Do końca opowiadania zostały już tylko dwa rozdziały. Za dwa tygodnie oprócz rozdziału 20/Epilogu dostaniecie link do mojego nowego bloga na którym pojawi się Prolog :)
Rafael
Gdy
rano się
obudziłem,
Nathaniel nadal spał.
Był
blady i wyglądał
bardzo krucho. Wciąż
nie docierały
do mnie do końca
wydarzenia z dnia poprzedniego. Ubrałem
się
niespiesznie i zszedłem
na dół. Elizabeth kręciła
się
po kuchni z niemrawą
miną.
Kris siedział
razem z Alexem przy stole, rozmawiając.
-...i
wtedy powiedział,
że
pewno niedługo
przyjdzie i tak było.
Wujek Nath przyszedł,
uśmiechnął
się
do mnie i wyprowadził
na zewnątrz.
Wiesz, jak mnie przytulił
to tak ładnie
pachniał, jak...
hmm... niezapominajki. Ślicznie,
ale wiesz, bo… balem się,
że
naprawdę
nie będzie
mógł
do nas wrócić.-
opowiadał
przejęty
chłopiec.
Uśmiechnąłem
się
do niego i usiadłem.
Przede mną
pojawił
się
kubek kawy i kanapki. Spojrzałem
z wdzięcznością
na kobietę.
-Myślisz,
że
za ile Nathaniel się...-pokręciłem
głową.
-Nie
wiem, ale zaraz do niego wracam. Nie mogę
przegapić
momentu, w którym się
obudzi.- powiedziałem
i wziąłem
się
za posiłek.
Dziesięć
minut później
siedziałem
już z
powrotem w sypialni. Usiadłem
na brzegu łóżka.
Patrzyłem
na spokojna twarz Nathaniela. Uśmiechał
się
lekko przez sen. Przeczesałem
delikatnie jego brązowe
włosy
i wtedy chłopak
poruszył
się
lekko. Jego powieki zadrgały,
by ukazać
po chwili zielone tęczówki.
-Co
się...
- zbliżyłem
się ostrożnie
do niego.
-Spokojnie,
aniołku.
Poczekaj chwilę,
zaraz do ciebie wrócę
i wszystko ci opowiem - powiedziałem
i czym prędzej
wyszedłem
z pokoju. –Wiecie może,
gdzie Josh położył
te tabletki dla Nathaniela?- zapytałem
od progu, gdy tylko dotarłem
do kuchni.
-Tak,
są
tutaj.- Sara podała
mi opakowanie.- Obudził
się?-
zapytała.
Kiwnąłem tylko głową
i pobiegłem
na górę.
Nath siedział
niepewnie na łóżku,
trzymając
dłonie
na brzuchu.
-Rafael,
co się
wczoraj stało?
Ja... nie pamiętam…
wiem, że
przyszliście
i ja... krwawiłem.-
jego twarz pobielała
gwałtownie.-
Proszę,
powiedz, że
z naszymi dziećmi
wszystko dobrze... proszę,
powiedz.- jego roztrzęsione
dłonie
wszczepiły
się
w moją koszulkę.
Spojrzałem
w jego oczy.
-Aniele...
***
Nathaniel
,,Siedziałem
na łące. Słońce
świeciło
wysoko na niebie, ogrzewając
mnie, jak i moją
rodzinę.
Rafael siedział
obok mnie pod drzewem i z uśmiechem
na twarzy przyglądał
się
naszym dzieciom, jak bawią
się
piłką.
Śliczny
chłopiec
i urocza dziewczynka. To jest to, co o nich mogłem
powiedzieć.
Maluchy śmiały
się
i piszczały,
a ja nie mogłem
uwierzyć
w swoje szczęście.
Po tak długim
czasie czułem
spokój i niczym niezmąconą
radość.
Nagle
nad nami zaczęły
się
zbierać
czarne chmury. Chciałem
zawołać
dzieci, gdy nagle poczułem
delikatny dotyk. Instynktownie odwróciłem
się
w stronę
swojego męża
i…”
…otworzyłem
oczy. Czułem
się
dziwnie ociężały
i zdezorientowany. Gdy tylko ujrzałem
Rafaela, chciałem
się
odezwać.
-Co
się…-moje
gardło
było
suche, niczym piasek na pustyni.
-Spokojnie,
aniołku.
Poczekaj chwilę,
zaraz do ciebie wrócę
i wszystko ci opowiem.- Rafael dotknął
delikatnie mojego policzka i wyszedł
z pokoju. Usiadłem
ostrożnie
i oparłem
się
o poduszki. Miałem
totalną
pustkę
w głowie.
Nie mogłem
przypomnieć
sobie, co się
działo
po tym, jak
pojawił
się Rafael wraz z kilkoma członkami sfory.
Zmarszczyłem
brwi lekko poirytowany i pogłaskałem
delikatnie swój brzuch. Instynktownie wyczułem,
że
coś
się
nie zgadza. Gdy tylko mężczyzna
wszedł
do sypialni, spojrzałem
na niego wyczekująco.
-Rafael,
co się
wczoraj stało?
Ja... nie pamiętam…
wiem, że
przyszliście
i ja...krwawiłem.-
nagły
przebłysk
sytuacji z wczoraj spowodował,
że
zrobiło
mi się
niedobrze. Ból rozrywający
mnie od środka,
strach, krew... Pobladłem
raptownie.- Prószę,
powiedz, że
z naszymi dziećmi
wszystko dobrze... proszę,
powiedz.- podniosłem
się
na klęczkach
i zbliżyłem
do Rafaela, siedzącego
na brzegu łóżka.
Moje dłonie
trzęsły
się
ze zdenerwowania, a mimo to złapałem
się
jego koszuli mocno.
-Aniele...
proszę,
uspokój się
i połóż.-
mówiąc
to, chwycił
mnie delikatnie za ramiona i położył
z powrotem w pościeli.-
Tak, to prawda, krwawiłeś.-
przez chwilę
panowała
cisza.- Ciąża
była
od początku
zagrożona.
Wczoraj w jaskini podczas upadku, jedno z łożysk
zostało
naruszone i... nasza córeczka nie przeżyła...
była
zbyt słaba.-
wysunąłem
się
gwałtownie
z jego ramion potrząsając
głową.
-Nie...
nie... O, Luno, ja...zabiłem
swoją
córkę...
nie! Proszę,
to nie może
być
prawda... –powiedziałem,
starając
się
zaprzeczyć
słowom
swojego męża
i zagłuszyć
ogromny ból, jaki zacząłem
odczuwać
w sercu. Rafael objął
mnie ramieniem. Odepchnąłem
go od razu i spojrzałem
z bólem.- Nie dotykaj mnie. Nie możesz.
Przecież to przeze mnie nasze
dziecko nie żyje.
O, Luno! Rafaelu, ja cię
tak strasznie przepraszam... –powiedziałem,
przełykając
słone łzy,
cieknące
mi po policzkach.- Ja... nie zasługuję
na ciebie. Nie potrafiłem
obronić
naszych dzieci... jestem okropny. O, Luno, to moja wina... moja!-
czułem,
jak panika wzbiera we mnie coraz bardziej. Ból zaczął
opanowywać
moje ciało,
raniąc
je od środka.
Położyłem
ręce
na moim brzuchu. Moje biedne maleństwo.
-Aniołku,
posłuchaj
to nie twoja wina.- Rafael odezwał
się
stanowczo.- Za to winny jest tylko i wyłącznie
Lucas. On dostał
zasłużoną
karę
i nigdy ci już
nie będzie
zagrażał.-
odwróciłem
głowę
w bok, starając
się
na niego nie patrzeć.-
Proszę
cię,
Nathanielu. Uwierz mi. Tak bardzo cię
kocham. I naszego synka też.
Pomyśl
o nim... On nadal z nami jest i czuje teraz twój smutek, a tak nie
powinno być.
Wiem, co czujesz. Ja... naprawdę
cierpię,
na myśl
o naszej zmarłej
córeczce...- słysząc
te słowa
oraz jego łamiący
się
glos, coś
do mnie dotarło.
Nie tylko ja straciłem
dziecko, bo Rafael
także.
To było
nasze
dziecko,
a ja zachowuje się
w tak egoistyczny sposób.
Ze
łzami w oczach rzuciłem
się
w jego ramiona. Z mojej piersi wyrwał
się
szloch. Mężczyzna
przygarnął
mnie jeszcze bliżej
siebie, całując
w czubek głowy.
-Przepraszam...
ja cię
tak bardzo... - poczułem
delikatny pocałunek
na ustach.
-Ciii...
wszystko jest dobrze. Przejdziemy przez to razem. Kocham cię,
aniołku.
Zobaczysz, teraz już
będziemy
zawsze szczęśliwi.
Obiecuję
ci to.- z bólem w sercu, ale również
nadzieją
przytuliłem
się mocniej
do ukochanego.
*
Godzinę
później zeszliśmy na dół. W kuchni siedziała moja mama, Olivia
z Nickiem oraz Kris z rodziną. Alex,
gdy tylko mnie zobaczył,
zerwał się z miejsca i podbiegł do mnie. Jego małe ramiona objęły
mnie w tali. Spojrzałem
na niego zaskoczony.
-Cieszę
się,
wujku, że cię widzę.
– powiedział,
podnosząc
na mnie wzrok.- Dobrze się czujesz?
–
zapytał,
próbując przyjąć jak najbardziej poważną i chyba dorosłą
minę.
Uśmiechnąłem
się
łagodnie.
-Tak,
czuję
się dobrze. A jak ty,
dotarłeś wczoraj do domu? Nie miałeś problemu?-
chłopiec pokręcił głową.
-Nie.
-
powiedział i wrócił na swoje miejsce. Usiadłem przy stole.
Wszyscy patrzyli na mnie niepewnie. Atmosfera była napięta i bardzo
ciężka. Starając się nie zwracać na to uwagi, wziąłem się za
jedzenie. Z wyjątkiem Alexa,
nikt przy stole się nie odzywał. Czułem
się
przytłoczony
i z każdą
chwilą
coraz bardziej podenerwowany.
Nie
mogąc dłużej tego wytrzymać,
podniosłem się z krzesła.
-Rozumiem,
że nie wiecie,
jak się zachować przymnie,
ale ja was proszę…
-czułem, że pod powiekami zbierają mi się łzy.- Zachowujcie się
normalnie. Nie chcę ciągle czuć współczucia,
które powoduje jeszcze większy ból. Chcę czuć się normalnie,
zapomnieć o tym feralnym dniu
i… o
swojej głupocie.
Chcę
tylko pamiętać o…
mojej córeczce... tylko o niej i... -
nie skończyłem tylko się popłakałem.
Moje serce było
rozrywane na miliony kawałków.
Z pod moich powiek co chwilę
wypływały
ogromne ilości
łez.
Usiadłem
powrotem na krześle
i zakryłem
twarz dłońmi.
Poczułem,
jak cieple ramiona Rafaela po raz kolejny dzisiaj otaczają
mnie, przytulając
do siebie, oferując
spokój. Chciałem
schować się w tych ramionach już na zawsze. A bynajmniej, dopóki
nie zrobiłoby się lepiej. Chciałem stchórzyć; ukryć się przed
wzrokiem innych i już nie wychodzić.
-Spokojnie,
aniołku.
Już
jest dobrze. Zjedz coś.
Przyda się
to tobie i maluchowi.- pokiwałem
niemrawo głową,
przecierając
twarz drżącymi
dłońmi.
Wszyscy mieli skruszone
miny, lecz zaczęli
się
nareszcie zachowywać
tak... naturalnie. Po skończonym
posiłku
spojrzałem
niepewnie na mojego męża.
-O
co chodzi, Nath? – zapytał,
uśmiechając
się
do mnie. Spojrzałem
w jego oczy. Były smutne i
jakby zmęczone,
ale miały
w sobie również
dużo
siły,
której
teraz tak bardzo potrzebowałem.
Odetchnąłem
głęboko.
-Chcę
iść
na cmentarz.- powiedziałem.
***
Rafael
-Jesteś
pewny, aniołku?-
zapytałem
zmartwiony. Nie byłem
pewny, czy to najlepszy pomysł.
Nathaniel zagryzł
lekko wargi i pokiwał
głową.
-Tak.
Jestem. Daj mi dziesięć
minut na wyszykowanie się
i możemy
iść.
- powiedział
i nie czekając
na mnie, poszedł
do naszej sypialni. Ruszyłem
do ogrodu za domem. Zerwałem
mały
bukiet niezapominajek. Gdy Nathaniel zszedł
na dół,
podałem
mu bukiecik. Uśmiechnął
się do
mnie z wdzięcznością.
-Dziękuję,
że
pamiętałeś.-
powiedział.-
A także
za to, że
przy mnie jesteś.
Wyszliśmy
z domu. Idąc
ścieżką
w stronę
cmentarza, na nowo czułem
ten cały
ból. Znów widziałem
pochód, jaki wczoraj się
odbył
oraz małą
trumienkę
trzymaną przeze
mnie w dłoniach.
Wzdrygnąłem
się
lekko. Gdy dotarliśmy
na miejsce, poprowadziłem
Nathaniela ścieżką na
miejsce. Chłopak
pobladł
raptownie . Jego dłonie
zaczęły
się
trząść,
a oczy zwilgotniały.
-O,
Luno, moje maleństwo.-
po tych słowach
padł
na kolana przed grobem...
,,Emily
Kochany promyczek który nie dostał szansy poczuć smaku życia, a
mimo to dał mnóstwo radości. Twoi kochający rodzice”
...i zaszlochal głośno.
Uklęknąłem
obok niego starając
się
samemu nie rozpłakać.
Nathaniel płakał
głośno, trzęsąc
się
na całym
ciele.- Nie mogę
uwierzyć,
że
to jest grób naszej córeczki. Powiedz mi, dlaczego ja byłem
taki głupi? -
zapytał
łamiącym
się
głosem.
Przeczesałem
delikatnie jego włosy,
przyciągając
go jeszcze bliżej
siebie.
-To
nie twoja wina.- powiedziałem,
a po moim policzku zaczęły
ściekać
pierwsze łzy.-
Osoba, która za to odpowiada już
nie żyje.
My natomiast musimy sobie z tym jakoś
poradzić.-
powiedziałem,
starając
się
brzmieć
pewnie.- I sobie poradzimy. Zobaczysz. A nasz synek będzie
najszczęśliwszym
dzieckiem na świecie.
Damy mu mnóstwo miłości.
Tak samo innym maluchom, które może
w przyszłości
będziemy
mieć.-
powiedziałem
całując
go w czoło.
Chłopak
pociągnął
nosem.
-Obiecujesz?
– zapytał niepewnie.
-Tak,
obiecuję,
aniołku.-
powiedziałem
cicho. Chłopak
położył
bukiecik na nagrobku i spojrzał
mi w oczy.
-Myślisz,
że
nasza córeczka wróci do nas kiedyś?-
uśmiechnąłem
się
do niego z czułością.
-Jestem
tego pewien.- powiedziałem
i ruszyłem
w drogę
powrotna do domu, trzymając
mojego aniołka
za zimną,
drżącą z emocji, teraz tak kruchą dłoń.
"Prószę, powiedz, że z naszymi dziećmi wszystko dobrze..." ,,proszę".
OdpowiedzUsuńObudzilem sie o 8:30 z nadzieja na rozdzial, najpierw wszedlem i go nie bylo chyba, a teraz wchodze i bum! Jest rozdzial! Chcialem, zebyscie dodaly go szybko, bo za jakies 10 minut wyjezdzam do domu i dwa dni bede bez neta :(
Ale.. Rozdzial smutny i wzruszajacy, powstrzymywalem sie zeby nie zaplakac, bo siostra byla obok. Maly chlopczyk nie bedzie mial siostrzyczki, ale kto wie moze za dwa rozdzialy bedzie juz starym dziadkiem z 10 rodzenstwa? :D
Pozdrawiam
Damiann
Ja cały czas ryczę masakra.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
Piękny wzruszający rozdział. Podobało mi się bardzo. Mam nadzieje że kolejny będzie już lżejszy,weselszy, żeby odpocząć od tych emocji.
OdpowiedzUsuńDużo dużo weny i chęci:)
Rozdział cudowny :)))
OdpowiedzUsuńNaładowany po brzegi emocjami.
Bardzo wzruszający.
Strasznie spodobał mi się napis na nagrobku.
Po prostu piękny.
Szkoda, że zbliża się koniec. Czwartki już nie będą takie same bez tego opowiadania :)
Pozdrawiam
lucynaleg
Jaki wzruszający rozdział, dlaczego malutka istotka musiała umrzeć?
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Właśnie weszłam zapytać się ile rozdziałów planujesz do końca opowiadania i widzę, że będą jeszcze dwa. To z czytaniem poczekam do zakończenia opowiadania. Mam nadzieję, że dasz plik w całości na chomika, bo tak mi się lepiej czyta. :) I nie zapomniałam o Tobie i Kronikach, po prostu wolę już gotowe teksty. Tylko z tym czekaniem trochę gorzej. :)
OdpowiedzUsuńAaaaa, przepraszam, tyle rozdziałów opuściłam, przepraszam, dziś albo jutro wszystko nadrobię ;-;
OdpowiedzUsuńWybaczam :* liczę na komentarze no i czekam na nowy rozdział PnS <3
UsuńPłaczęęę... ;-; Boże, to było takie okropne... Znaczy, rozdział świetny, ale... Ugh, czemu ona musiała umrzeć. I czemu to już się kończy D: Przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale mam zastój we wszystkim, jeszcze wyjazd i prawko i nie wiem, kiedy będzie nowe PnS ;-;
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńbiedny Nathaniel, ale dobrze że jest Rafael i go wspiera w tak trudnej sytuacji...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, oj biedny Nathaniel, ale jest Rafael i go wspiera w tak trudnej sytuacji...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, biedny Nat, ale Rafael jest i go wspiera...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza