czwartek, 29 maja 2014

Rozdział VI

              Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze :* Wiem, że może wam być za mało Rafaela i Nathaniela w tym rozdziale ale mogę wam obiecać, że od przyszłego tygodnia będzie o nich o wiele więcej w każdym rozdziale :)
                            
                        Nathaniel
  ,,Siedzieliśmy z Rafaelem na polanie w lesie. Słońce święciło nad nami. Mężczyzna całował mnie zachłannie, z pasją, błądząc swymi gorącymi dłońmi po moim ciele. Czułem przyjemny dreszcz, przebiegający mi wzdłuż kręgosłupa. Moja męskość stała już pobudzona, podobnie, jak Rafaela. Otarłem się pożądliwie o jego ciało, próbując odnaleźć spełnienie. Niesamowite uczucie przyjemności wstrząsnęło mną od środka. Jęknąłem przeciągle, nie mogąc tego powstrzymać.
- Aniołku, spokojnie. Jeśli nie przestaniesz się ocierać o mnie i nadal będziesz wydawać te słodkie jęki to nie będę w stanie się pohamować. - patrzyłem w jego oczy pełne pożądania i już wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Uśmiechnąłem się do niego zalotnie.
- A kto powiedział, że masz się powstrzymywać? - zapytałem. Rafael, słysząc moje słowa wciągnął głośno powietrze. Patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał zajrzeć w głąb mej duszy. - Nie każ mi dłużej czekać. Chce być twój.
Po takich słowach nie trzeba go było więcej namawiać. Dwoma szybkimi ruchami pozbawił mnie ubrania i już leżałem pod nim nagi. Trochę mnie to krępowało, więc odwróciłem wzrok.
- Skarbie, spójrz mi w oczy. - zerknąłem na niego ostrożnie. - Jesteś piękny i cały mój.
Masował delikatnie dłońmi każdy kawałek mojego ciała. Spojrzał na mój członek i oblizał powoli usta. Rafael pochylił się powoli nad moją męskością, by wziąć ją głęboko w swoje wilgotne, gorące usta.
- Ach... - nie udało mi się stłumić tego okrzyku. Doznanie było zbyt oszałamiające. Mężczyzna, widząc w jakim jestem stanie, uśmiechnął się tylko i zassał na czubku, by następnie zjechać dłońmi na moje wejście. Czułem, jak jego palec zaczyna się wkradać do mojej dziurki, gdy..." Zadzwonił budzik.
        Otworzyłem szeroko oczy, siadając na łóżku. Czułem się dziwnie. Policzki płonęły gorącem, a mój członek prężył się dumnie w spodniach, powodując nieprzyjemny ból w lędźwiach.
- O, Luno!* - opadłem z powrotem na poduszki, zakrywając twarz kołdrą. Ciężko było mi uwierzyć, że śniłem o czymś takim. A, co najdziwniejsze - czułem się dobrze. Od tamtej nocy seks kojarzył mi się z koszmarem. Złe wspomnienia przytłaczały mnie na tyle, że nie odczuwałem potrzeby seksualnej. A teraz...
Gdy wreszcie uspokoiłem się trochę, podniosłem się z posłania i poszedłem do łazienki. Pół godziny później byłem już w kuchni. Przy stole siedział Kris z Sarą i Alexem, który sprzeczał się o coś zawzięcie z Olivią. Mama krzątała się miedzy szafkami, coś gotując. Miałem już usiąść, gdy poczułem przyjemny dreszcz przebiegający mi po plecach. Odwróciłem się do tylu. Rafael stał za mną i uśmiechał się do mnie pogodnie.
- Cześć, aniołku. – słysząc, jak się do mnie zwraca, poczułem znów gorąco na policzkach.
- Hej... - przed oczami miałem obrazy ze swojego barwnego snu. Czułem się okropnie zawstydzony. Przełknąłem głośno ślinę.
Rafael poprowadził mnie do stołu. Przez chwilę wszyscy jedliśmy w ciszy, gdy nagle ktoś otworzył drzwi z rozmachem.
- Dzień dobry, kochani. Przyjmiecie mnie dzisiaj? Nie chce mi się gotować. - w progu stał uśmiechnięty od ucha do ucha Caleb. Chłopak podszedł do stołu i pokłonił się, niczym błazen, przed Rafaelem.
- Witaj, mój władco. - wyprostował się i, niczym arystokrata, podszedł do Olivii. – Och, ma bogini. Czy wreszcie zdecydowałaś się obdarzyć mnie łaską i umówisz się ze mną na randkę? – no, i się zaczęło. Dziewczyna jak zwykle zareagowała, niczym byk na czerwoną płachtę. Patrzyłem, jak się przekomarzają. Caleb był naszym takim miejscowym kasanową. Nie było chyba wilczycy w sforze, z która nie próbowałby się umówić. Rozbawiony, podniosłem się z miejsca, by odnieść naczynia po sobie. Pocałowałem mamę w policzek, po czym zrobiłem to samo z Rafaelem i się odezwałem.
- Hej, amancie. Zostaw moją przyjaciółkę i zajmij się swoim talerzem. My musimy iść do pracy. - puściłem mu oczko i czym prędzej wyciągnąłem dziewczynę na zewnątrz.
- Dzięki. Myślałam, że już się od niego nie uwolnię. – Olivia, w teatralny sposób, starła pot z czoła.
- Oj, już nie przesadzaj. On jest po prostu samotny, a spodobałaś mu się, więc próbuje cię zauroczyć. Przecież to nic złego.
- Wiem i staram się go zrozumieć, ale po prostu już brak mi cierpliwości.
- Nie martw się, w końcu on znajdzie „tego kogoś” i da ci spokój, a może ty będziesz miała szczęście i znajdziesz tego jedynego?- uśmiechnąłem się do niej promiennie, na co ona odpowiedziała tym samym.
-  Och, chciałabym.


                                           ***
                               Rafael

  Drzwi do mojego gabinetu otworzyły się z hukiem. Spojrzałem na intruza nieprzyjemnym wzrokiem.
- O co chodzi, Kris? Nie mogłeś delikatniej tych drzwi otworzyć? - zapytałem zirytowany.
- Alfo, poranna warta znalazła nowe ślady obcego wilka. Tym razem bliżej naszej osady. - spojrzałem na niego zaskoczony.
- Że co, proszę?! - nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. - Przecież mieliście sprawdzić teren i w razie potrzeby zabronić  pobytu u nas temu obcemu!
- No, i tak zrobiliśmy. Przeszukaliśmy cały las. Nie znaleźliśmy jednak żadnych śladów dziko żyjącego zmiennego.
- W porządku. Zbierz grupy tropiące, Kris, i przeszukajcie jeszcze raz cały teren. On musi się gdzieś ukrywać.
- Oczywiście, do zobaczenia później. – pożegnał się ze mną i wyszedł, już spokojniej zamykając za sobą niewinne jego wzburzeniu drzwi, za co ja i zapewne nie tylko , byłem mu wdzięczny.

                                        ***

                               Nick

      Wyszedłem z hotelu i ruszyłem w dół ulicą. Byłem już tutaj od tygodnia, a tak naprawdę nie byłem nigdzie, poza moim hotelowym pokojem. Rozglądałem się zaciekawiony w około. Całe miasto zadziwiało mnie swoją otwartością. Wilczy Krąg - pierwsze i, jak na razie, jedyne miasto, w którym zmienne wilki żyły z ludźmi w harmonii, nie ukrywając się. Oglądałem wystawy sklepowe, mając nadzieję, że dostrzegę coś, co mógłbym wysłać mojej młodszej siostrze, która niedługo obchodziła pięćdziesiąte urodziny. Westchnąłem smutno. Tęsknota za rodzinną watahą oraz adopcyjnymi rodzicami była ogromna. Uważałem ich od zawsze za swoją prawdziwą rodzinę. W końcu swoich biologicznych rodziców nawet nie znam. Zostawili mnie w środku lasu, gdy miałem nie całe dwa lata. Gdyby nie moi kochani adopcyjni rodzice, prawdopodobnie umarłbym w lesie z głodu. Oni mnie wychowali, jak swoje własne dziecko, nie szczędząc mi przy tym niczego. Gdy skończyłem trzydzieści lat postanowiłem odszukać swoje przeznaczenie, tą jedyną miłość. Rodzice, rozumiejąc moje pragnienie, założyli mi własne konto, na które były odkładane moje pieniądze, jako spadkobiercy firmy mojego ojca. I tak się zaczęła moja podróż.
   Byłem już w tysiącach miast, ale w ciągu tych stu lat nie odnalazłem tej, której szukam. Choć czułem się samotny, postanowiłem nie wracać z powrotem do domu. Odwiedziłem ich tylko parę razy. Na bieżąco jednak wymieniamy się listami, w jednym z nich moja mama poradziła mi, bym zatrzymał się na pewien czas tutaj. I tak właśnie trafiłem do tego miasta. Westchnąłem, po raz kolejny. Na końcu ulicy zauważyłem szyld z nazwą jakiejś kawiarni. Mając nadzieję na wypicie czegoś dobrze przyrządzonego, wszedłem do środka. Między stolikami kręcił się młody chłopak, który na pewno był wilkiem. Nie zwracając jednak na to uwagi, zająłem jedno z wolnych miejsc przy stoliku. Wyciągnąłem z plecaka zdjęcia, by je poprzeglądać, zanim będę mógł złożyć zamówienie. Nagle poczułem słodki zapach, który przyciągał mnie do siebie niczym magnes. Spojrzałem w górę, by ujrzeć jedyną bogini na świecie. Tę, którą szukałem przez ostatnie sto lat. Moją partnerkę.

                                          ***

                        Nathaniel

     Przyjąłem właśnie kolejne zamówienie. Dzisiaj był duży ruch, przez co nie miałem nawet chwili wytchnienia. Spojrzałem na zegarek. Do zamknięcia pozostało nam około godziny. Z ciężkim westchnieniem podszedłem do barku i zaparzyłem kawę. Oliwia, tak jak ja, uwijała się miedzy stolikami z nietęgą mina. Właśnie wydawałem rachunek grupce dzieciaków, gdy do środka wszedł jakiś młodo wyglądający mężczyzna. Wystarczyło, że raz na niego spojrzałem, a miałem pewność, że to wilk. Widziałem, jak Olivia idzie do jego stolika, więc, nie zwracając już na niego uwagi, wziąłem się za sprzątanie stolika. Nagły odgłos upadającego krzesła zwrócił ponownie moja uwagę na nieznanym mi wilku.
Mężczyzna klęczał na kolanach przed Olivią z wyrazem istnego uwielbienia i oczarowania na twarzy.
- Szukałem cię od stu lat. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie cię odnalazłem, moja pani. – powiedział chwytając jej dłoń, w której trzymała ołówek, w swoje i patrząc jej głęboko w oczy delikanie, z szacunkiem zbliżył swe wargi do jej skóry, ledwo ją muskając w najczulszym pocałunku, jaki kiedykolwiek na żywo widziałem. Sądziłem, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach.
    Otworzyłem szerzej oczy. Nigdy nie spodziewałem się, że moje słowa wypowiedziane rano spełnią się tak szybko. Olivia znalazła partnera! Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę zszokowana, po czym uśmiechnęła się ciepło i pomogła mu wstać z kolan.
- Cieszę się, że tu jesteś. Jestem Olivia, a ty? - zapytała spokojnie. Brodę miała hardo zadartą do góry, bo mężczyzna był od niej nieco wyższy, a ona nigdy nie odwracała wzroku, kiedy do kogoś mówiła.
- Nick. - mężczyzna odpowiedział lekko nerwowo. - Czy ty należysz do jakiejś watahy? - zapytał niepewnie. Wiedziałem, o czym myśli. Jako partner Olivii, musiał prosić o przyjęcie do stada alfę jej sfory oraz zaakceptowanie go.
- Tak, należę po watahy południowej z Księżycowego lasu. Ale nie masz się czym martwić. Mój brat jest alfą i na pewno cię przyjmie. On pragnie mojego szczęścia, więc nie ma problemu. A teraz chcę ci przedstawić mojego przyjaciela, a także partnera naszego alfy, Nathaniela. - uśmiechnąłem się do niego lekko, wyciągając dłoń w jego stronę.
- Miło mi, jestem Nick. - mężczyzna uścisnął moją dłoń i usiadł spokojnie na krześle.
- Przyniosę ci zaraz kawę. - powiedziała Olivia, patrząc na mężczyznę szczęśliwym wzrokiem. - Kończymy pracę dopiero o dziewiętnastej, więc niestety musisz poczekać.- Nick kiwnął głową i rozsiadł się wygodnie na siedzeniu. Spojrzałem na tę dwójkę i uśmiechnąłem się mimowolnie. „Kto by pomyślał, że gdy rano powiedziałem Olivii, że odnajdzie swojego partnera, stanie się to dziś?”


                                 ***

                             Rafael

   Samochód mojej siostry zatrzymał się pod domem. Od razu wyczułem obecność obcego wilka. Wyszedłem na zewnątrz, by sprawdzić sytuację. Z auta wysiadła Olivia, obok niej szedł jakiś mężczyzna, trzymając ją za rękę. Zaraz za nimi szedł Nathaniel, uśmiechając się pogodnie, co mnie trochę uspokoiło.
- Kto to jest? – zapytałem, patrząc na obcego nieufnie.
- To jest Nick, mój partner. – odpowiedziała, patrząc mi wyzywająco w oczy.
- Jest samotnym wilkiem. Wiesz, że nie możemy teraz takich przyjmować. Przykro mi, ale dopóki sprawa podpalenia się nie wyjaśni nie może z nami zamieszkać.
- Słucham?! Nie może tu...tutaj zostać? - jej głos się załamał. Odwróciłem wzrok nie będę w stanie patrzeć na jej łzy. - Przecież go tu nie było, jak to się stało. Ja... Rafael, proszę. Nie rób mi tego, braciszku.
- Ja...wiesz, że... - nagle podniesiony głos Nathaniela przerwał mi w połowie zdania.
- Może tu zostać. - wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Chłopak patrzał na mnie twardo. Biła od niego pewność siebie, której na co dzień nie było widać. - Jest on twoim partnerem, a partnerów nie powinno się rozdzielać. Nick wystarczająco długo był sam. - rozbawiony stanowczością Natha, pokręciłem głową.
- W porządku, możesz zostać. Ale mam warunek. Dołączasz do watahy, a tu każdy ma jakąś pracę i obowiązki. Jak mój beta wróci do domu masz się zgłosić i zapytać, czy są wolne miejsca na wartach, rozumiesz? - popatrzyłem na niego twardo. Mężczyzna był ode mnie starszy, przez co musiałem na wstępie pokazać swoją pozycję. Ten, rozumiejąc przekaz, pochylił głowę.
- Oczywiście, alfo. - Olivia zaklaskała w dłonie, szczęśliwa i, z okrzykiem radości, rzuciła się w ramiona Nicka.
- Dzięki, braciszku. Dziękuje, Nath.- podeszła jeszcze do chłopaka i pocałowała go w policzek, po czym pociągnęła swojego partnera w stronę domu. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Przepraszam. - słysząc to słowo, spojrzałem na Nathaniela, zaskoczony. - Podważyłem twój autorytet. Nie powinienem był się wtrącać. - pogłaskałem go pieszczotliwie po głowie.
- Nie masz za co mnie przepraszać, Nath. Jesteś moim partnerem i w takich sprawach powinienem pytać cię o zdanie. Jesteś na równi ze mną, ale czasem wciąż ciężko mi o tym pamiętać. To ja powinienem ciebie przeprosić. Ty nie masz mnie, za co.- powiedziałem i pocałowałem go w czoło. - Cieszę się, że się odezwałeś w tej sprawie. Zrobiłbym krzywdę mojej siostrze, rozdzielając ją z jej partnerem, gdyby nie ty. - przygarnąłem go do siebie. Chłopak wtulił się w moją pierś, oddychając głęboko. Radość mnie rozpierała, mogąc go trzymać w ramionach. ,,Z każdym dniem coraz bliżej ciebie, aniele"

* O Luno- stwierdziłam, że oni nie mogą mówić o Boże. Jakoś mi to nie pasowało. Więc skoro są wilkami to będą wzywać  boginie księżyca ;) 

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział V



 Bardzo dziękuję za komentarze oraz mojej nowej becie za sprawdzenie tego rozdziału :* .




        
     :Mowa w wilczej formie: ~zapisywana w ten sposób            




                Nathaniel  




        Dziś był mój pierwszy dzień w pracy. Razem z Olivią byliśmy w kafejce przed dziesiątą. Dziewczyna pokazała mi, co należy zrobić przed otwarciem. Przez następne pół godziny wietrzyliśmy sale, szykowaliśmy naczynia, ustawialiśmy krzesła oraz uzupełnialiśmy cukierniczki. Punktualnie o dziesiątej otworzyliśmy kawiarnię. Okazało się, że miejsce jest dość lubiane i do trzynastej nie mieliśmy ani chwili wytchnienia. Mnóstwo osób przewijało się przez barek zagadując mnie. Najgorszy był jednak stały klient i podrywacz Daniel. 
 - Witaj, śliczny, jesteś tu nowy? - spojrzałem na niego zszokowany.
- Eee…ja, tak dzisiaj zacząłem pracę. - odpowiedziałem niepewnie.
- To cudownie! W takim razie może zechciał byś dziś… - -
- Daniel, odczep się od niego. To mój przyszły szwagier. - z opresji uratowała mnie Olivia. Uśmiechnąłem się do dziewczyny z wdzięcznością.- No, choć, mój ty szwagrze, mamy przerwę. - posłusznie podążyłem za nią w stronę barku. Czułem, że mężczyzna odprowadza mnie wzrokiem, ale starałem się nie zwracać na to uwagi.- Nie musisz się go obawiać, nic ci nie zrobi. To jest nasz podrywacz. No, a teraz opowiadaj. - dziewczyna wpatrywała się we mnie z niemałą ciekawością. Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Ale o czym? – Oliwia, słysząc moje pytanie, uśmiechnęła się do mnie kpiąco.
- No, jak to, o czym? O niespodziance, którą miał dla ciebie wczoraj Rafael.
- Och, o to ci chodzi. - opuściłem głowę, lekko zażenowany. - Byliśmy w parku na pikniku. Pokazał mi takie niezwykłe miejsce. Łąka była pełna kolorowych kwiatów. To było na prawdę niesamowite miejsce. Później pochodziliśmy po alejkach i wróciliśmy do domu. Spędziłem bardzo miło popołudnie.
- No, no, mój brat naprawdę się postarał. - uśmiechnąłem się tylko słysząc to stwierdzenie. Uważałem dokładnie to samo. Mężczyzna zrobił mi wspaniałą niespodziankę. Już wczoraj zrozumiałem, że spotkało mnie szczęście. Rafael był idealnym partnerem.
- Też tak uważam. Wiesz, zostaję dzisiaj z Alexem podczas pełni.
- Naprawdę? To dobrze. Mały cię polubił, a takie wieczory, jak dziś jest zawsze przygnębiony.
- Mam nadzieje, że dzisiaj będzie inaczej. - uśmiechnąłem się do dziewczyny i zerknąłem na zegarek. - Podnoś się, paskudo. Przerwa nam się skończyła.




***




     Był wieczór. Słońce właśnie zaczęło chować się za horyzontem, a członkowie sfory zbierali się przed naszym domem. Siedziałem w kuchni przy stole, miejsce obok mnie zajmował Alex. Chłopiec z ponurą miną wpatrywał się w swoje dłonie.
- Hej, co to za mina?- zagadnąłem próbując odwrócić jego uwagę od gnębiących go myśli. Mały spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Wiesz, bo oni… zaraz pójdą wszyscy do lasu, a ja? Znów zostaję w domu. - po tych słowach siedzieliśmy w ciszy. Po pewnym czasie postanowiłem się odezwać.
- Alex? Czy próbowałeś kiedykolwiek odnaleźć swojego wilka w sobie?
- Co? - chłopiec spojrzał na mnie wyraźnie ożywiony.- Nie, nie wydaje mi się. - słysząc to wstałem z krzesła.
- No to idziemy na zewnątrz. Sfora jest już w lesie, więc możemy spokojnie porozmawiać na dworze.
   Wyszliśmy przed dom. Alex spojrzał na mnie niepewnie. Wskazałem mu dłonią trawę, na której chłopiec usiadł bez szemrania.
- Wiesz, zdarza się tak, że nasza zwierzęca strona jest uśpiona i bez naszej pomocy nie przebudzi się. Dlatego słuchaj teraz uważnie, co mówię. - maluch pokiwał głową. - Spójrz na księżyc. Widzisz, jak lśni? W takie noce, jak dzisiaj przyzywa nas do siebie. Skup się na jej świetle i zajrzyj w głąb siebie. Słyszysz, jak twój wilk wyje? Skup się na nim. - Alex siedział wyprostowany z zamkniętymi oczami. Jego wyraz twarzy ukazywał pełne skupienie. Gdy chłopiec się odprężył otworzył swoje oczy, które nie miały, jak zwykle, czekoladowej barwy, tylko niebieską. Chwilę później stał przede mną mały szczeniak. Jego futerko połyskiwało w świetle księżyca pięknym szarym kolorem, a wydawało się być tak miękkie i delikatne, niczym puch. Alex okręcił się w około własnej osi i szczeknął radośnie, machając ogonem.
- Wiedziałem, że ci się uda! – Pochwaliłem go. Zamknąłem oczy, by również zamienić się w wilka.  Po chwili stałem już na czterech łapach. 
:Udało mi się, udało! Dziękuję ci, Nath: -  maluch otarł łepkiem o mój bok. 
:To nie moja zasługa: - posłałem mu mentalny uśmiech i skierowałem się w stronę lasu. - :No, chodź. Musisz się wszystkim pokazać: 
   Po piętnastu minutach dotarliśmy na polanę, na której były inne wilki. Gdy Sara nas dostrzegła podbiegła w naszą stronę. 
:O, Luno! Alex, udało ci się!: - zaraz obskoczyły go inne wilki. Wszyscy bardzo się cieszyli z przemiały małego. Zadowolony odszedłem na bok do mamy. Spojrzałem na nią smutno. 
:Jesteś pewny, że chcesz iść?:
:Tak, mamo, chodźmy:




***
                  Rafael                                  


Patrzyłem, jak Nathaniel odchodzi wraz z Elizabeth w stronę terytorium północnego. Czułem smutek od nich bijący.
:Dokąd oni idą?: - obok mnie stanął Kris. 
:Na teren swojej dawnej osady. To jest ich pierwsza pełnia w nowej sforze: - Kris pokręcił lekko łbem. 
: Nie umiem wyobrazić sobie, co oni muszą czuć: - wszystkim nagle udzieliło się uczucie melancholii. 
:Wujku?: - Alex podszedł do mnie pochylając lekko łepek. 
:Coś się stało?:- zapytałem łagodnie. 
: Nic się nie stało, ale…ja nie chcę, by Nathaniel był smuty. On jest bardzo miły. Pomógł mi w przemianie:
:Nie martw się. On już nie będzie smutny: - posłałem mu uczucie ciepła i zwróciłem się do reszty watahy. - : Dobrze, koniec na dzisiaj. No, już, wracamy do osady: - wszyscy bez szemrania ruszyli w stronę wyjścia z lasu.




***
                Nathaniel  


                                             

    Staliśmy po środku naszej dawnej osady. Po odbudowaniu to miejsce wyglądało tak, jakby nic się nie stało. Mogłoby się wydawać, że za chwile pojawi się tu tata, pytając nas, czy będziemy jeszcze długo sterczeć na dworze. Pewnie, gdybym był teraz w ludzkiej formie, zacząłbym płakać. 
:Ich tu nie ma, prawda? Wygląda tu tak, jakby wszystko było dobrze. Wydaje mi się, jak byśmy właśnie wrócili z miasta do domu: - powiedziałem.
:Tak, ale rzeczywistość jest inna. Teraz nasz dom jest gdzieś indziej… choć ciężko jest w to uwierzyć : - powiedziała mama i ruszyła w stronę naszego dawnego domu. Chcąc dać jej trochę czasu, zacząłem obchodzić cały teren. Wszędzie jeszcze widziałem ślady mojej rodziny, przyjaciół. Odetchnąłem bezgłośnie. Moje serce kołatało w mej piersi coraz prędzej. Nie podobało mi się to uczucie. Czułem się źle i chciałem, jak najszybciej wrócić do domu, do Rafaela. I chociaż wiedziałem, że pewnie nie będę miał tyle odwagi, by mu to powiedzieć, chciałem poczuć się bezpiecznie, a najmilsze bezpieczeństwo dawała mi jego obecność. Nie musieliśmy się dotykać, nic mówić. Wystarczyłoby mi, żeby po prostu przy mnie teraz był. Jednak sam przed sobą wstydziłem się swoich myśli i dziwiłem się, że takie one właśnie są. 
:Wracajmy już do domu, mamo. Nie mogę tu już dłużej zostać: - szliśmy powoli przez las. Czułem się przygnębiony. Myśli o dawnej sforze ciągle mnie gnębiły. W głowie mi szumiało i czułem mdłości. Gdy dotarliśmy do domu wróciliśmy do naszych ludzkich form. Spojrzałem na mamę, uśmiechając się smutno.
- Idź, ja muszę ochłonąć. – czułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Mama przytuliła mnie lekko i weszła do środka. Odetchnąłem głęboko i usiadłem na schodkach prowadzących do domu. Po policzku spłynęły mi pierwsze łzy.  W tym momencie czułem się taki pusty, samotny. Chłodny wiatr owiał moje ramiona, a ja wzdrygnąłem się. Nie mogąc dłużej tego wytrzymać wbiegłem do domu.




                                            ***

                                   Rafael                                                                         




    Po około trzech godzinach Nathaniel z Elizabeth wrócili do domu. Kobieta przytuliła chłopaka i weszła do środka zostawiając go na dworze. Odszedłem od okna i podszedłem do niej i uśmiechnąłem się niepewnie.
- Jak on się trzyma? - zapytałem zmartwiony.
- Wiesz… Rafaelu, idź do niego. Ja radzę sobie jakoś z tą sytuacją, ale on… jest młody i nie jest mu łatwo się pogodzić. Był bardzo zżyty z moim mężem, przez co niełatwo mu to przyjąć do wiadomości. On czuje się samotny... ja widzę to w jego oczach. Mój syn  teraz cię potrzebuje, nawet jeśli nie chce się przyznać sam przed sobą do tego, to tak właśnie jest. – powiedziała i ruszyła w stronę swojej sypialni.
   Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Postanowiłem poczekać na dole na chłopaka. Gdy po pół godzinie usłyszałem trzaśniecie drzwi ruszyłem od razu do sypialni, do której przed chwilą pobiegł chłopak. Nathaniel siedział na swoim łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach. Ramiona trzęsły mu się pod wpływem szlochu wyrywającego się z jego piersi. Usiadłem obok niego i dotknąłem lekko jego ramienia. Chłopak momentalnie zerwał się z miejsca, siadając okrakiem na moich kolanach. Zarzucił mi ramiona na szyję, chowając swoją twarz w mojej piersi, wtulając się. Czułem, jak jego słone łzy moczą mi koszulkę. Pogłaskałem go uspokajająco po głowie.
- Ciii… już. Wszystko jest dobrze. Teraz jesteś już ze mną i nic się złego nie może stać. Wiem, że boli strata bliskich i uwierz mi, gdybym mógł ci ich zwrócić - zrobiłbym to. Ale nie potrafię. Mogę ci tylko obiecać, że będę zawsze obok ciebie.- Nathaniel spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Obiecujesz? - zapytał niepewnie.
- Tak, obiecuję, aniołku. 
   Tej nocy jeszcze długo siedzieliśmy razem, tuląc się do siebie. Nathaniel jeszcze nie raz płakał w mych ramionach, ale nie przeszkadzało mi to wcale. Cieszyłem się jego bliskością oraz tym, że obdarzył mnie w jakimś stopniu zaufaniem.


czwartek, 15 maja 2014

Rozdział IV

   Dziękuje za komentarze.      

              Nathaniel   
   Był poniedziałkowy poranek. Budzik na mojej szafce nocnej obwieścił siódmą rano. Niezadowolony miałem właśnie zamiar wyłączyć go i pójść dalej spać, gdy nagle drzwi się otworzyły. W progu stała uśmiechnięta Olivia.
-No, Nath, słoneczko ty moje, pora wstawać.- zakopałem się głębiej pod kołdrę. Dziewczyna z okrutnym uśmiechem podeszła do mnie i zdarła ze mnie nakrycie.
-Idź stąd, wiedźmo. Jest za wcześnie. Chcę jeszcze spać.- oznajmiłem zaspanym głosem.
-Nie ma spania. Miałeś ze mną jechać do miasta.- okryłem głowę poduszką próbując ją zignorować.- Twoja mama upiekła bułeczki cynamonowe.- nieufnie wystawiłem głowę. Wciągnąłem powietrze i zmarszczyłem nos.
-Nic nie czuje. Czy ty mnie czasem nie kantujesz?- spojrzałem na Olivię podejrzliwie.
-Wiesz, Elizabeth otworzyła okno w kuchni, więc nie zdziwi mnie, jak okaże się, że wszystkie są już zjedzone.- powiedziała patrząc na mnie złośliwie.
-Co?! Nie mogłaś powiedzieć od razu?- wyskoczyłem z łóżka jak z procy i zbiegłem schodami w dół prosto do kuchni. Przy stole siedziało sporo wilków. Wszyscy rozmawiali ze sobą w przyjemnej atmosferze.
-Cześć wszystkim! Zostały dla mnie jakieś wypieki? - zapytałem lekko zdyszany.
-Uchowałam dla ciebie co nie co.- mama podeszła do mnie i podała mi talerz z kilkoma bułeczkami. Zadowolony pocałowałem ją w policzek. Usiadłem na jednym z wolnych krzeseł.
- Miałaś rację, El, za twoje wypieki zrobi wszystko.- Olivia właśnie weszła do kuchni uśmiechając się radośnie. Wszyscy roześmiali się, słysząc to stwierdzenie. Czułem, że moje policzki robią się czerwone. W ekspresowym tempie zjadłem śniadanie i pobiegłem na górę przygotować się do wyjścia.

                                             ***


     Siedziałem z Olivią w gabinecie jej szefa. Za biurkiem siedział przystojny, na oko czterdziesto-paroletni mężczyzna.
-No, dobrze, ile masz lat chłopcze? –zapytał, patrząc na mnie poważnie.
- Osiemnaście, proszę pana.- odpowiedziałem niepewnym głosem.
-Masz jakieś doświadczenia w pracy jako kelner?
-Tak. Pracowałem jako kelner w restauracji w mojej osadzie.- odpowiedziałem zadowolony.
-Świetnie, w takim razie nie widzę przeciwwskazań. Zaczniesz od jutra. – zaczął coś szukać w szufladzie biurka.- Proszę, tu masz umowę. Przeczytaj ją i podpisz.- zrobiłem tak, jak mówił mężczyzna. Po przestudiowaniu jej złożyłem na niej swój podpis.- Jeśli chcesz możesz posiedzieć teraz trochę i popatrzeć, jak tu wszystko wygląda.
-Bardzo panu dziękuje.- uśmiechnąłem się do mężczyzny.
-Cała przyjemność po mojej stronie. Widzimy się jutro rano.- pokiwałem głowa i wyszedłem z pomieszczenia. Olivia szła tuż za mną. Przeszliśmy krótkim korytarzem na zaplecze, gdzie dziewczyna zostawiła swoje rzeczy i weszliśmy do kawiarni.
-Mówiłam ci, że dostaniesz tę pracę.- Olivia przytuliła mnie mocno, uśmiechając się promiennie.- Idź usiąść do stolika, zaraz przyniosę ci kawę. Napisze do Rafaela, jeśli ci to nie przeszkadza i poproszę, by przyjechał po ciebie.- kiwnąłem głową i poszedłem usiaść w kącie sali.
                                           
                                        ***
                     
   Rafael

   Siedziałem w swoim gabinecie planując dalsze prace na terenie północnym, gdy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałem na nie zirytowany.
-Proszę.- do środka wszedł Kristian.- Coś się stało?
-Grupa patrolująca granice lasu doniosła mi właśnie, że znaleźli obce tropy na części północnej.- spojrzałem na niego zaskoczony.
-Świeże?!- Kris pokiwał głową.- Wyślij grupę tropiącą. Niech przeczeszą teren. Jeszcze dzisiaj wieczorem chcę mieć dokładny raport.
-Tak jest, alfo!- mężczyzna pochylił głowę lekko i wyszedł. Spojrzałem na zegarek. ,,Czas się zbierać i jechać po Natha.”
         Godzinę później zaparkowałem pod kafejką. Wszedłem do środka. Przy jednym ze stolików siedział Nathaniel razem z Olivią.
-Cześć, braciszku. Jak tam?- dziewczyna uśmiechnęła się do mnie pogodnie.
-W porządku. Przywiozłem ze sobą niespodziankę dla Natha.- powiedziałem, patrząc mu w oczy.
-Naprawdę?!- pokiwałem głową .
-Tak zbierz swoje rzeczy i idziemy.- odpowiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. Wyglądał prześlicznie z szerokim uśmiechem i błyszczącymi oczami.
-No dobrze to ja was zostawiam. Miłego popołudnia.- Olivia cmoknęła jeszcze Natha w policzek i poszła stanąć za barkiem. Chłopak zebrał swoje rzeczy i stanął obok mnie.
- To co, idziemy?- spojrzałem mu w oczy i ostrożnie złapałem jego dłoń.
-Tak. – przeszedłem z nim przez parking prowadzący do samochodu.- Pojedziemy w jedno specjalne miejsce, dobrze?- Nathaniel przytaknął i rozsiadł się wygodniej w fotelu. Odpaliłem auto i ruszyłem drogą w stronę parku.

                               ***
              Nathaniel

   Rafael zatrzymał samochód na parkingu obok parku. Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Co tak patrzysz? Nie domyślasz się, po co przyjechaliśmy, prawda?- kiwnąłem głową. Mężczyzna uśmiechnął się tylko i wysiadł z samochodu. Otworzył przede mną drzwi i poprowadził w stronę bagażnika. Gdy go otworzył zobaczyłem koszyk z jedzeniem i koc.- A teraz?
-Idziemy na piknik?- nie mogłem w to uwierzyć.- Cudowny pomysł. Uwielbiam pikniki.
-Cieszę się, że pomysł ci się spodobał. Chodź pokaże ci moje ulubione miejsce w tym parku.- Rafael wyciągnął w moja stronę swoją dłoń. Ująłem ją niepewnie i spojrzałem na niego nieśmiało. Wyglądał naprawdę przystojnie w prostych, spranych dżinsach i czarnej koszulce.
Szliśmy ścieżkami przez jakieś pół godziny, ale to, co ujrzałem przeszło moje oczekiwania. Stałem na polanie. Na jej środku rosły wysokie trzy drzewa ich gałęzie przeplatały się ze sobą, łączyły i opadały w dół rozsypując dookoła pachnące kwiatki. Trawa również posypana kwieciem sprawiała wrażenie miękkiego ciepłego dywanu.
-Ależ tu pięknie!- cały widok zapierał dech w piersiach.
-Lubię tu przyjeżdżać i posiedzieć w ciszy. Nasz las jest piękny, ale mimo to...- nie musiał kończyć. Bardzo dobrze go rozumiałem. To miejsce dawało poczucie wewnętrznego spokoju.
-Rozumiem.- uśmiechnąłem się do niego lekko i zerknąłem na koszyk.-No...to, co masz tam w środku?
-W środku? Hmmm… same pyszności wykradzione z naszej kuchni.- na to stwierdzenie nie mogłem się nie roześmiać.
-W takim razie rozkładamy koc i zabieramy się za nasz lunch?- mężczyzna kiwnął głową i poprowadził mnie pod drzewa. Tam rozłożyliśmy okrycie i zjedliśmy posiłek.
-Olivia pisała, że dostałeś prace. To naprawdę dobrze.
-Tak. Bardzo się cieszę. Od jutra zaczynam.- zamyśliłem się na chwilę, po czym dodałem: - Cieszyłbym się, gdyby moja mama znalazła dla siebie jakieś zajęcie. Gdy masz co robić nie myślisz tak o problemach.
-Masz rację. Ale z tego, co wiem Elizabeth od przyszłego tygodnia będzie pomagać w stołówce w naszej szkole.- spojrzałem na niego zaskoczony.
-Nic mi nie mówiła. Ale to fantastycznie.
-Tak, przyda nam się...- usłyszałem sygnał jego komórki.- Przepraszam cię na chwilę.
,,-Halo?”
,,-Rafael? Mam do ciebie sprawę.”
,,-Coś się stało Saro?”- w jej głosie był wyczuwalny niepokój.
,,-Nie. Chodzi o to, że potrzebuję kogoś, kto zostanie jutro z Alexem podczas pełni.”
,,-W porządku zaraz skontaktuję się z paroma osobami ze sfory, może...- pociągnąłem go lekko za rękaw.- O co chodzi, Nathanielu?
-Ja zostanę z małym.- Rafael spojrzał na mnie zaskoczony.
-Jesteś...
-Tak, jestem pewien. To dla mnie żaden problem.- uśmiechnąłem się do niego lekko.
,,-Nathaniel powiedział, że z nim zostanie.”
,,-Naprawdę? To cudownie! Uściskaj go ode mnie. W takim razie już nie przeszkadzam. Do zobaczenia.”
,,-Na razie.”
-Naprawdę nie sprawi ci to problemu? Na pewno znalazłby się ktoś, kto by z nim został.
-Nie, z chęcią z nim zostanę. Wiesz, Alex...przypomina mi mnie. Też długo nie przechodziłem przemiany, przez co byłem rozżalony i zły. Dlatego go rozumiem i chcę z nim spędzić trochę czasu.
-Jesteś niesamowity.- mężczyzna cmoknął mnie w policzek po czym zapytał.- Pójdziemy się jeszcze przejść zanim wrócimy do domu?
-Tak, czemu nie?- spakowaliśmy koszyk i ruszyliśmy alejką na krótki spacer.
      Gdy wróciłem do domu czułem się niesamowicie. Ciągle czułem zapach polnych kwiatów i Rafaela. Z błogim uśmiechem na ustach ruszyłem do swojego pokoju, mijając po drodze mamę. W sypialni przebrałem się w luźne ubrania, otworzyłem okno i usiadłem na parapecie. Słońce ogrzewało mnie swoimi ostatnimi promieniami. Odetchnąłem głęboko, gdy usłyszałem, jak drzwi do pokoju się otwierają. W progu stała moja mama. Uśmiechała się do mnie łagodnie.
-Jak ci minął dzień?- zapytała, patrząc mi prosto w oczy.
-W porządku. Dostałem pracę.- odpowiedziałem, odwracając wzrok.
-A jak piknik z Rafaelem?- spłonąłem rumieńcem.
-Wiesz, ja…myślę, ze mógłbym go pokochać. Ale potrzebuję czasu. Zaczyna mi na nim zależeć, tyle że ja… boję się tego uczucia. Czy myślisz, że to źle… - zapytałem niepewnie.- …że nie jesteśmy ze sobą i, że go nadal nie zaakceptowałem ? - mama pokręciła głową i podeszła do mnie. Jej ramiona otoczyły mnie, a ja poczułem przyjemny zapach jej perfum. W tym momencie poczułem się, jakbym znów był małym chłopcem.
-Nathanielu, to nic złego. To, że odnalazłeś partnera nie oznacza, że od razu musisz go zaakceptować. Przytrafiło ci się nieszczęście i teraz to od Rafaela zależy, czy przełamiesz swoje obawy i mu zaufasz, czy też nie. Bądź spokojny, masz czas. Poza tym, ja wiem i widzę, że ty gdzieś tam w środku  żywisz do niego znacznie głębsze uczucie.- uspokojony wtuliłem głowę w jej cieple ramiona, które zawsze dawały mi bezpieczeństwo i poczucie komfortu.
                          
                           ***
                      Rafael
                                       

      Gdy tylko wróciłem do domu ruszyłem poszukać Krisa. Mężczyzna siedział w ogrodzie za domem. Podszedłem do niego i usiadłem obok.
- Myślisz, że Nathaniel zaufa mi kiedyś i będziemy razem?- zapytałem. Kris spojrzał na mnie i przeczesał moje włosy jak dawniej, gdy byliśmy młodsi.
-Na pewno, ale on potrzebuje czasu oraz dowodów z twojej strony.- powiedział. Nie odezwaliśmy się więcej ciesząc się cisza i spokojem.

sobota, 10 maja 2014

Liebster Award

Witajcie kochani 
Zostałam nominowana przez Yume Mito.  Bardzo za to dziękuję. Wybrałam, sobie pytanie 
10 ulubionych piosenek :
1 Nightwish- Phantom of the opera
2 Epica- Sensorium
3 Nirvana- In bloom
4 Evanescence- Bring me to live
5 Metallica- Turn the Page
6 Aerosmith- Cryin
7 AC/DC- Highway to hell
8 Fall out boy- Dance, dance
9 Green Day- American idiot
10 Halestorm- Bad romance
 No I to tyle ;)
Nominuje:

* Lady Makbet
http://amnezja-lady-makbet.blogspot.co.uk/
* Sol12
http://yaoi445.blogspot.co.uk/?zx=7c567168ba393c7d

http://dwaobliczamilosci.blogspot.co.uk/?zx=aceee199ff6c26a0
* Luana 
http://opowiadania-luana-slash.blogspot.co.uk/?zx=79d2b48285b2af16 
Macie do wyboru:
10 faktów o mnie lub 10 ulubionych filmów/seriali.
 Jeszcze raz bardzo dziękuję za tą nominacje.
 OfeliaRose

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział III

 Bardzo dziękuję za komentarze. Mam nadzieję, że długość rozdziału was zadowoli :)
          
          Nathaniel
    Godzinę później byłem już w klubie. Miejsce wyglądało niesamowicie. Ściany pomalowane były na śliwkowy kolor dodatkowo rozświetlone przez kolorowe lampki. Parkiet połyskiwał czernią zachęcając do tańca. Również stoliki były czarne, otoczone skórzanymi kanapami. Sam klimat klubu przyciągał różnych imprezowiczów. Muzyka i światła odurzały. A napoje i drinki były świetnie przyrządzone.
    Siedziałem przy stoliku i pilnowałem napoju Olivii, która tańczyła z jakimś zmiennym. Sam nie odczuwałem potrzeby wychodzenia na parkiet. Nie lubiłem się wychylać ani udzielać w zabawach, obserwowałem jednak tańczące pary z lekką zazdrością. Gdzieś w głębi czułem, że też bym chciał tańczyć w ramionach bliskiej mi osoby tyle, że nie mogłem. Obawiałem się miłości, która była mi pisana. Odrzucałem ją instynktownie nie pozwalając rozkwitnąć jej kwiatu.
- Uwielbiam tu przychodzić. - podskoczyłem na dźwięk głosu dziewczyny. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem, kiedy się pojawiła obok mnie. Olivia była ubrana w krótką, plisowaną, czarna spódnice. Jej nogi osłaniały cienkie rajstopy ozdobione czerwonymi kropkami. Czarne botki na obcasie dodawały jej zadziornego charakteru. A czerwona bluzka bez jednego rękawa świetnie komponowała się z jej tatuażem na ramieniu. - Bardzo mi się podoba wystrój lokalu. Muszę przyznać, że braciszkowie naprawdę się postarali. Wiesz, że na pierwszym piętrze jest restauracja i kawiarnia? - spojrzałem na nią zaskoczony. - No, a na drugim i trzecim znajdują się pokoje do wynajęcia dla przejeżdżających. Mnóstwo wilków jak i ludzi tu się zatrzymuje. Cały wystrój jest utrzymany w klimatach wiktoriańskich z odrobiną współczesności.
- I to wszystko jest ich? - Olivia kiwnęła głową.
- Tak chłopaki ciężko pracowali na opinie tego lokalu. Otworzyli go cztery lata temu. Na początku było źle, bo nikt nie chciał przychodzić do mało znanego klubu. Obawiali się obsługi i standardów restauracji oraz hotelu. No, ale teraz cieszą się dobrą opinią, stałymi bywalcami klubu, mnóstwem przejezdnych oraz dobrymi zarobkami. No i sfora też na tym korzysta.
- Jak to? - zapytałem zaskoczony.
- Jeżeli ktoś ze sfory straci prace zawsze może przyjść tutaj. Rafael i Kris na pewno znajdą jakieś zajęcie dla takiej osoby. Obecnie wszystkie pokojówki a także kelnerzy są z naszej sfory.
- Nie wiedziałem. Dobrze mieć świadomość, że zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże w trudnej sytuacji. - uśmiechnąłem się do niej.
- Pewnie i ty też powinieneś ją mieć. Każdy z nas zawsze ci pomoże. Rafael szczególnie, jeśli tylko mu zaufasz. - Olivia uśmiechnęła się do mnie i wstała z miejsca.-  Idę na parkiet, może pójdziesz ze mną? - pokręciłem przecząco głową.
- Nie dziękuje wole tu zostać. Ale ty się baw spokojnie. - dziewczyna cmoknęła mnie szybko w policzek i wmieszała się w tłum tańczących.
                          
                               ***
                     Rafael

    Stałem przy oknie w moim i Krisa gabinecie skąd mogłem obserwować, co się dzieje w klubie. Widziałem jak Olivia wchodzi na parkiet. Nathaniel natomiast został przy stoliku. Wyglądał ślicznie. Zielona koszula podkreślała kolor jego oczu ładnie komponując się z brązowymi włosami. Oderwałem wzrok od chłopaka i odwróciłem się do brata.
- Zostajesz ze mną czy wracasz już do domu?- zapytałem wiedząc i tak, co zaraz usłyszę.
 - Wracam. - Kris uśmiechnął się do mnie przepraszająco. - Sara robi kolacje, a również z Alexem chciałbym dzisiaj posiedzieć i poczytać mu bajki. Poza tym obiecałem mu, że opowiem jak uciekaliśmy kiedyś przed McLevisem, gdy przyłapał nas na podkradaniu jabłek z jego ogrodu.- roześmiałem się rozbawiony, gdy tylko przypomniałem sobie to wydarzenie. Do tej pory miałem w pamięci jak oberwaliśmy od mamy.- Ale ty zostajesz prawda?- na jego usta wkradł się chytry uśmiech. - Chcesz mieć młodego na oku, co?- zapytał.
- Oczywiście, że tak. Nie mogę pozwolić by te wszystkie śliniące się sępy próbowały się do niego zbliżyć. - powiedziałem twardo.
- Spokojnie. - roześmiał się rozbawiony moim zachowaniem. - Wiesz, ja na twoim miejscu bardziej bym się martwił twoim wilkiem niż tymi „śliniącymi się” sępami. Do jutra i miłego wieczoru. - Puścił mi jeszcze oczko i wyszedł na zewnętrz. Pokręciłem głową niezadowolony. Wiedziałem, że Kris ma racje. Moje wewnętrzne ja jest największym zagrożeniem jak na razie dla Nathaniela. Ciężko było mi opanować moje odruchy. Chciałem go przytulić, porozmawiać nie martwiąc się, że ucieknie. Marzyłem o momencie, w którym będę mógł go pocałować. Westchnąłem ciężko próbując pozbierać myśli i wszedłem do klubu.
 Podszedłem do stolika Nathaniela i Olivii. Chłopak był zamyślony, lecz gdy tylko mnie dostrzegł odsunął się nieznacznie.
- Witaj Nathanielu. Miło cię wreszcie zobaczyć. - chłopak spłonął rumieńcem. Widać było po jego minie zawstydzenie.
- Cześć. Jak to wr... wreszcie. Widzieliśmy się przy ognisku. - pokiwałem potakująco głową z krzywym uśmiechem.
-Tak to prawda widzieliśmy się na ognisku, które było cztery dni temu. Unikasz mnie.- Nathaniel pochyli głowę zawstydzony. Przyglądałem mu się zachwycony. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej. Jego włosy otaczały twarz miękkimi falami, a zielony kolor koszulki powodował, że można było dostrzec rudawe refleksy w jego włosach, których nie dało się zobaczyć z daleka. Delikatny rumieniec na jego twarzy dodawał mu tylko uroku. Przywodził na myśl pięknego anioła. Mojego...anioła - Do twarzy ci w zielonym.
- Prawda? - Olivia uśmiechnęła się radośnie i wsunęła na miejsce obok mnie. - Jak ci spotkanie minęło braciszku? - skrzywiłem się lekko słysząc to pytanie.
- Szczerze to potwornie. Sponsorzy przez całe dwie godziny marudzili, co im się nie podoba, i co by tu zmienili.- powiedziałem niezadowolony.- Myślą, że jak zainwestowali w nas to mogą wszystko zmienić.
- Och, aleś ty biedny. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie wrednie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. A wy, co porabialiście?
- Byliśmy na zakupach i...
- I ta czarownica zaciągnęła mnie do fryzjera. - Nathaniel spojrzał na moją siostrę niezadowolony. Nachmurzył się lekko. Uśmiechnąłem się rozbawiony.
- No, wiesz wyglądasz naprawdę dobrze, więc nie narzekaj mój drogi. - Olivia jak przystało na dojrzałą osobę wystawiła język w stronę chłopaka, po czym przeniosła swój wzrok w moja stronę. - Och, grają moją ulubioną piosenkę. Szkoda, że nie mam, z kim zatańczyć. - westchnęła teatralnie i spojrzała znacząco w stronę Natha. Przewróciłem oczami słysząc jej przemowę, jednak uśmiechnąłem się. Wstałem z miejsca i podszedłem do Nathaniela. Ująłem delikatnie jego dłoń i spojrzałem mu w oczy.
- Można prosić? - czułem jak iskry i przyjemny prąd przechodzi miedzy naszymi dłońmi. Uczucie było niesamowite dające mi pewność, że Nath jest jedyną osobą, z którą będę mógł być szczęśliwy. Że to właśnie on jest moja miłością.
- Czemu nie. - chłopak uśmiechnął się nie pewnie ściskając lekko moja dłoń. Radość zalała mojej serce, gdy zobaczyłem uśmiech na jego twarzy. „Mam nadzieje, że częściej będę mógł widzieć twój uśmiech aniele.”
 
                                 ***
                     Nathaniel    
        Rafael poprowadził mnie na środek parkietu. Moje ręce umieścił na swoich ramionach, a sam złapał mnie delikatnie w talii. Zaczęliśmy wolno poruszać się w rytm muzyki. Jego zapach przyciągał mnie i otulał niczym ciepły koc. Instynktownie mocniej wtuliłem się w jego ramiona. Od bardzo dawna nie czułem się tak... bezpiecznie. Będąc blisko niego zaczęło do mnie docierać jak bardzo krzywdzę jego i siebie próbując uciekać. Mama zawsze powtarzała, że od prawdziwej miłości nie powinno się uciekać, a ja dopiero to zrozumiałem. Czułem, że moje oczy zrobiły się wilgotne. ,,Nie mogę go dłużej odtrącać. Nie chce by cierpiał. Pora spróbować zapomnieć o przeszłości i ...spróbować zaufać, ale czy dam rade. Musze...musze dać.’’ Z takim postanowieniem spojrzałem na Rafaela, który widząc mój wzrok zatrzymał się.
- Coś nie tak? - zapytał zatroskany. Uśmiechnąłem się lekko.
- Nie wszystko w porządku, ale powinienem już iść. - po tych słowach wspiąłem się na palce i złożyłem delikatny pocałunek na jego policzku. Mężczyzna patrzył się na mnie zszokowany. Sam byłem zdziwiony swoim gestem. Mimo lęku, jaki nadal gdzieś kołatał się w moim wnętrzu chciałem być bliżej niego. Odsunąłem się i ruszyłem na miękkich nogach do stolika.
- Olivio, czy możemy już iść. - zapytałem niepewnie. Wiedziałem, że widziała, co zrobiłem. Jej wzrok, który mnie prześwietlał mówił sam za siebie.
- Tak, pewnie, jeśli chcesz. - dziewczyna wstała z miejsca i zabrała swoją kurtkę. Przechodząc obok mnie szepnęła mi jeszcze do ucha. - Mądrze postępujesz.
    Słysząc te słowa poczułem się lepiej. Wychodząc z klubu czułem się naprawdę szczęśliwy. Wydawało mi się, że jestem lżejszy o kilka kilogramów. Zanim wsiadłem do samochodu spojrzałem jeszcze na budynek. „Kto by pomyślał, że to wyjście zakończy się w taki sposób. Może jednak poznam uczucie radości płynące z prawdziwej miłości?”
                           

                                ***
                     Rafael

     Stałem jeszcze przez jakiś czas na środku parkietu, nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. To, że Nathaniel mnie pocałował dawało mi nadzieje, że chłopak będzie chciał jednak spróbować, że da mi w końcu szanse. Pragnąłem by mi zaufał i pokochał. Chłopak dzisiaj wykonał ruch w moją stronę a teraz nadeszła moja kolej.                                                                                                                  Szczęśliwy z wielkim uśmiechem na twarzy skierowałem się w stronę baru.
- No, no szefuńciu ładny wilczek ci się trafił. - Jack uśmiechał się figlarnie.
- Nie pozwalaj sobie smarku. - powiedziałem rozbawiony  do jednego z młodszych wilków ze stada- To mój partner.
- No nareszcie Rafaelu. Gratuluje. - chłopak podał mi mojego ulubionego drinka.
- Jak się czuje twoja żona? Kiedy rozwiązanie? – zapytałem. Od początku próbowałem panować nad sforą tak by godnie zastąpić mojego ojca, którego wszyscy szanowali.  W sposób słuszny, sprawiedliwy, przyjazny, a zarazem rodzinny. Starałem się nie wykorzystywać swojej pozycji. Interesowałem się każdym członkiem nie ignorując nikogo i w razie potrzeby wyciągałem pomocną dłoń. Zdobywając w ten sposób ich szacunek i oddanie.
- W porządku. Sally i bliźnięta czują się dobrze. A do rozwiązania zostały jeszcze dwa miesiące. - uśmiechnąłem się do dumnego wilka. Widać było, że się nie może doczekać narodzin dzieci. Chłopak odszedł by obsłużyć klienta, a ja rozsiadłem się wygodnie w krześle starając się rozluźnić.
    Godzinę później wyszedłem z klubu i zamówiłem taksówkę. Gdy dotarłem do domu skierowałem się prosto do swojej sypialni. Wziąłem chłodny prysznic próbując zapanować nad gorącem, jakie odczuwałem wyczuwając wszędzie w domu zapach swojego ukochanego. Nie długo później byłem już w łóżku. Nie mogłem przestać myśleć o Nathanielu. Przed oczami miałem ciągle jego radosną twarz. Błyszczące oczy wpatrujące się we mnie z jakimś postanowieniem, stanowczością, dające mi nadzieje.  Nie chciałem znów widzieć u niego na twarz tego smutnego wyrazu. Chciałem by jego oczy już zawsze błyszczały radoście, bez jakiegokolwiek lęku, onieśmielenia. Nim zasnąłem obiecałem sobie, że zrobię wszystko by  już nigdy z jego twarzy nie zniknął uśmiech.

                                 ***
                  Nathaniel
  Siedziałem na parapecie w sypialni. Przez uchylone okno wpadało ciepłe powietrze owiewając moją twarz. Czułem się dobrze. Miałem poczucie bezpieczeństwa, którego nie czułem już od wielu miesięcy. Widziałem jak Rafael lekko chwiejnym krokiem wchodził do domu z radosnym wyrazem twarzy. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Miałem nadzieje, że to właśnie ja jestem powodem jego radości. Choć ciężko było mi w to uwierzyć, to wiedziałem jednak, że mężczyźnie na mnie zależy. Żałowałem jednak jednej rzeczy,...że mi tak na nim nie zależy, że gdzieś w środku jednak odczuwam nadal lęk. Nie chcąc psuć jednak humoru przypomniałem sobie nasz taniec. Ciepło jego ramion oraz komfort, jaki płynął z jego bliskości. Z tą właśnie myślą położyłem się do łóżka starając się zamknąć swój umysł na inne myśli. W tej chwili chciałem mieć w głowie tylko...Rafaela.

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział II

    Bardzo dziękuję za opinie. Zachęcam do komentowania  i zapisywania swoich uwag     

            Nathaniel
    Od czterech dni unikałem Rafaela jak ognia. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. Nie chciałem tego uczucia, a raczej obawiałem się, że nie będę umiał go w pełni odwzajemnić. Nie byłem pewny, czy jestem gotowy komuś ponownie zaufać. 
Siedziałem razem z Olivią w moim pokoju. Bardzo polubiłem tą zakręconą dziewczynę i z chęcią spędzałem z nią popołudnia.
    - No, daj spokój Nath. Serio powinieneś przestać unikać Rafaela. On naprawdę chce cię bliżej poznać, zależy mu. - dziewczyna chwyciła moją dłoń i uścisnęła ją lekko, po czym uśmiechnęła się figlarnie. - Wiesz mój brat Cię nie pogryzie, nie zje ani nic podobnego... znaczy... wiesz, jak byś chciał i ładnie poprosił to pewnie bardzo chętnie by się zgodził. - Olivia spojrzała na mnie sugestywnie. Czułem jak na moje policzki wypływa ognisty rumieniec na widok, którego dziewczyna roześmiała się.
    - Olivia! Jesteś okropna! Nie mam zamiaru prosić Rafaela o żadne perwersyjne zabawy... - zakryłem swoje usta dłonią, gdy uświadomiłem sobie, co właśnie powiedziałem. Moje policzki stały się jeszcze czerwieńsze, jeśli to w ogóle możliwe.
    - Hahahaha... aleś ty cnotliwy. No, kto by pomyślał... haha wyglądasz... haha naprawdę uroczo, z tym rumieńcem. Ale wiesz tak na poważnie to ja na twoim miejscu bym się cieszyła. Nie wszystkie wilki odnajdują tak szybko swoich partnerów i...
    - Ja wiem, ale... ja... ja... - coraz ciężej przychodziło mi mówienie. Nie wiedziałem jak mam przekazać to, co czuje. - Boję się, że go nie zadowolę, że... nie będę umiał mu całkowicie zaufać.
    - Synku pamiętaj, że twój partner to nie Lucas. - odwróciliśmy się zaskoczeni w stronę drzwi. W progu stała moja mama uśmiechając się pocieszająco. - Rafael nigdy by ci czegoś takiego nie zrobił. - Olivia spojrzała zaskoczona na moją mamę.
    - Lucas? Kto to jest ? - dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie. - Czy on Cię jakoś skrzywdził? - opuściłem zawstydzony głowę. Choć wiedziałem, że to nie była moja wina i nie zrobiłem nic złego to jednak... czułem się z tym źle. Jak bym to ja był czemuś winny.
- Chodzi o mojego byłego chłopaka. Rok temu do naszej watahy przybył wędrowny wilk. Był dużo starszy ode mnie, ale to nie miało znaczenia. Przecież żyjemy wiecznie, a on... był niesamowicie przystojny. Pamiętam, że początkowo go odtrącałem, ale w końcu uległem. Po pewnym czasie nic nie miało znaczenia poza nim. I to był mój błąd. Obiecał, że wyjedziemy razem i pokaże mi miejsca, które zwiedził. Byłem bardzo szczęśliwy. Lucas mnie rozpieszczał, adorował a ja... nie zauważyłem na czym mu tak naprawdę zależy. Pewnego wieczoru zostałem sam w domu. Usłyszałem jak ktoś puka w moje okno. To był Lucas. Wpuściłem go do środka a on się na mnie rzucił. Nie byłem wystarczająco silny... on... - głos mi się załamał.
    - Czy on Cię...? - Olivia nie dokończyła pytania. Patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.
    - Nie. Rodzice byli już pod domem, gdy usłyszeli moje krzyki i przybiegli mi pomoc. Następnego ranka tata wygnał Lucasa zabraniając mu powrotu na nasze terytorium. - patrzyłem na swoje kolana. W moich oczach zebrały się łzy. Nie umiałem spojrzeć w oczy dziewczynie. Czułem się zupełnie bezbronny i zdany na łaskę zmiennej wilczycy. Niespodziewanie poczułem czyjeś cieple ramiona, które obejmują mnie mocno.
    - Tak mi przykro. Ale wiesz? Rafael, jeśli mu tylko pozwolisz zajmie się tobą. Będzie Cię kochał i nigdy nie pozwoli Cię skrzywdzić. Jedyne, co musisz zrobić to spróbować mu zaufać.
    - Dziękuje. - uśmiechnąłem się do niej ocierając łzy z policzków. - Wiesz zastawaniem się czy nie chciałabyś pojechać razem ze mną na miasto. Wczoraj mama załatwiła wszystkie formalności i mamy już pieniądze. Chciałbym kupić sobie parę ubrań.
    - Oczywiście, że chcę. Poszukamy ci ładnych szmatek, a może pójdziemy do fryzjera, żeby przyciął ci trochę włosy, co? – dziewczyna uśmiechnęła sie do mnie figlarnie z promiennym błyskiem w oku. Odsunąłem się przestraszony.
    - Precz z łapami od moich włosów czarownico.
    - Taka drobna zmiana wizerunku dobrze ci zrobi. Jak skończę to nikt nie oderwie od ciebie oczu. - pełna energii skoczyła na równe nogi i łapiąc mnie za rękę pociągnęła w stronę drzwi. Nie zdążyłem nawet się pożegnać z mamą, która stała na środku mojego pokoju rozbawiona.

                         ***

                  Rafael


    Stałem przy oknie w kuchni. Patrzyłem jak Nathaniel z Olivią wsiadają do auta, by już po chwili zniknąć mi z oczu. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co usłyszałem. Nath został tak bardzo skrzywdzony. Obdarzył tego Lucasa uczuciem i zaufaniem powierzając mu swoje serce, a ten go tak okrutnie zdradził. Czułem obrzydzenie na samą myśl o tym wilku. Jak można być tak zepsutym, by zrobić coś takiego?!
    - Słyszałeś wszystko, prawda? - spojrzałem za siebie. W progu stała Elizabeth. - Mój syn na prawdę ciężko zniósł to, co się stało. Po tym jak uratowaliśmy go wraz z mężem potrzebował dobrych kilku tygodni, by bez leku wychodzić z domu. - czułem ból słysząc słowa kobiety. Myśl, że mój partner tak bardzo cierpiał, a mnie nie było przy nim przytłaczała mnie.
    - Czy myślisz, że to on mógł podpalić wasza osadę?
    - Wydaje mi się, że to mógł być on. - widziałem w jej oczach troskę oraz lęk i zmęczenie. - Wiesz Lucas bez problem mógł wyczuć, że Natha nie ma w domu. Zabicie jego bliskich to byłaby najlepsza forma zemsty. Poza tym, kto by wtedy go obronił? Ta gnida przysięgła, że wróci po niego. - spojrzałem na nią zaskoczony. To, co powiedziała wcale mi się nie spodobało.
    - Nie martw się. Nigdy go nie dostanie. Nie pozwolę na to. - wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer do Krisa. Odebrał już po drugim sygnale.
    - Halo?
    - Kris zbieraj wilki. Zwołuje zebranie.
    - Coś się stało? - w jego głosie słyszałem wyraźne zmartwienie.
    - Elizabeth powiedziała mi, kogo podejrzewa o podpalenie północnej osady. - odpowiedziałem szybko.
    - W porządku zaraz będziemy.-  zakończyłem rozmowę i spojrzałem na matkę Nathaniela. Uśmiechała się do mnie delikatnie.
    - Dziękuje. Wiem, że mój syn będzie z tobą szczęśliwy. Musisz tylko pomału zdobywać jego zaufanie, a jego serce otworzy się na ciebie.
    - Zdobędę jego zaufanie oraz dam mu czas na oswojenie się z sytuacja.
                            ***
    Dwadzieścia minut później cała rada sfory była już ze mną. Wszyscy zajęli swoje miejsca w gabinecie. Podniosłem się z miejsca zabierając głos.
    - Rok temu na teren watahy północnej przybył wędrowny wilk... - szok, jaki odmalował się w oczach zebranych był nie do opisania. Wszyscy siedzieli z przygnębionymi minami. Każdy był świadomy, jaka stała się krzywda Nathanielowi, a także, jaki to ma wpływ na nasze partnerstwo.
    - Och, co za bydlę - z krzesła zerwał się Albert. Jego reakcja nie była dla mnie zaskoczeniem. Był on bardzo ciepłym i rodzinnym mężczyzna, który zawsze dbał o swoje młode. - Gdyby tak ktoś do któregoś z moich synów to...
    - Spokojnie Albercie. - spojrzałem na niego znacząco. Mężczyzna pod wpływem mojego wzroku posłusznie usiadł z powrotem na miejscu. - Proszę byście dochowali tajemnicy. Ta historia nie może opuścić tego gabinetu. Nie chce by Nathaniel wiedział, że rozmawialiśmy o tym incydencie. - wszyscy pokiwali zgodnie głowami. - Caleb?
    - Tak Alfo?
    - Zbierz dodatkową grupę wilków do patrolowania północnego terenu. Dopóki nie znajdzie się nowa wataha, która go zajmie to my jesteśmy za niego odpowiedzialni. Chciałbym abyście posprzątali również teren spalonej wioski i zaczęli odbudowywanie budynków. Chcę jak najszybciej ogłosić sprzedaż tych ziem.
    - Oczywiście. - Caleb pochylił głowę na znak szacunku.
    - Chcę również abyście zgłaszali, jeśli znajdziecie gdzieś ślady obcego wilka. Od teraz aż do odwołania nie przyjmujemy na nasz teren samotnych wilków. Jest to zbyt niebezpieczne. Rozumiecie?
    - Tak, Alfo! - cała grupa odpowiedziała zgodnym ch
órem.
    - Świetnie, jesteście wolni. Kris zostań. Pójdę się tylko przebrać i możemy jechać do miasta mam nadzieje, że nie zapomniałeś o spotkaniu. - mój brat skrzywił się paskudnie.
    - O nie. Dzisiaj przyjeżdżają ci nudni sponsorzy do naszego klubu. - zerknąłem na niego rozbawiony.
    - I jako współwłaściciel musisz jechać ze mną. - uśmiechnąłem się i poszedłem do swojej sypialni.

                               ***
           
Nathaniel
    Siedziałem w przymierzalni od prawie dwóch godzin. Właśnie przymierzałem turkusową koszule z rękawami trzy-czwarte.
    - I jak? - Olivia zajrzała do mnie i uśmiechnęła się radośnie. - wyglądasz ślicznie. Tyle ciuchów powinno ci narazie wystarczyć.
    - Na razie?! - spojrzałem na nią zaskoczony. - Połowy z tych rzeczy w ogóle nie potrzebuję! - dziewczyna machnęła ręka zbywając mnie.
    - Nie marudź. Teraz idziemy do fryzjera! - Pomimo moich protestów nie udało mi się tego uniknąć.
W końcu około dwudziestej nareszcie wsiadłem do auta. Byłem zadowolony, że wreszcie wracamy do domu. Nóg nie czułem już od dobrych kilku godzin.
    - Idź na tylne siedzenie i przebierz się w to, co ci wybrałam. - spojrzałem na nią zaskoczony. - Pojedziemy do klubu Rafaela i Krisa. Na pewno ci się tam spodoba. Przyda ci się trochę zabawy.
    - Nigdzie nie jadę. Nie mam już kasy. Muszę znaleźć prace, poza tym jestem...
    - O prace to się nie martw. W poniedziałek pojedziesz ze mną do kawiarni, w której pracuje i postaramy się załatwić ci robotę. A teraz nie marudź i idź się przebierz, ale mi to już. - jej władczy głos nie pozwolił mi zaprotestować. Dziewczyna wysiadła z auta i oddaliła się kawałek. Dzięki temu mogłem się spokojnie przebrać. Nie zostało mi, więc nic innego jak bez marudzenia, przebrać się przed pójściem do klubu.