czwartek, 26 czerwca 2014

Zazdrość nie popłaca - one shot




Tutaj jest obiecany one- shot napisany wspólnie z Mito. Zapraszam również na jej bloga Ai Wa Hidearu 
Beta: Oli-chan



David
Było ciepłe popołudnie. Słońce świeciło wysoko, zmuszając ludzi do schronienia się w cieniu. Szedłem w stronę kawiarni w której pracował Tommy. Moje niebieskie włosy opadały luźno na plecy tak, jak zawsze to lubiłem. Widząc spojrzenia przechodniów, uśmiechałem się drapieżnie, posyłając im mroźne spojrzenie. Taa, cały ja.
***
Tom
W kawiarni było gorąco. Stałem za ladą, zachęcając klientów na większe zamówienia, wykorzystując swoją delikatną i jak to często mówią, niewinną urodę. Starałem uśmiechać się pogodnie, choć było to trudne, gdyż na co dzień stał koło mnie TEN facet. Po raz kolejny próbowałem go spławić. Mężczyzna od dwóch tygodni łaził za mną, próbując się ze mną umówić. Próbował już flirtów i przekupstwa, nie stroniąc od przekraczania przestrzeni osobistej, co doprowadzało mnie do szału. Dzwonek wiszący nad drzwiami obwieścił czyjeś przybycie. Gdy tylko zobaczyłem, kto stoi w drzwiach wiedziałem, że szykują się kłopoty.
***
David
Co, do cholery?! Co to, kurwa, za gość?! Czemu on się lepi do MOJEGO aniołka? I do tego on mu pozwala?! Nie mogłem na to dłużej patrzeć, szybkim krokiem przebyłem odległość dzielącą mnie i tę dwójkę. Chwyciłem mężczyznę za ramię, odciągając go od mojego kochanka i uderzyłem go mocno w twarz, aż upadł.
- David!! - krzyknęło moje słońce. - Co ty wyprawiasz?!
Spojrzałem na niego, zły.
- Co?! Ja chyba powinienem się ciebie zapytać! - mój chłopak wstał i patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
- Mnie?! To nie ja go uderzyłem! - krzyknął.
- Pozwalałeś żeby cię macał! - Byłem wściekły, ale również przestraszony, że to może być jego kochanek, że mnie zdradzał. Gdyby tak było... nie chcę nawet o tym myśleć.
***
Tom
Czułem sie upokorzony. Nigdy bym się nie spodziewał takiego braku zaufania ze strony Davida.
- Nie pozwalam się macać, idioto. Od dwóch tygodni spławiam palanta. Nigdy bym cię nie zdradził. Przecież wiesz, że cię kocham. – powiedziałem, patrząc na niego zranionym spojrzeniem. Zawsze to na niego działało i tym razem się nie przeliczyłem.
- No... ja ufam ci… znaczy… cholera, nie patrz tak na mnie. – powiedział, odwracając twarz. Uśmiechnąłem się wewnętrznie. Wyszedłem zza lady i pomogłem się podnieść mężczyźnie z ziemi.
- David, idź do domu. Jak wrócę, to pogadamy. – powiedziałem, patrząc na niego znacząco. Widziałem, jak jego policzki lekko się różowią, ale mimo to, zdawał się być niewzruszony.
- A żebyś wiedział, że sobie pogadamy. – powiedział, niczym groźbę, po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł, zostawiając mnie z dość dużym, krwawiącym i słaniającym się na nogach kłopotem.
***
David
No nie!
Znowu mu się dałem!
Idąc do naszego wspólnego mieszkania, targałem sobie włosy i niejednokrotnie kolnąłem. Kilka starszych babć, z którymi jechałem metrem, patrzyło na mnie dziwnym wyrokiem. Pokazałem im fuck'a, zanim wysiadłem. Jeszcze słyszałem ich oburzone fuknięcia. Byłem na siebie zły, że tak gwałtownie zareagowałem, ale to nie moja wina! Tom mógł mu się nie dawać dotykać! Prychnąłem zły i wyszedłem do pobliskich delikatesów. Podszedłem do kasy i zakupiłem paczkę papierosów. Wracając chodnikiem do naszego ciemnożółtego bloku, opaliłem jednego szluga. Podniosłem głowę i spojrzałem w popołudniowe, bezchmurne niebo.
BUM!
Nagle w coś uderzyłem z takim impetem, że aż upałem. Spojrzałem, co to takiego, trzymając się za rozciętą skroń. Przede mną stała... uliczna latarnia.
Że kurwa co?! Tak się zamyśliłem, że jej nie zobaczyłem?
- P-p-przepraszam, wszystko w porządku? - usłyszałem cieniutki, dziewczęcy głos po mojej lewej.
***
Tom
Gdy pomogłem się jako tako ogarnąć poszkodowanemu, podszedłem do swojego szefa i uśmiechając się do niego jak najniewinniej odezwałem się.
- Szefie... ja wiem, że pewnie jesteś zły. Cala ta akcja… i... i w ogóle, ale… - spojrzał na niego załzawionym spojrzeniem. – Zależy mi na moim chłopaku i… i chciałbym z nim wszystko sobie wyjaśnić. Proszę, niech mi pan pozwoli. Ten jedyny raz wyjść wcześniej. - Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę, po czym poczochrał włosy, z dość łagodnym uśmiechem.
-No dobra, ale to pierwszy i ostatni raz. -pogroził. Kiwnąłem głową i już mnie nie było. Całą drogę, jaka spędziłem układałem sobie w głowie, co powiem Davidowi. Starałem się wyciszyć, by niepotrzebnie nie zaczynać od progu awantury, ale gdy zobaczyłem, jak na środku ulicy pochyla się nad nim jakaś dziewczyna, krew we mnie zawrzała. Nosz kurwa, on mi odwala, a sam co? Jakiejś dziewczynie pozwala sie dotykać? Dziewczynie?! Podbiegłem do nich czym prędzej. Wykorzystując swoją dość drobną budowę, przepchnąłem się bez problemu obok niej.
- Co ty sobie myślisz, wywłoko?! Do mojego faceta?! – Zapytałem, przytulając się do niego, jak mały chłopiec. Nie pozwolę sobie go odebrać. Co to, to nie!
***
David
- Tommy? - co on tutaj robi? Mniejsza z tym.
Wstałem. Dlaczego do tej biednej dziewczyny tak startuje?
- P-p-przepraszam? - wyjąkała brunetka. - Czy wy może…? - wskazywała palcem, to na mnie, to na mojego chłopaka. - Czy jesteście razem? – dokończyła, czerwieniąc się lekko.
- Tak! - warknął Tom, mocniej ściskając moje ramię. Na te słowa, dziewczyna stała się cała czerwona, a jej oczy rozbłysły nienaturalnym entuzjazmem. Moment... ona nie może być...
- Jesteś yaoistką? – spytałem, odsuwając się od niej trochę.
- TAK! OMG ! Jesteście tacy słodcy! - przyłożyła sobie ręce do czerwonych policzków i zaczęła skakać w miejscu, co chwila pisząc i śmiejąc się na przemian. Odczepiłem ramię mojego boy'a od mojego własnego, podszedłem do rozpiszczanej dziewczyny. Położyłem jej ręce na ramionach i starałem uspokoić, w zamian usłyszałam ciche warknięcie mojego Tomiego.
- Hej, spokojnie... - starałem się, ale coś mi nie wyszło.
- Lena! - usłyszałem czyjś głos. Spojrzałem ponad brunetkę i zauważyłem wysoką blondynkę, która szła szybkim krokiem w naszym kierunku. Chwyciła dziewczynę za ramię i odciągnęła ode mnie. – Lena, co ty robisz?! - warknęła na nią, po czym spojrzała przepraszająco na mnie i Toma. - Bardzo was przepraszam. Ona jest chora psychicznie. Bardzo was przepraszam! - rzekła, a zaraz po tym, pociągnęła Lenę w kierunku z którego przyszła. Już chciałem się odwrócić do mojego ukochanego, ale nagle poczułem czyjeś ręce na moim ramieniu i ciche słowa.
- Jutro. Rano. Sklep. Do zobaczenia. - szepnęła dziewczyna, po chwili odbiegła. Z uśmiechem zacząłem jej machać na pożegnanie. Hmm, będę mieć jutro towarzystwo i nie koniecznie to będzie mój partner.
***
Tom
Czułem, że zaraz wybuchnę, widząc, jak David w ogóle nie reaguje na podchody małolaty. Podszedłem do niego i zapytałem:
- Czego ona od ciebie chciała? - David nadal się szczerzył radośnie.
- Ona jest yaoistką. Czego może chcieć? Spotkać się i pogadać.- spojrzałem na niego zaskoczony.
- Zamierzasz się z nią spotkać? – zapytałem, przybierając minę zbitego szczeniaka. - Szukasz pocieszenia w ramionach jakiejś dziewczyny. - David pobladł raptownie.
- Ale to nie tak. Ja przecież nigdy... – zaczął, ale ja nie dałem za wygraną. Popatrzyłem na niego zaszklonymi oczkami .
- No no, już ja to widzę. - powiedziałem płaczliwie, grając przed nim. Już ja się upewnię, że to nie tak. Oj, będzie cię tyłek bolał…, pomyślałem złośliwie.
- ... kochanie? – zapytał, dotykając mojego ramienia.
- Tak? - spojrzałem na niego spod lekko opuszczonych powiek, nadymając lekko policzki. Starałem się jak najbardziej wzbudzić w nim wyrzuty sumienia.
- Będziemy tu stać czy...? - powiedział niepewnie. Słysząc to, uśmiechnąłem się diabelnie, odrzucając maskę.
- Kocie naszej rozmowy nie możemy dokończyć tutaj. Chodź. - powiedziałem ze złowieszczym uśmiechem, po chwili znów spojrzałem na niego niewinnie. Jego mina mówiła mi, że już wie, co go czeka
***
David
Co. To. Jest. Za. Uśmiech? Ja się go, cholera, boję... Chociaż podnieca mnie ta jego strona, której nie znam. Mrrrrrrr...
Tom chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku naszego mieszkania. Byliśmy już przed wejściem, kiedy niespodziewanie się odwrócił i powiedział z szatańskim uśmiechem:
- Zapomniałem kluczy. Kochanie, otwórz. - wymruczał seksownie. Na dziwie TAKIEGO jego głosu przeszedł mnie dreszcz. Zacząłem szukać ich po kieszeniach, cały czas czując na sobie drapieżny wzrok mojego kochanie. Kiedy już znalazłem moja zgubę i chciałem otworzyć drzwi poczułem mocne uderzenie w... pośladek.
Chwyciłem się za bolące miejsce i zacząłem piorunować wzrokiem mojego kochanka. Na co on odwrócił głowę, udając, że nie wie, o co chodzi. Prychnąłem cicho pod nosem. Otworzyłem drzwi i nie czekając na Toma , ruszyłem do windy. Wszedłem do środka i nacisnąłem przycisk z cyfrą '19'. Winda już miała ruszyć, kiedy mój boy do niej wpadł, dosłownie, jak burza i przycisnął mnie do ściany.
***
Tom
Gdy tylko wsiedliśmy do windy, to był koniec dominowania Davida, a zaczął się mój świat. Popchnąłem go na ścianę i mocno przywarłem do jego ust. Otarłem się nabrzmiałym już członkiem o jego męskość, wyrywając z jego ust głośny jęk.
- Tak, kocie, jęcz. Zaraz dostaniesz tyle przyjemności, że cię powali. Pamiętaj, jesteś mój, a ja jestem twój. To się nie zmieni, więc nie szukaj zdrady tam..., - polizałem lekko jego szyję. - … gdzie jej nie ma.
Winda się zatrzymała, lecz nie zwróciłem na to uwagi, wsadzając swoją ciekawską dłoń w jego spodnie. Nagły, dość wysoki pisk wyrwał mnie z zamroczenia. W wejściu do windy stała nasza sąsiadka.
- Ups. - mruknąłem z wesołym uśmiechem.
***
David
O, cholera... W wejściu stała nasza sześćdziesięcioletnia sąsiadka. Cały czerwony wychyliłem się zza Tommy'ego i wymusiłem miły uśmiech.
- D-d-dzień dobry, pani Sprout. -z trudem powiedziałem, ponieważ czyjeś ciekawskie kolano uciskało moje krocze. Tom patrzył tylko na mnie i z szatańskim uśmiechem mi to robił.
- Wy...wy...wy...wy...wy cholerni zboczeńcy! – krzyknęła, cała czerwona. Odwróciła się na pięcie, wychodząc klęła jeszcze, na czym to ten świat stoi. Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły mój chłopak znowu pochłonął moje usta w drapieżnym pocałunku, a moje krocze znowu zostało zaatakowane przez jego kolano. Pozwalałem mu na to, dopóki nie znaleźliśmy na naszym piętrze.
Wyrwałem mu się i pobiegłem do drzwi naszego mieszkania. Już je otwierałem kiedy...
***
Tom
David wyleciał, niczym puszczony z procy, gdy tylko drzwi od windy się otworzyły. Uśmiechnąłem się rozbawiony i nim zdążył je otworzyć, objąłem go w pasie i znów chwyciłem za krocze.
- Ach… Co ty robisz? Chcesz kolejną sąsiadkę przyprawić o zawał? - zapytał David, nieco wyższym głosem, niż normalnie. Zadowolony pomogłem mu otworzyć drzwi i wepchnąłem do środka. Chłopak upadł na podłogę, z czego chętnie skorzystałem i położyłem się na nim. Otarłem się po raz kolejny o jego krocze, rozrywając jego koszulę. Sutki sterczały dumnie, przykuwając mój wzrok. Oblizałem łakomie usta i nie czekając, aż coś skomentuje na temat koszuli, polizałem jeden ze sterczących kuleczek. Następnie zassałem się lekko, wiedząc, jak zareaguje na to mój kochanek.
***
David

Z moich ust wyrwał się długi i przeciągły jęk. Tom na przemian ssał i pocierał moje sutki, do tego ocierał się swoim pobudzonym kroczem o moje. Zaczął całować mnie po piersi i szyi. Jej poświęcił dużo więcej uwagi. Ssał, pieścił i podszczypywał każdy jej fragment, raz po raz robiąc mi malinki. Kiedy chciał przenieść się w niższe rejony, podniósł głowę i spojrzał w moje oczy. Wykorzystałem ten moment na ucieczkę. Wyślizgnąłem się spod niego, wstałem na równe nogi i pobiegłem w kierunku salonu połączonego z kuchnią...

***
Tom

Patrzyłem rozbawiony, jak ucieka, chcąc się zapewne gdzieś zamknąć. Z drapieżnym uśmiechem pobiegłem za nim i nim zdążyłem go złapać w kuchni, od razu kładąc na stole...
- No, kocie, chciałem cię zabrać do miękkiego i ciepłego łóżka, ale w obecnej sytuacji...- pociągnąłem jego spodnie warez z bielizną.- ...nie będzie to możliwe.- powiedziałem, wyciągając olejek z kieszeni spodni. Następnie nawilżyłem palec i bez ostrzeżenia wbiłem w jego ciasną dziurkę.
- Achh... - jęknął rozkosznie, przyciągając mnie do siebie ramionami.

***
David
Kiedy wsadził we mnie pierwszego palca poczułem, że muszę mieć go jeszcze bliżej. Wyciągnąłem ramiona, przyciągnąłem go do długiego i namiętnego pocałunku. Pospiesznie zacząłem ściągać mu koszulkę. Jak tylko się jej pozbyłem, uwolniłem jego usta spod mojej chwilowej władzy i zjechałem pocałunkami na szczękę, smukłą szyję oraz ramię. Robiłem mu malinki, rysowałem esy-floresy, lizałem do czasu, aż jego sprawna drobna dłoń nie zaczęła bawić się moim penisem. Oderwałem się od jego ramienia, a z moich opuchniętych ust wyrwał się głośny jęk przyjemności. Moje biodra zaczęły bez udziału mojej woli nabijać się na penetrujący mnie palec oraz wpychać w gorącą, pieszczącą mnie dłoń mojego ociekającego już sokami penisa. Moje jęki roznosiły się po całym mieszkaniu. Po chwili, kiedy jeden palec, to było za mało, zacisnąłem się na nim i odciągnąłem głowę Toma, chroniąc się tym samym przed zrobieniem kolejnej malinki na mojej bladej piersi.
- T-t-t-t-tommy... D-d-d-d-d-d-drugi... -wyjęczałem wprost w jego gorące usta. Moje biodra naparły na jego dłoń, a usta po raz kolejny spotkały się w drapieżnej pieszczocie
***
Tom
Słysząc jego błagania, uśmiechnąłem się, zadowolony, oddając pocałunek. David cały czas napierał na moją dłoń. Widząc, że jest już na granicy wytrzymałości wsadziłem kolejny palec.
- Ach… O, taaak. - jęknął przeciągle. Mój penis, coraz bardziej napierał na spodnie. Czułem ból w lędźwiach. Odsunąłem się od niego trochę, co spotkało się z jękiem niezadowolenia. - Tommy…?
- Muszę sobie rozpiąć spodnie, kocie. No, chyba że chcesz, bym został impotentem, ale wtedy... –mruknąłem, gdy rozpiąłem rozporek. Nachyliłem się nad nim i bez ostrzeżenia wsadziłem w jego dziurkę trzeci palec. - ...nie dokończymy naszej zabawy. Widziałem, jak jego oczy zaczynają mocniej błyszczeć, pokazując, jak bardzo jest już podniecony. Z jego penisa ciekły soki, mocząc uda. Wyglądał on w tym momencie, jak obraz seksu. Oblizałem łakomie usta i wyjąłem palce. Widząc zawód w jego oczach, zacząłem powoli ściągać spodnie, by przedłużyć jego oczekiwanie.
***

David

Jęknąłem niezadowolony, kiedy jego palce opuściły moje wnętrze, które pulsowało z potrzeby.
Otworzyłem leniwie oczy i ujrzałem mojego chłopaka, pochylającego się nade mną. Patrzył na mnie jakbym był ósmym cudem świata. Był już w stanie gotowości, jego spodnie były opuszczone do kostek wraz z bielizną. Nie umyślnie oblizałem się i właśnie w tym momencie mój chłopak pocałował mnie namiętnie, przy okazji napierając na moją dziurkę. Z mojego gardła wydobył się głośny jęk. Jednak Tom nie posunął się dalej, jak tylko główka jego penisa przeszła przez pierwszy krąg moich mięśni, to się zatrzymał. Otworzyłem przymknięte wcześniej powieki. Zachłysnąłem się powietrzem, kiedy ujrzałem jego wzrok.
- Złap mnie za szyję. - szepnął mój Tommy. Posłusznie wykonałem polecenie. Oplotłem go rękami dookoła karku, a nogi skrzyżowałem w kostkach. Wtem zostałem chwycony za pośladki i uniesiony w górę. Na to, jęknąłem przeciągle. Chłopak ruszył z miejsca i skierował swoje kroki w kierunku naszej sypialni. Przy każdym kroku towarzyszyły mu moje jęki i posapywania.
***

Tom
  
Z przyjemnością słuchałem, coraz to głośniejszych jęków mojego kota. Chłopak wił się w moich ramionach, utrudniając mi dojście do sypialni. Mimo to, już po chwili kładłem Davida na łóżku, przy okazji ostro się w niego wbijając.

- Och... Aaach, Tommy, jeszcze... pro-proszę, jeszcze. – powiedział, spoglądając głęboko w moje oczy.
Nie odrywając od niego oczu, pchnąłem po raz kolejny. Mocno - tak, jak chciał. Czułem ogromną przyjemność. Patrzenie na twarz Davida podniecało mnie niesamowicie, a ciasna dziurka tylko mnie bardziej nakręcała. Zacząłem dość  mocno poruszać biodrami, cały czas uderzając w prostatę mojego kochanka. Widząc, że jest już blisko, ścisnąłem jego penis, nie pozwalając mu dojść.

- Ach… aaa...Tomm… och! Tommy, pozwól mi dojść. Ja… ja jużeż… o, rany…! – sapnął, gdy wyszedłem prawie cały i zacząłem się w niego powoli zanurzać.

- Najpierw musimy coś ustalić, kocie. Jestem twój, a ty jesteś mój, tak? – zapytałem, zwalniając cały czas, by samemu nie dojść zbyt szybko.

- O, Boże... ach, tak jestem twój, a ty… ty mój... mocniej, Tommy. - uśmiechnąłem się przebiegle i zatrzymałem.

- Czyli, koniec z zazdrością, kocie?- chłopak kiwnął głową, wpatrując się we mnie wyczekująco. - W porządku, to teraz powiedz, czego chcesz.
-  Chcę, żebyś mnie wypieprzył i pozwolił dojść. - uśmiechnąłem się do niego i bez ostrzeżenia wszedłem w niego, narzucając od razu szybkie tempo. - Aaa! Tommy, jeszcze, proszę, ach...! – czując, że już dłużej nie wytrzymam puściłem jego członek, przez co David od razu doszedł. Pchnąłem ostro, po raz ostatni i doszedłem w nim. Opadłem na łóżko zmęczony.

- Kocham cię, kocie. – powiedziałem, całując go mocno.

- A ja ciebie. – mruknął, by po chwili już spać spokojnie, przytulając się do mnie.

***
*4 miesiące później*

Siedziałem spokojnie w domu, ciesząc się dniem wolnym od pracy. David chodził od dwóch tygodni strasznie rozdrażniony, wiec z chęcią korzystałem z jego nieobecności.

Właśnie miałem pójść do kuchni po coć zimnego do picia, gdy drzwi od mieszkania otworzyły się z hukiem, a w progu pojawił się zdenerwowany David.

- Co się znowu stało, kocie? Wyglądasz, jakbyś chciał komuś przywalić. – powiedziałem, przezornie cofając się lekko.

- Bo tak jest. Przez ciebie ja... ja... - nagle jego oczy się zaszkliły. Podał mi małą teczkę, by po chwili usiąść na krześle i się rozpłakać. Zajrzałem zaciekawiony do środka, a tam znalazłem... zdjęcie USG. A dokładniej, zdjęcie mojego i Davida dziecka. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego, przygarniając do siebie ramieniem.

- No i czemu płaczesz. Bo ja się cieszę,  ale nie wiem, co mam o tym myśleć. – powiedziałem, wycierając mu oczy.

- Masz się cieszyć. Tak, jak ja. Kocham cię. – powiedział, całując mnie w usta.



Koniec :* 
Tommy



Rozdział X

 Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Przepraszam za opóźnienie, ale byłam w pracy, a rozdział miał się sam dodać o 8:30 ale *jak widac* się jednak nie dodał :P

P.S. Pózniej dodam one-shota napisanego przeze mnie i Yume Mito <3 także zapraszam. Mam nadzieję, że się wam spodoba.

                       Nathaniel

   Od trzech tygodni jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Rafael dawał mi mnóstwo szczęścia. Dzień wcześniej byliśmy na Wilczym Wzgórzu.
   ,,Leżałem spokojnie przytulony do Rafaela. Słońce grzało delikatnie moją twarz swymi ciepłymi promieniami. Czułem się lekki niczym piórko. Gdy poczułem pocałunek na swoim ramieniu, od razu otworzyłem oczy. Mój ukochany uśmiechał się do mnie.
-Dlaczego się tak uśmiechasz?- zapytałem zauroczony jego przystojna twarzą.
-Bo uwielbiam patrzeć, jak leżysz tak spokojnie.- powiedział i pocałował mnie prosto w usta. Jego ręce zawędrowały pod moja koszulkę. Niespiesznie gładził mój tors. Przybliżyłem się do niego i otarłem, próbując dostarczyć nam obu większej przyjemności. Rafael zaczął zdejmować moje spodnie...”
-...Nath, czy ty mnie słuchasz?- przy barku siedział Mick. Patrzył na mnie z pobłażliwym błyskiem w oku.- Sądząc, po tym rumieńcu i błyszczących oczach, to nie. Ciekawe, o czym myślałeś?- powiedział sarkastycznie.- Pytałem, czy zastanowiłeś się, co chcesz dostać w prezencie. Twoje urodziny są już za tydzień i ja na prawdę chciałbym widzieć, co byś chciał.- spojrzałem na niego skruszony.
-Przepraszam. Nie zastanawiałem się. Poza tym nie jest to ważne.- odpowiedziałem z uśmiechem, po czym dodałem.- Podąć ci coś ?- Mick pogłaskał się po wypukłym już brzuszku.
-Hmm, na co my mamy ochotę...- zastanawiał się chwilę, po czym z szerokim uśmiechem powiedział.- Już wiem! Daj mi gorącą czekoladę z bitą śmietaną na wierzchu. Do tego ciastko francuskie ze szpinakiem. Tylko gdybyś mógł polać je sosem toffi, byłbym wdzięczny.- spojrzałem na niego z niedowierzaniem, po czym niepewnie kiwnąłem głową.
   Wziąłem się za robienie czekolady. Olivia wyszła pół godziny temu z Nickiem, gdy zaproponowałem, że zostanę na trochę sam. Nie było dziś dużego ruchu, dlatego nie widziałem problemu. Po chwili podałem Mickowi gotowy napój i oparłem się o blat, czekając aż ciastko się zagrzeje. Patrzyłem niepewnie w podłogę, po raz kolejny dzisiaj kręciło mi się w głowie. Męczyłem się już z tym od wczoraj. Mikrofalówka dała sygnał, że skończyła pracować. Wyjąłem ciastko i wtedy poczułem nieprzyjemny zapach szpinaku i czosnku. Cała zawartość żołądka momentalnie podeszła mi do góry. Położyłem talerzyk przed przyjacielem i pobiegłem do łazienki. Czułem nieprzyjemne skurcze w brzuchu, gdy cały mój obiad lądował w muszli. Gdy torsje ustały, stanąłem niepewnie na nogach. Opłukałem usta i wyszedłem z łazienki.
-Wszystko w porządku, Nath? Nie wyglądasz najlepiej.- zapytał Mick, gdy tylko mnie zobaczył.
-Już w porządku. Po prostu zrobiło mi się niedobrze.- odpowiedziałem niemrawo, chwiejąc się lekko na nogach. Usiadłem na krześle, by się nie przewrócić.
-Bierz telefon w łapkę i dzwoń do Olivii niech wraca tu, a ty jedziesz do domu. Wyglądasz źle. Powinieneś odpocząć.– powiedział stanowczo chłopak.
-Chyba masz racje. Nie czuję się teraz za dobrze. Od wczoraj mam zawroty głowy. Pewnie się czymś zatrułem.- wykręciłem numer do przyjaciółki. Trzydzieści minut później była już w kawiarni. Gdy tylko mnie zobaczyła otworzyła szerzej oczy.
-Jak ty wyglądasz?! Uciekaj mi zza tego barku. Idź do domu i nie wychodź już dzisiaj. Najlepiej się połóż i odpocznij. Jak wrócę wieczorem do domu to chcę cię zobaczyć grzecznie leżącego w łóżku.- powiedziała stanowczo i zwróciła się do ciężarnego chłopaka.- Mogę cię prosić byś go odwiózł do domu?
-Oczywiście, że tak. Dopilnuję, by dotarł cały do domu.- Mick uśmiechnął się do niej, wziął mnie pod rękę i poprowadził do wyjścia z kawiarni. Pomachałem Olivii na pożegnanie i posłusznie wyszedłem na zewnątrz. Gdy tylko usiadłem na siedzeniu w samochodzie, ułożyłem się wygodnie, przymykając oczy. Czułem na sobie przenikliwy wzrok przyjaciela. Nie zapytałem go jednak o to, tylko pogrążyłem się we śnie.

                               ***

                         Rafael

  Wyszliśmy razem z Krisem z centrum handlowego w mieście. Od trzech godzin chodziliśmy od jednego sklepu do drugiego, ale w żadnym nie znalazłem tego czego szukałem. Chciałem się oświadczyć Nathanielowi, a żeby to zrobić potrzebowałem pierścionka. Musiał pasować idealnie do mojego aniołka, niestety, jak na razie go nie znalazłem. Byliśmy już obaj zmęczeni, lecz nie zamierzałem odpuścić. Weszliśmy do kolejnego sklepu. Był on mały i miał swoje lata. Do razu spodobało mi się jego wnętrze. Za ladą stał sędziwy staruszek. Uśmiechnął się do nas pogodnie.
-W czym mogę pomóc?- zapytał uprzejmie, patrząc na nas.
-Szukam z bratem pierścionka.- odpowiedziałem.
-A z jakiej to okazji?- zdziwiłem się słysząc to pytanie, ale odpowiedziałem.
-Chcę się oświadczyć mojemu partnerowi. Szukam jakiegoś subtelnego i delikatnego pierścionka, który pasowałby do mojego ukochanego.- mężczyzna patrzył na mnie przez chwile.
-Hmm… subtelny i delikatny...- sprzedawca podrapał się po brodzie, po czym powiedział.- Zaczekajcie tu chwilę.- staruszek zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Do naszych uszu dochodziły odgłosy upadających pudelek. Po chwili mężczyzna wyszedł jednak z uśmiechem na twarzy.- Proszę bardzo. Znalazłem.- położył przede mną małe pudełeczko. W środku leżał srebrny pierścionek. Jego tarcza była pleciona. Na środku był wsadzony niebieski kamyk. Gdy tylko na niego spojrzałem, wiedziałem, że to właśnie to.
-Jest idealny.- powiedziałem i uśmiechnąłem się do staruszka. Odwzajemnił uśmiech, choć nie sięgał on jego oczu.
-Cieszę się, że ci się podoba. Zrobiłem go dla mojej żony. Miałem jej go podarować w dniu naszej 55 rocznicy ślubu, ale nie udało mi się.- spojrzałem na niego zszokowany. W jego oczach kręciły się łzy, które umiejętnie hamował.- Potrącił ją samochód. Chorowała na serce, które nie wytrzymało podczas wypadku.
-Och, ja nie mogę go kupić.- powiedziałem szczerze, słysząc tą opowieść. Współczułem temu mężczyźnie. Stracić ukochaną osobę to przeżycie, którego nie życzy się najgorszemu wrogowi.
-Nie, chłopcze, bierz go dla ukochanego. Pragnę go sprzedać, ale nie byle komu. Gdy na ciebie patrzę, widzę od razu, jak mocno go kochasz, dlatego wiem, że możesz go wziąć.- powiedział, pakując go.
-Dziękuję. Naprawdę.- powiedziałem. Po zapłaceniu i pożegnaniu się z mężczyzną wsiedliśmy do samochodu.
-To co? Nareszcie do domu.- Kris spojrzał na mnie błagalnie.
-Nie, jeszcze do kwiaciarni. Muszę zamówić kwiaty.- powiedziałem i odpaliłem silnik.
-Kwiaty? Jakie kwiaty?- zapytał zdezorientowany.
-Na urodziny Nathaniela. Muszę zamówić sto jeden róż. Sto czerwonych i jedna białą. – wytłumaczyłem.- To w niej będzie pierścionek.
-O, widzę, że będzie kreatywnie.- Kris pokręcił rozbawiony głową.
-Dla mojego anioła wszystko.

                               ***

                      Nathaniel

   Poczułem delikatne szturchniecie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że stoimy przed głównym domem watahy Micka. Spojrzałem na niego lekko spłoszony.
-Spokojnie. Chciałem po prostu z tobą porozmawiać.- powiedział uspokajająco chłopak.
-W porządku, co się stało?- zapytałem zdziwiony, widząc jego niepewną minę.
-Nath, bo...mówiłeś, że masz zawroty głowy, wymiotowałeś dzisiaj i wiesz...ja też tak miałem na początku ciąży.- początkowo nie rozumiałem, o czym on do mnie mówi. Gdy jednak dotarła do mnie prawda, otworzyłem szerzej oczy.
-Myślisz, że jestem...jestem w ciąży?- zapytałem zszokowany.
-Tak mi się wydaje, dlatego wziąłem cię do siebie, byś zrobił test. W porządku?- kiwnąłem głową. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy do gabinetu chłopaka. Bez słowa podał mi pudełeczko z testem i wysłał do łazienki. Zamknąłem się w środku i odetchnąłem głęboko. Zrobiło mi się niedobrze. Co, jeśli faktycznie jestem w ciąży? Nigdy nie rozmawiałem o tym z Rafaelem. Nie wiedziałem, co on o tym myśli. Pełen niespokojnych myśli, wyjąłem test. Zrobiłem wszystko tak, jak napisali na pudelku i wyszedłem z łazienki. Mick siedział na fotelu i głaskał się po brzuchu z łagodnym uśmiechem. W pewnym momencie w jego oczach pojawiły się łzy. Zaalarmowany podszedłem do niego.
-Coś cię boli?- zapytałem natychmiast.
-Nie, po prostu się poruszył.- powiedział, łapiąc mnie za rękę i przykładając do swojego brzucha. Po chwili poczułem lekkie poruszenie pod dłonią. Spojrzałem na chłopaka zaskoczony. Ten tylko cały czas się promiennie uśmiechał. W tym momencie patrząc tak na niego i czując ten ruch zapragnąłem swojego dziecka, jak niczego bardziej. Spojrzałem na test w mojej ręce. Nie było jeszcze wyniku.
-Trzeba poczekać pięć minut, usiądź, spokojnie. Zaraz się wszystkiego dowiemy.- powiedział wskazując fotel za mną. Usiadłem posłusznie, czekając na wynik. To chyba będzie moje najdłuższe pięć minut w życiu. Kręciłem się niespokojnie na fotelu . Sam już nie byłem pewny, czego chcę. Zdenerwowany spojrzałem znów na chłopaka.
-I co? Jest już wynik?- spojrzał po raz kolejny na test i na jego twarz wypłynął uśmiech.
-Jest. Pozytywny. Nath...-jego uśmiech zniknął z twarzy, gdy na mnie spojrzał. Radość, która jeszcze niedawno mnie ogarnęła odeszła, a na jej miejsce wrócił strach. Czułem, jak łzy napływają mi do oczu.
-O, Luno, co ja zrobię, jeśli Rafael nie będzie zadowolony? My nigdy...nigdy nie rozmawialiśmy nawet o...- nie powiedziałem już nic więcej, tylko się rozpłakałem. Poczułem, jak ciepłe ramiona przyjaciela obejmują mnie opiekuńczo.
-Cii...spokojnie, nie denerwuj się tak. Na pewno wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, Rafael na pewno się ucieszy. No, już...- jego słowa uspokoiły mnie trochę. Usiadłem niepewnie i wytarłem mokre policzki. Odezwałem się niepewnie.
-Myślisz, że faktycznie się ucieszy? A ty,  kiedy się dowiedziałeś o ciąży?- zapytałem.
-W połowie drugiego miesiąca. Próbowałem się zmienić w wilka i zemdlałem. Adrianowi powiedziałem trzy tygodnie później.- przeliczyłem wszystko szybko w głowie.
-Czyli to już czwarty miesiąc?- chłopak pokiwał głową i pogłaskał się pieszczotliwie po brzuchu.
-Tak i dzisiaj moje maleństwo dało o sobie znać.- uśmiechnąłem się mimowolnie.
-Ale jak ja mam mu to powiedzieć...? - mruknąłem mało przekonany.
-Powiesz, jak będziesz gotowy, ale uwierz mi, to jest piękna rzecz. Dziecko twoje i twojego partnera.
-Dzięki, Mick.

                              ***

                           Rafael

Krążyłem niespokojnie przy oknie, co chwilę zerkając na zewnątrz. Olivia dzwoniła do mnie jakieś pół godziny temu, by zapytać się o samopoczucie Nathaniela. Okazało się, że razem z Mickiem miał wrócić do osady, bo się źle czuł. Nerwy zżerały mnie od środka.
,,Dlaczego go jeszcze nie ma? Może coś się stało?” Gdy tylko usłyszałem, że samochód parkuje pod domem wyszedłem na zewnątrz. Z auta wysiadał właśnie Nathaniel. Chłopak nie wyglądał nie najlepiej, był blady, a oczy błyszczały mu niezdrowym blaskiem. Podszedłem do niego zatroskany i od razu wziąłem w ramiona, całując w czoło.
-Dlaczego nie zadzwoniłeś? Przyjechałbym po ciebie.- powiedziałem.- A właściwie, czemu tak długo cię nie było?
-Byłem u Micka. Pomógł mi się trochę oporządzić.- powiedział i oparł głowę na moim ramieniu.
-W porządku.- wziąłem chłopaka na ręce i przytuliłem do swojej piersi.- Położysz się teraz trochę, nie wyglądasz najlepiej. Jesteś bardzo blady.
-Dobrze, ale położysz się ze mną? Proszę.- powiedział chłopak sennie.
-Oczywiście, aniołku.- odwróciłem się w stronę Micka.- Dziękuję, Mick.
-Nie ma sprawy.- chłopak uśmiechnął się do mnie i zwrócił jeszcze do Natha.- Pamiętaj, co ci powiedziałem.
-Oczywiście. Dziękuje. Do zobaczenia.
   Weszliśmy do domu, a ja ruszyłem prosto do naszej sypialni. Położyłem się razem z nim do łóżka i przytuliłem.
-Gdyby było coś nie tak powiedziałbyś mi o tym, prawda, aniołku?- zapytałem.
-Tak, nie martw się. Wszystko…- chłopak ziewnął rozdzierająco.- …jest dobrze.- po tych słowach zasnął spokojnie. Ja długo przypatrywałem mu się, zastanawiając, co też kryje się za tymi słowami.
,,Co przede mną ukrywasz?”

                                    ***

                              Lucas

  Siedziałem w jaskini w Księżycowym Lesie. W zeszłym roku przychodziliśmy tu wspólnie z moim wilczkiem. Teraz siedziałem tu sam i wściekłość mnie spalała od środka. Zazdrość rozrywała moją duszę na strzępy. Jednak, co z tego, skoro była ona już dawno zgnita, czarna i zepsuta. Sumienie podziurawione. Serce obłąkane. Chciałem go. Potrzebowałem, by się wyzwolić. Z początku starałem się go przy sobie zatrzymać prośbą. Niby teraz woli jego? Jeszcze zobaczymy, co zrobi w imię swej wielkiej, rzekomej miłości.  Dałem mu wszystko, a on mnie odepchnął. Ale już nie długo…
Patrzyłem na zdjęcia Nathaniela i mimowolnie się uśmiechnąłem.
,,Jeszcze tylko trochę i będziesz już mój. Na zawsze!’’

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział IX

    Witajcie kochani chciałabym was zaprosić na bloga mojej bety ,,Serce na Granicy Mroku" . Tylko pamiętajcie, że komentarze motywują do dalszej pracy ;)    

* Bardzo dziękuje za komentarze.   

  Ten rozdział dedykuje mojej kochanej Mito * już ty dobrze wiesz dlaczego kocie :*             

 

 

                    Rafael 

   Od tygodnia planowałem, jak przeprosić Nathaniela. Codziennie zostawiałem bukiet róż w kuchni. Choć chłopak nie odezwał się do mnie ani słowem to wiedziałem, że taka forma adoracji trafia do jego serca. Starałem się mu udowodnić, jaki jest dla mnie wyjątkowy.
   Było sobotnie popołudnie. Nathaniel wracał z pracy około dwudziestej. Nie mając zbyt wiele czasu zacząłem czym prędzej przygotowywać niespodziankę. Około siedemnastej przywieziono mi zamówione róże. Dostawca patrzył na mnie zdziwiony, gdy wnosiłem do domu naręcza szkarłatnych kwiatów. Zaniosłem to wszystko do jego pokoju i porozstawiałem wszędzie. Kilka róż poobrywałem z płatków i porozrzucałem po podłodze. Następnie wziąłem się za przygotowywanie kolacji. Przyrządziłem nadziewanego kurczaka, Elizabeth natomiast upiekła sernik z malinami. Po tym, jak prawie przysiągłem na kolanach, że nigdy więcej nie skrzywdzę Nathaniela, zgodziła się mi pomóc, choć niechętnie. W ogrodzie rozstawiłem stolik dla dwojga, przyozdabiając go śnieżnobiałym obrusem, który obsypałem szkarłatnymi płatkami róż. Na środku postawiłem świecznik. Zadowolony z efektu porozstawiałem wszędzie duże świece i rozłożyłem koc pod drzewem. Obok niego postawiłem butelkę wina i dwa kieliszki. Gdy wszystko było nareszcie gotowe, poszedłem do swojej sypialni, by się przygotować.
Punktualnie o dwudziestej w domu pojawił się Nathaniel. Poczekałem, aż wejdzie po schodach na piętro i wyszedłem na zewnątrz. Odczekałem jeszcze chwilę wziąłem głęboki oddech i zacząłem grać pierwsze akordy piosenki.

,,Zamienię każdy oddech w niespokojny wiatr
By zabrał mnie z powrotem - tam, gdzie masz swój świat
Poskładam wszystkie szepty w jeden ciepły krzyk
Żeby znalazł cię aż tam, gdzie pochowałeś sny

Już teraz wiem, że dni są tylko po to,
by do ciebie wracać każdą nocą złotą
Nie znam słów, co mają jakiś większy sens
Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem:
Być tam, zawsze tam, gdzie ty

Nie pytaj mnie o jutro - to za tysiąc lat
Płyniemy białą łódką w niezbadany czas
Poskładam nasze szepty w jeden ciepły krzyk
By już nie uciekły nam, by wysuszyły łzy

Już teraz wiem, że dni są tylko po to,
by do ciebie wracać każdą nocą złotą
Nie znam słów, co mają jakiś większy sens
Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem:
Być tam, zawsze tam, gdzie ty

Już teraz wiem, że dni są tylko po to,
by do ciebie wracać każdą nocą złotą
Nie znam słów, co mają jakiś większy sens
Jeśli tylko jedno - jedno tylko wiem:
Być tam, zawsze tam, gdzie ty

Budzić się i chodzić, spać we własnym niebie
Być tam, zawsze tam, gdzie ty
Żegnać się co świt i wracać znów do ciebie
Być tam, zawsze tam, gdzie ty
Budzić się i chodzić, spać we własnym niebie
Być tam, zawsze tam, gdzie ty.”*,, Lady Pank- Zawsze tam gdzie ty"

  Ostatnie dźwięki piosenki rozbrzmiewały jeszcze chwilę. Spojrzałem z nadzieja w górę. W otwartym oknie stał mój aniołek. Patrzył na mnie oczami pełnymi łez z delikatnym uśmiechem na ustach. Radość chwyciła mnie za serce. Widziałem, że nigdy nie zapomnę tego widoku, który wyrył się w mym sercu, pamięci i duszy na zawsze.
-To co, aniołku, zejdziesz tu na dół? Wybaczysz mi?- zapytałem chłopaka. Ten kiwnął tylko głową i zniknął wewnątrz pokoju, by po chwili pokazać się już na dole. Odstawiłem instrument obok tak, by nie przeszkadzał mi przy wzięciu Natha w swoje ramiona.  Rozłożyłem szeroko ręce, w które od razu wpadł mój ukochany. Zarzucił mi swe ręce na kark, chowając na moment twarz przy mojej szyi, by zaczerpnąć zbawiennego tlenu, urozmaiconego moim zapachem, z czego ja także miło skorzystałem.
-Oczywiście, że ci wybaczę. Poza tym ja też powinienem cię przeprosić.- chlipnął cichutko.- Kocham Cię. Nie mógłbym bez ciebie żyć. Już nie.- szczęśliwy, pocałowałem go w usta. Gdy się od siebie oderwaliśmy, spojrzałem mu wprost w oczy.
-Nawet nie wiesz, ile znaczą dla mnie twoje słowa. Jesteś mi potrzebny do codziennego funkcjonowania, aniołku. Kocham Cię. Już nigdy nie zrobię czegoś takiego. Ufam ci.- powiedziałem cicho wprost do jego ucha.- A teraz, czy uczynisz mi zaszczyt i zgodzisz się bym zaprowadził cię na nasza randkę?- zapytałem z figlarnym błyskiem w oku.
-Z największą przyjemnością.- odpowiedział chłopak i ujął moją dłoń, podnosząc ją w górę do swojej twarzy, aby subtelnie pocałować moje palce. Jego dotyk był niczym muśnięcie skrzydeł motyla.

                               ***

                       Nathaniel

   Rafael poprowadził mnie do ogrodu. Rozejrzałem się, zaskoczony. Wszędzie paliły się świeczki. Po środku stał stolik, nakryty dla dwojga, przyozdobiony pięknie różami. Spojrzałem na niego, z zapytaniem wypisanym na twarzy.
-Sam to przygotowałeś?- mężczyzna uśmiechnął się tylko do mnie.
-Dla ciebie wszystko.- odpowiedział, owiewając oddechem moja skórę. Przeszyły mnie przyjemne dreszcze, które przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa, by rozniecić swe ognisko w lędźwiach, czy tego chciałem, czy też nie. Odsunął krzesło dla mnie, a następnie usiadł na przeciw mnie.
-Mam nadzieję, że ci się podoba.- powiedział niepewnie.
-Bardzo mi się podoba, dziękuję.- przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, ciesząc się posiłkiem. Gdy skończyliśmy jeść, Rafael wstał z miejsca i podał mi dłoń. Ująłem ją pewnie i stanąłem na równe nogi. Mężczyzna poprowadził mnie pod jedno z drzew, gdzie był rozłożony koc. Usiedliśmy obaj. Rafael nalał nam wina do kieliszków i usiadł opierając się o pień. Zadowolony oparłem się o jego tors rozkoszując się słodkim smakiem alkoholu. Jego piżmowy zapach otaczał mnie, niczym dobrze dobrany płaszcz, tak lekki, że prawie niezauważalny; tak naturalny.
Noc była piękna. Gwiazdy świeciły jasno, rozświetlając nieboskłon. Czułem się cudownie, mając jego ciepłe ramiona, obejmujące mnie. Rafael przesuwał niespiesznie dłonią po moim udzie w górę i w dół. Przymknąłem oczy zachwycony. W moim brzuchu szalały motylki. Od zawsze uwielbiałem to uczucie.
-Aniołku, ty mruczysz, niczym najprawdziwszy kot.- odezwał się żartobliwie.
- Bo jest mi dobrze. Rafael, czy my...znaczy...ja...- zacząłem się plątać zdenerwowany. Wziąłem głęboki oddech, spojrzałem mu w oczy i odezwałem się ponownie.- Proszę... kochaj się ze mną…- mężczyzna patrzył na mnie zszokowany.
-Jesteś pewny? Może lepiej nie dzisiaj. Przecież mamy czas i...- przyłożyłem palec do jego ust, zatrzymując potok niepotrzebnych słów.
-Jestem pewny. Chcę tego. Jeszcze dzisiaj chcę być twój. Proszę, kochaj się ze mną.- więcej nie musiałem powtarzać. Pocałował mnie mocno w usta i wziął na ręce.
Po chwili byliśmy już w mojej sypialni. Wokół unosił się przyjemny zapach róż. Ze zdziwieniem zauważyłem, że wszędzie świecą się świeczki. Nie zdążyłem jednak o to zapytać, bo mężczyzna znów zaatakował moje usta, biorąc je na własność; roszcząc sobie do nich pełne prawo. W tej sytuacji, musiałem przyznać, że bardzo mi to odpowiadało i czułem się z tym wyjątkowo dobrze. Stwierdziłem, iż taki obrót spraw zmienia całą moją postawę na temat zaborczości, gdyż w tym momencie „zaborczość” kojarzyła mi się z rozkosznym oddaniem mego przyszłego – już niedługo – kochanka.
-Jeśli będziesz chciał się wycofać, powiedz. Nie chcę, byś się zmuszał.- spojrzałem na niego z czułością.
-Wiem. Ale ja ci ufam. Nigdy byś mnie nie skrzywdził.- odpowiedziałem pewnie.
-Oczywiście, że nie, aniołku.- ostrożnie zaczął rozpinać moją koszulę, całując przy okazji każdy skrawek mojej skóry. Zjeżdżał coraz niżej, by po chwili wrócić do moich sutków. Z uśmiechem na ustach, polizał jeden z nich.
-Och - z moich ust wyrwał się nie pohamowany jęk. Uczucia, jakie zaczęły ogarniać moje ciało były nie do opisania.
-Jak ja Cię kocham. Jesteś cały mój. Na wieki.- powiedział i znów zaczął wędrować pocałunkami po mojej piersi w miedzy czasie pozbawiając mnie spodni wraz z bielizną. Spojrzał na mnie uważnie i z mruknięciem pochylił się nad moim członkiem. Jego mokry język dotknął mojej dziurki na czubku penisa.
-Aaach...-zacząłem ciężko sapać. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy poczułem, jak jego wargi otaczają moje przyrodzenie. Czułem wzrastające podniecenie. Gdy Rafael zassał się mocniej na moim czubku, nie wytrzymałem i wytrysnąłem.
-Mmmm, jesteś pyszny, aniołku.- spojrzałem na niego zażenowany. Rafael patrzał mi prosto w oczy, więżąc moje spojrzenie swoim, w pułapce, zdawać by się mogło, bez ucieczki. Rozkosznie oblizał wargi, a ja zapragnąłem znów się do nich przyssać i posmakować swoich własnych soków, byleby tylko na nim. Rozpalał mnie tylko tym, że na mnie patrzał. Było mi z tym zarazem dziwnie, ale to stało się także bardzo intrygujące. Na moje policzki wpłynął szkarłatny rumieniec.- Nie patrz tak na mnie. – poprosiłem.
- Jesteś dla mnie idealny w każdym calu, więc nie wstydź się mnie. Teraz połóż się spokojnie na brzuchu i unieś biodra w górę.
Zrobiłem to, o co poprosił mnie mężczyzna. On w tym czasie rozebrał się szybko i od razu przytulił się do moich pleców. Delikatnie głaskał mnie dłońmi po pośladkach. Czułem przyjemne ciepło, przepływające po moich plecach. Nagle poczułem, jak coś śliskiego próbuje wślizgnąć się do mojego środka. Spiąłem się na chwilę.
-Rozluźnij się, aniołku. Nic ci nie zrobię. Chcę cię rozciągnąć, byś nie czuł później zbyt dużego bólu.- powoli zacząłem się rozluźniać. Rafael niespiesznie rozciągał mnie, dokładając kolejne palce. W pewnym momencie trafił w moja prostatę, co spowodowało, że krzyknąłem głośno z zaskoczenia. Mój kochanek po dokładnym, niespiesznym rozciągnięciu mnie, wyjął palce i przystawił swój członek do mojego wejścia. Patrzył na mnie niepewnie. Wziąłem głęboki oddech i kiwnąłem głową. Czułem, jak się zagłębia we mnie, by w końcu znaleźć się w środku cały. W moich oczach stanęły łzy.
-Boli.- jęknąłem, niezadowolony. Rafael pocałował mnie w kark i odgarnął włosy z oczu. Czekał spokojnie, aż się przyzwyczaję. Gdy ból zelżał poruszyłem się powoli. Mężczyzna, widząc to powoli, ostrożnie, aby nie wyrządzić mi niepożądanej krzywdy , zaczął poruszać się w tył i przód. Biodra Rafaela poczęły niemalże melancholijny masaż mej wrażliwej prostaty. Uczucia zaczęły mnie obezwładniać. Czułem ogromną przyjemność.
-Rafael... ach! Proszę. Mocniej.- wyjęczałem błagalnie. Ten, bez słowa, spełnił moją prośbę, trafiając od razu w mój czuły punkt.
-Achhh!- doszedłem intensywnie. Dreszcze przyjemności przetoczyły się przez moje ciało. Czułem, jak Rafael również się spina dochodząc w moim wnętrzu. Opadłem zmęczony na poduszki. Już po chwili znalazłem się w ciepłych ramionach ukochanego.
-Dziękuje. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mi zaufałeś, aniołku.- powiedział i pocałował mnie delikatnie w czoło.
-Wiem. Chodźmy już spać, dobrze?- zapytałem i przymknąłem oczy.- Kocham cię.- powiedziałem sennie. Położyłem głowę na jego piersi, jedną rękę przerzuciłem przez jego tors na kark, dla nóg znalazłem miejsce pomiędzy nogami kochanka, a całym ciałem przylgnąłem do jego boku. Ukojony dotykiem gładkiej skóry i zapachem piżmu, po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem, że będzie to spokojna noc, w której czas zajmuje sen, a nie łzy, nie zawsze miłe wspomnienia, samotne myśli, niespełnione marzenia…
-W porządku. Ja ciebie też.- zadowolony, jeszcze mocniej wtuliłem się w jego ciepły tors, rozkoszując rytmicznymi uderzeniami jego serca. Nie potrzebowałem dużo czasu, by nareszcie spokojnie zasnąć.

                                ***

  Wczesnym rankiem obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie zdąrzyłem się jeszcze odezwać, a do środka wsadziła głowę Olivia.
- Nath, wiem, że miałeś mieć dzisiaj wolne, ale mógł...- urwała w połowie zdania, gdy zauważyła, że nie leżę sam. Jej oczy stały się okrągłe, jak spodki filiżanek.- To może ja lepiej...zresztą, nieważne.- czerwona na twarzy, nie patrząc już na nas, wyszła z pokoju.
-Hmmm, czy moja siostra nie wie, że nie wchodzi się do cudzego pokoju bez zaproszenia?- spojrzałem na Rafaela. Wyglądał niesamowicie z tymi potarganymi włosami i zaspanym wzrokiem.- Co mi się tak przyglądasz, aniołku? – zapytał, uśmiechając się leniwie i całując mnie w usta. Jego wargi smakowały cudownie, przywarłem do niego bardziej. Mężczyzna przysunął się bliżej mnie, przytulając mocno. Czułem się bezpiecznie, więc przymknąłem tylko zadowolony oczy.
-Kocham Cię. Przy tobie czuję się bezpieczny i kochany. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz i zawsze będziesz przy mnie.
-Oczywiście, że tak. Ja również Cię kocham.- odpowiedział i pochylił się nad moim torsem. Zaczął na nim składać gorące pocałunki.- Jesteś śliczny. Chodź weźmiemy kąpiel i możemy iść na spacer.- kiwnąłem zadowolony głową i pozwoliłem się zanieść pod prysznic.
   W łazience Rafael puścił ciepłą wodę i wszedł razem ze mną do wanny. W około nas unosił się słodki zapach olejku waniliowego do kąpieli, którego mężczyzna dodał do wody. Oparłem się o jego tors, co ten od razu wykorzystał i zaczął delikatnie pieścić dłońmi moja pierś. Zamruczałem z rozkoszy. Czułem się odprężony i szczęśliwy.
- To co, po kąpieli chcesz pochodzić po lesie, czy wolisz pojechać do parku w mieście?- zapytał, zaczynając mydlić moje plecy.
-Hmm, może pojedziemy do parku?- powiedziałem, odwracając się w jego stronę. Sięgnąłem po gąbkę i zamydlając ja zacząłem delikatnie przesuwać nią po jego torsie.
-W porządku.- powiedział, po czym mnie pocałował. Czując jego wargi na swoich, uchyliłem je chętnie, pozwalając, by jego język dostał się do środka. Całowaliśmy się długo, ocierając o siebie nawzajem. Gdy się od siebie oderwaliśmy, dyszałem ciężko, nie mogąc oddychać normalnie.
-Koniec. - powiedział spokojnie.- Trzeba skończyć kąpiel i jedziemy.
  
Pół godziny później, byliśmy już w drodze. Na tylnym siedzeniu auta leżał koszyk z jedzeniem. Dzień był ciepły, wiec mięliśmy otwarte okna. Wiatr przeczesywał moje włosy, a ja czułem się niezmiennie szczęśliwy. Spojrzałem na mojego ukochanego. Uśmiechał się lekko.
-Co mi się tak przyglądasz?- zapytał rozbawiony.
-Kocham cię.- powiedziałem wprost.
-A ja ciebie, aniołku.- jego ciepła dłoń złapała moją. Patrzyłam na nasze złączone ręce.
  ,,Na zawsze...juz zawsze...tak, nareszcie...” pomyślałem, opierając głowę o siedzenie i przymykając oczy na trochę.

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział VIII

  Bardzo dziękuję za komentarze                 

                 Nathaniel
  Siedziałem na krześle przy barku. Olivia posadziła mnie na nim, gdy po raz trzeci dzisiaj zbiłem filiżankę. Dziewczyna podała ostatniej osobie w kolejce napój i podeszła do mnie z nietęgą miną.
-A ty co dzisiaj?- zapytała, mrużąc groźnie oczy. Uśmiechnąłem się do niej promiennie.
-Po prostu nareszcie jestem szczęśliwy.- odpowiedziałem pogodnie.- Wczoraj byliśmy z Rafaelem na Wilczym Wzgórzu i zrozumiałem nareszcie, że nie powinienem się go obawiać. W końcu Rafael nigdy by nie zachował się wobec mnie zaborczo i władczo, jak Lucas. Wiesz, ja… dotarło do mnie, że go kocham.- Olivia spojrzała na mnie zaskoczona, by po chwili uściskać mnie mocno.
-Nath, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to słyszę. Wiem, że z Rafaelem będziesz szczęśliwy.- powiedziała łagodnie.
-Tak, wiem. Tyle że ja mu o tym jeszcze nie powiedziałem. Brak mi odwagi.- powiedziałem cicho. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko.
-Spokojnie, masz czas, by mu to powiedzieć. Najważniejsze, że ty już wiesz, co czujesz do niego.- powiedziała i podniosła się z miejsca.- No, dobra trzeba się brać do roboty. Idź do stolika numer siedem. Daniel przyszedł i na sto procent nie czeka, aż JA przyjmę jego zamówienie.
 Westchnąłem głośno. Od mojego pierwszego dnia w pracy nic się nie zmieniło. Mężczyzna, mimo że codziennie dostaje kosza nie odpuszcza i próbuje umówić się ze mną na randkę.
-Dzień dobry. Co mogę podać?- zapytałem, starając się nadać mojemu głosu uprzejmy ton.
-Dzień dobry, słońce ty moje. Co do zamówienia, to najchętniej bym poprosił o ciebie.- posłałem mu poirytowane spojrzenie, na które on odpowiedział uśmiechem.- No, mały, nie bądź taki i umów się wreszcie ze mną. Ile jeszcze będziesz mnie odrzucał?
- Wiele razy. Tak, jak już mówiłem ostatnio. Ja mam chłopaka i jestem z nim szczęśliwy, więc odpuściłby pan z łaski swojej.- odpowiedziałem chłodno.
-No, wiesz. Może jednak… - zamrugał powiekami, a jego oczy przybrały wyraz zbitego psa. To nigdy na mnie nie działało, a to, że roby to właśnie TEN mężczyzna, nie wzbudzało we mnie większej litości, niż zazwyczaj. Zawsze uważałem takie zachowania za nie tyle znowu dziecinne, co żałosne.
-Wydaje mi się, że mój partner wyraził się wystarczająco jasno.- odwróciłem się do tyłu. Stał tam Rafael. Szczęśliwy chciałem go przytulić ale, gdy zobaczyłem jego minę struchlałem cały. Jego oczy świeciły się złotym kolorem. Przez jego twarz przebijała się wściekłość jego wilka. Odsunąłem się od niego, jak oparzony.- A to taki drobny prezent, byś zrozumiał raz na zawsze, że on jest mój.- powiedział i uderzył mężczyznę w twarz. Nie mogłem w to uwierzyć. Patrzyłem oniemiały, jak Rafael odsuwa się od Daniela z zadowolonym wyrazem twarzy. Żal chwycił mnie za gardło. ,,Jak on mógł się tak zachować. Myślałem, że mi ufa, a on zachował się tak jak bym był jego własnością.” Ze łzami w oczach wybiegłem z kafejki.

                              ***

                         Rafael

  Widziałem, jak Nathaniel ucieka z kawiarni. Ten zawód i strach w jego oczach, a także ból szybko mnie otrzeźwił. Nie mogłem zrozumieć, jak mogłem dać się tak ponieść emocjom. Spojrzałem na Olivię, która właśnie do nas podeszła. Dziewczyna zabijała mnie wzrokiem. Czułem się, jak zbity pies. Pomogła podnieść się mężczyźnie i zaprowadziła go do barku, gdzie podała mu zimny okład. Chciałem się odezwać, ale ubiegła mnie Olivia.
-Co to miało być?! Chciałeś udowodnić jaki jesteś męski, czy co?! A może to miało pokazać Nathanielowi, że jest twoją własnością?! Czyś ty kompletnie postradałeś rozum?!- trzeba przyznać, że moja siostra miała naprawdę mocny głos. Jej słowa docierały do mnie, aż za bardzo.
-Ja nie… po prostu, jak zobaczyłem tego gościa to… zdenerwowałem się, w porządku? Poniosło mnie trochę.- odpowiedziałem pewnie, ale gdy zobaczyłem minę dziewczyny wiedziałem, że to był błąd.
-Zdenerwowałeś się?! Poniosło cię TROCHĘ?! Jakieś żarty sobie robisz! Posłuchaj, zachowałeś się, jak zaborczy dureń. Zniszczyłeś jego zaufanie do ciebie, którym zaczął cię darzyć. Wiesz, co mi dzisiaj powiedział?! Że wie, że może ci ufać, że nigdy nie traktowałbyś go, jak swoją rzecz i co najważniejsze, że zrozumiał, że cię kocha! A ty, co?! Niszczysz to wszystko, jak domek z kart! Jesteś moim bratem, ale Nath jest moim przyjacielem, na którym mi zależy i nie chcę, by cierpiał, a ty mu to właśnie fundujesz! Mam ochotę rozedrzeć cię na strzępy gołymi rękami, pacanie!- patrzyłem na nią zszokowany. Jej oczy płonęły wściekłością zmieniając, co chwilę kolor z brązowego na zielony. Ból, jaki poczułem w sercu był nie do zniesienia.
-Ja nie wiedziałem… nie sądziłem, że…- powiedziałem niepewnie. W głowie mi huczało, a po ciele przechodził nieprzyjemny dreszcz.
-Oczywiście, że nie! A teraz siadaj spokojnie, za godzinę kończę, to wrócimy razem do domu.- powiedziała z wściekłością w głosie nie patrząc w moja stronę.
-A co z Nathanielem?- zapytałem zmartwiony.
-On musi ochłonąć. Na pewno nie potrzebuje widzieć teraz ciebie. Jestem pewna, że sam wróci do domu.- usiadłem posłusznie na krześle ze spuszczoną głową.

                                 ***
                        Nathaniel

Biegłem przez las. Byłem niesamowicie wściekły, a zarazem rozżalony. Ciągle nie mogłem zapomnieć tego wyrazu wściekłości na tworzy Rafaela i...bałem się. Już raz widziałem taką złość i zaborczość. Nie wyszło mi to na dobre i nie chciałem po raz kolejny się zawieść. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego się tak zachował.
Skierowałem się w stronę osady, myśląc o wydarzeniach, jakie miały miejsce w kawiarni. Pół godziny później byłem na miejscu. Zmieniłem się na powrót w człowieka i wszedłem do domu. Kiedy zobaczyłem, że Rafael nie wrócił jeszcze z Olivią poszedłem do kuchni. Chodziłem po niej niespokojnie, niczym tygrys uwieziony w klatce. Starając się jakoś ochłonąć, zrobiłem sobie herbatę. Gdy tylko usłyszałem, że samochód parkuje pod domem zatrzymałem się w miejscu, by poczekać na mojego partnera. Po chwili zobaczyłem go w progu drzwi. Bez zastanowienia rzuciłem się w jego stronę i wymierzyłem siarczysty policzek. Nerwy przemawiały przeze mnie ukazując gorsza część mojej osoby.
-Jak mogłeś?! Ty myślisz, że jestem twoja własnością?! Oświecę cię, NIE JESTEM! Wiesz, zacząłem ci ufać...wydawało mi się, że zależy ci na mnie i wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził. Oczekujesz, że obdarzę cię zaufaniem, a sam co! Czy ty mi nie ufasz?! No, cholera jasna.- wściekłość przepływała przez moje żyły, niczym wrząca lawa. Zdenerwowany chwyciłem kubek w którym wcześniej była moja herbata i rozbiłem go o ścianę. Rafael spróbował chwycić mnie za nadgarstki, ale mu się wyrwałem.- Zachowałeś się, jak jakiś ostatni narwaniec i agresor! Nie dam się stłamsić! Albo mi ufasz, albo nie mamy, o czym mówić! Dopóki nie przemyślisz sobie tego, nie istniejesz dla mnie! Dobrze się zastanów nad swoim zachowaniem.- po tych słowach wybiegłem czym prędzej z kuchni. Pod koniec tego wywodu zachciało mi się już płakać. Nie dałbym rady dużej zostać w pomieszczeniu. Wszedłem do swojej sypialni. Czułem się naprawdę bardzo źle. Rafael był dominującym partnerem i do tego moim alfą, a ja odważyłem się podnieść na niego rękę. Z mojej piersi wydarł się szloch. Gorzkie łzy ciekły mi po policzkach. Usiadłem skulony w kącie łóżka. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju weszła Olivia. Podeszła do mnie bez słowa i mnie przytuliła. Wtuliłem się w nią ufnie, wdychając jej fiołkowy zapach. W takich momentach moja przyjaciółka kojarzyła mi się z domem i ramionami mojej mamy.
-Już... ciiii. Nie płacz, Nath. Nic się nie dzieje. Rafaelowi zależy na tobie i na pewno zrozumie swój błąd.- dziewczyna delikatnymi ruchami głaskała mnie po głowie.
-Ale ja...ja go uderzyłem...nie powinienem...teraz pewnie...- urwałem gdy poczułem, że kolejne łzy cisną mi się do oczu.
-Nic złego nie zrobiłeś. Zasłużył sobie, poza tym jest on twoim partnerem, a czasem w związkach zdarzają się kłótnie.- po tych słowach już się nie odezwała, a ja płakałem nadal. Późnym wieczorem mama weszła do mnie do sypialni, zastępując miejsce Olivii. Została ze mną do rana, dając mi ciepło, dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy byłem mały. Zasnąłem późno w nocy, zmorzony ciężkim dniem.

                                         ***

   Poranek nadszedł zbyt szybko. Wszystko mnie bolało i czułem się zmęczony. Niezadowolony poczłapałem do łazienki. Gdy tylko ujrzałem swoje odbicie, przeraziłem się nie na żarty. Wyglądałem okropnie. Czerwone, spuchnięte oczy, popękane wargi, włosy roztrzepane na wszystkie strony... innymi słowy widok nędzy i rozpaczy. Doprowadzenie się do jako takiego porządku, zajęło mi dobre półgodziny.
Gdy zszedłem na dół z zadowoleniem przyjąłem brak Rafaela przy stole.
-Cześć, jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej.- odezwała się zatroskana Olivia. Spojrzałem na nią z politowaniem.
-A jak mam wyglądać, paskudo, po nieprzespanej nocy? Powinnaś podnieść mnie na duchu i powiedzieć, że wyglądam ślicznie, a nie.- odpowiedziałem żartobliwie. Podszedłem do stołu i ze zdziwieniem spostrzegłem bukiet czerwonych róż na moim krześle. Podniosłem zaskoczony wzrok na moją przyjaciółkę. Ta uśmiechnęła się do mnie tylko.
-Rafael je dla ciebie zostawił.- mimowolnie się rozpromieniłem. Już od roku nikt nie zabiegał w taki sposób o moje względy. Poczułem się naprawdę miło.
-To bardzo miły gest z jego strony.- powiedziałem głośno, by mężczyzna na pewno usłyszał. Wiedziałem, że siedzi w salonie i czeka na moja reakcję.- Nie zmienia to jednak tego, jak wczoraj postąpił. Musi się postarać, bym mu wybaczył.
-No, z pewnością nie zmienia, ale jednak patrz, jak się stara. Hihihi...- powiedziała Olivia i odwróciła się w stronę Nicka, by z nim jeszcze o czymś porozmawiać.
   
Dwie godziny później byłem w pracy. Starając się nie przejmować, jak niektórzy klienci na mnie patrzą. Właśnie wycierałem blat barku, gdy stanął przede mną Daniel. Widząc jego spuchnięte oko i rozwalona wargę, poczułem wyrzuty sumienia.
-Dzień dobry. Co mogę podać?- zapytałem łagodnie, uśmiechając się milo. Mężczyzna otworzył szeroko oczy.
-Nie musisz być miły. Zasłużyłem sobie. Mówiłeś wiele razy, że jesteś zajęty, wiec to nie twoja wina.- powiedział spokojnie.
-Wiem, ale czuję się z tym źle. Więc może moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Tak na złagodzenie moich wyrzutów sumienia?- zapytałem, żartując lekko. Mężczyzna uśmiechnął się z lekkim politowaniem, po czym kiwnął głową.
-Hmm, czemu nie? A teraz poproszę to, co zwykle.- w lepszym humorze podszedłem do maszyny, by przygotować napój.
,,Teraz muszę rozwiązać pomału sprawę z Rafaelem. Ale to pomału. Wiem, że on czuje do mnie to, co ja do niego, więc mamy czas.”

                                    ***

                              Rafael

   Siedziałem w gabinecie w domu i uzupełniałem raporty. Policzek nadal mnie piekł. Nathaniel wczoraj pokazał charakterek, o którym nie miałem nawet pojęcia. Obawiałem się jego dzisiejszej reakcji na widok prezentu. Ale uśmiech na jego twarzy dał mi nadzieję, że jednak mi wybaczy.
-No, braciszku. Wiesz, może, gdzie się podział ten niebieski kubek z uśmiechem?- zapytał ze złośliwym uśmiechem mój wścibski ponad wszystko brat, który nieraz działał mi tym na nerwy.
-Haha, zabawne. Czyli co? Olivia ci już wszystko wypaplała?- zapytałem niezadowolony.
-Oczywiście i powiem szczerze, że nie spodziewałem się po nim tego.- powiedział, po czym gwizdnął głośno, kręcąc głową.- Pewno policzek nadal boli, co? Powinieneś poważnie się zastanowić, w jaki sposób go przeprosisz.- powiedział.
-Tak, wiem. Mam pomysł, ale potrzebuję trochę czasu, by go zrealizować.- powiedziałem, wyjmując notatnik z szuflady biurka.
-W takim razie, nie przeszkadzam. Planuj sobie, byle byś go przeprosił.- powiedział i wyszedł.
Siedziałem jeszcze przez chwilę, patrząc na zamknięte drzwi.
Ach, ten mądrala, pomyślałem. Mimo że tak strasznie się wymądrzał, był wścibski, niecierpliwy i niekiedy bardzo wymagający i tak wszyscy go kochamy. Nie wiem, co bym zrobił przez tyle lat, gdyby nie było przy mnie Krisa i Olivii. Od dziecka traktowaliśmy się bardziej, jak przyjaciele, zawsze i wszędzie razem – takie nasze zwariowane trio, niżeliby rodzeństwo, którym w istocie byliśmy. Otóż to. W każdym z nas płynęła ta sama krew, która pozwalała nam przetrwać w trudnych chwilach, a nasza więź nie raz podnosiła któreś z nas na duchu. A teraz, po tylu latach każde znalazło swoich partnerów i zakładało swoje własne rodziny. Byłem niesamowicie dumny ze swego rodzeństwa, z tego, że właśnie takich ich miałem. Teraz musiałem zawalczyć o swojego partnera, co nawet się nie łudziłem, że pójdzie mi gładko. Uśmiechnąłem się na myśl o swoim ukochanym Nathanielu.