucasa, by Alex mógł być wolny. Przepraszam cię, Rafaelu. Mogę ci obiecać, że zobaczysz nasze maleństwa. Szkoda, że nie będę mógł być przy was.
Mam nadzieję, że dobrze się nimi zajmiesz. Mimo, że cierpię, to wiem, że dobrze postępuję. W innym wypadku ucierpieliby wszyscy. Tak bardzo cię przepraszam. Nasza wieczność okazała się krótsza, niż się spodziewałem. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. Pamiętaj, że cię kocham. Tęsknota już rozdziera me serce i duszę na strzępy. Pamiętaj, proszę, że tego nie chciałem i… dbaj o siebie i o nasze dzieci, gdy wreszcie będą z tobą.
Na zawsze twój Nathaniel.

  Kartka była mokra w kilku miejscach od łez. Patrzyłem z niedowierzaniem na kartkę, a w moim sercu rosła coraz większa rana. Opadłem na kolana, nie będąc w stanie utrzymać swojego ciężaru. „Na zawsze twój”. Też coś. Ironia tych słów uderzyła w niego z przewrotną siłą.
-NIE!- z mojego gardła wyrwał się krzyk rozpaczy. Świadomość samotności, jaka mnie otoczyła była przytłaczająca.
-Co się stało?- odezwał się od progu Adrian, wchodząc z Mickiem do pokoju.
-On odszedł.- powiedziałem, czując, jak niechciane łzy bezsilności zbierają się pod moimi powiekami.
-Co?!- młodszy chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Lucas skontaktował się z nim. Zagroził, że jeśli nie przyjdzie, to zabije Alexa. I on odszedł. On... napisał, że... mam czekać na nasze dzieci i zająć się nimi.- z każdą chwilą było mi coraz ciężej mówić.- Ale ja chcę być przy nim. Być przy narodzinach naszych dzieci. Móc cieszyć się razem z nim. Ja nie mogę bez niego żyć...-po moich policzkach spłynęły łzy, których nie umiałem dłużej hamować. Mick objął mnie ramieniem.
- Spokojnie, Rafaelu. To jeszcze nie koniec. Uda nam się go znaleźć. Musimy przeszukać pokój. Może znajdziemy jakieś wskazówki.- powiedział chłopak pewnie, wstając i uśmiechając się do mnie z pewnością.
Zaczęliśmy się rozglądać po sypialni, szukając jakiś śladów, czegoś, co mogłoby nas naprowadzić na ślad mojego ukochanego. Ciągle czułem ból w sercu. Nie mogłem przestać myśleć, że może nigdy go już nie zobaczę.
- Mam!- radosny krzyk Micka sprowadził mnie na ziemie. Chłopak trzymał w ręku pogniecioną kartkę.- To list od Lucasa. Czeka na niego w Wilczej Jamie.- słysząc to, od razu ruszyłem w stronę drzwi.
-Chodźcie na dół.- w kuchni zebrali się już prawie wszyscy. Po chwili do pomieszczenia weszli również Kris i Sara. Odezwałem się, nie czekając na to, aż rozmowy ucichną. Miałem pewność, że wszyscy mnie wysłuchają.- Idziemy do Wilczej Jamy. Saro.- zwróciłem się do dziewczyny.- Poczekasz tutaj na Alexa. Powinien niedługo się pojawić.
-Jak to? -zapytała zdezorientowana.
-Nathaniel... on zgodził się zostać z Lucasem, w zamian, za wolność małego.- wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani.- Josh. Weź jeden ze szpitalnych samochodów. Chcę, byś na miejscu zajął się moim mężem, by upewnić się, że nic mu nie jest.- mężczyzna skłonił się i wyszedł z budynku.- Gotowi? W takim razie idziemy. Wchodzimy do jaskini w szyku delta. Gdy odciągnę zmiennego od Nathaniela, macie go związać linami zanim się przemieni i wyprowadzić, bym mógł zająć się mężem. Rozumiecie?!- w moich żyłach zaczęła buzować krew. Adrenalina podskoczyła mi, dając mi nowe pokłady energii.
-Tak, alfo!- wszyscy zgodnie odpowiedzieli i wyszli na zewnątrz. Widziałem, jak Mick z Elizabeth usiedli obok Sary, by czekać. Miejmy nadzieję, że na dobre wieści.

11 komentarzy:

  1. Rzeczywiście krótko acz treściwie:)
    No i ciekawie.
    Ah ten paskudny Nathaniel. Czemu nie pokazał tego listu Rafaelowi ???
    No to się zaczyna dziać.
    Czekam na akcje i oczywiście szczęśliwe zakończenie :)
    Weny życze
    Pozdrawiam
    lucynaleg

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,Podeszłem do okna i otworzyłem je szerzej." ,,Podszedlem".
    O jezu jezu jezu, ile emocji! Mam nadzieje, ze Lucas nic mu nie zrobi, biedy Alex. On jest taki malutki, a juz taki koszmar przezyc.. Lucas nie ma w ogole serca, mysli tylko o sobie. Czuje, ze z tymi dziecmi klamie i tak naprawde by je zabil przy okazji.
    Mam nadzieje, ze nic sie nie stanie ani Natanielowi ani dzieciom ani nikomu innemu, choc oczekuje sensacji u dla mnie moze umrzec ktores z dzieci, wybaczcie :D
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Nareszcie coś się zaczyna dziać. Za słodko już było. Trochę dreszczyku się przyda. Już nie mogę doczekać się dalszego ciągu - co Ty ciekawego wymysliłaś? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział. Zaczął się spokojnie i niewinnie ale ta końcówka. Mam nadzieję że Lucas nie zdąży nic mu zrobić.
    Może i na niego czeka szczęśliwe zakończenia a jak nie to chociaż szybkie żeby już nie mieszał.
    Rozdział krótki ale jeden z najlepszych dzięki dreszczykowi.
    Już nie mogę się doczekać na przyszły tydzień.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudne ! <3 Uwielbiam to opowiadania , i uwielbiam jego słodkość , dla mnie jej nigdy za dużo więc mam nadzieję na szczęśliwe zakończenie tej sytuacji . Choć jak dla mnie może być jeszcze jeden rozdział z dreszczykiem . Dużooooooo weny :D
    Hans

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tu beczę łeeeeeheeeeee chlip masakra. Mam nadzieję że im się nic złego nie stanie.
    Pozdrawiam i dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne, krótko, ale bardzo wymownie. Nie wierzę,że Nathaniel dał się tak omamić, przecież wiadomo,że Lukas nie pozwoli mu urodzić dzieci.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiedziałam, że było za różowo, czemu Nathaniel jest taki naiwny, przecież Lucas jest wściekły o te dzieci, na pewno mu nie da ich urodzić ;-; Mam nadzieję, że się pospieszą i go znajdą ;-;

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    jak dobrze, że znaleźli ten list od Lucasa wiedza przynajmniej gdzie się udał Nataniel i gdzie maja go szukać... ale zastanawia mnie jak on tak niespostrzeżenie się tam dostał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    wspaniale, całe szczęście, że znaleźli ten list od Lucasa wiedzą przynajmniej gdzie mają szukać Nataniela... zastanawiam się jak on tak niespostrzeżenie się tam dostał...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, dobrze, że znaleźli ten list od Lucasa wiedzą przynajmniej gdzie mają szukać Nataniela... ale zastanawiam się jak on tak niespostrzeżenie się tam dostał...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń