piątek, 5 września 2014

Rozdział dodatkowy Felix/Alex

No i jest pierwszy one-shot. Drugiego dodam dopiero wieczorem albo jutro rano. Dlaczego? Bo strasznie się ociągałam z napisaniem go i skończyłam go dopiero o godzinie 24 więc moja beta nie miała jak go sprawdzić *.* moja wina ;)
Tak więc musicie poczekać :*

Felix

Siedziałem znudzony w swojej sypialni. Rodzice od rana mieli pełne ręce roboty. Bliźniacy od wczoraj mieli dość wysoką gorączkę, przez co tata odchodził od zmysłów. Nie chcąc im robić problemów, siedziałem w pokoju. Nagle zadzwonił mój telefon.

,,- Hallo?”

,,- Felix, mam dla ciebie fantastyczną wiadomość” - w słuchawce usłyszałem głos Lafayetta. Chłopak był wyraźnie podekscytowany. - ,,Za pół godziny będziemy u ciebie z Alexem. Twoi rodzice zadzwonili do moich, bo stwierdzili, że się nudzisz i powinienem do ciebie wpaść” - powiedział, a mi aż oczy się zaświeciły.

,,- Alex z tobą przyjeżdża?” - uśmiechnąłem się szeroko na samą myśl.

,,- Tak, bo twoi rodzice idą za niedługo do lekarza, ale nie chcieli, byśmy zostali sami. Wiesz, jak to jest. Jesteś przecież ich oczkiem w głowie” - powiedział złośliwie.

,,- Jakbyś ty nie był. A jak tam Vanessa?” - zapytałem. Szatyn był zachwycony swoją młodszą siostrzyczką i jakby mógł, to spędzałby przy niej całe dnie.

,,- W porządku. No nic, za niedługo będziemy. Do zobaczenia” - powiedział i się rozłączył. Zadowolony szybko się przebrałem i zszedłem na dół. Tam tata, Mick, siedział na kanapie z bliźniakami na kolanach. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego. Pocałowałem go w policzek i usiadłem obok niego.

- I co z nimi?

- Już dobrze gorączka spadła, ale i tak jedziemy do lekarza. Obawiam się, że zbliża się ich pierwsza przemiana - powiedział cicho, patrząc na śpiących chłopców.

- Tak szybko? Przecież oni mają dopiero cztery latka. To nic złego? - zapytałem zmartwiony. Kochałem moich młodszych braci. Byli nieraz dokuczliwi, ale nie wyobrażałem sobie dnia bez nich. Tata pokręcił głową.

- Nie, zdarza się, że niektórzy przechodzą przemianę szybciej. A teraz idź bo twoi goście już przyjechali - powiedział, na co uśmiechnąłem się szeroko.

- A właśnie, dziękuję. - wyszedłem na zewnątrz. Tam stał już Lafayette, a obok niego... Alex

- Cześć - powiedziałem, zerkając na starszego chłopaka. Brunet akurat spojrzał na mnie i gdy dostrzegł, że na niego zerkam, uśmiechnął się do mnie. Spłonąłem rumieńcem, na co Laffayet wywrócił oczami.


- I jak tam bliźniacy? - zapytał mój przyjaciel.
- Na szczęście już lepiej. Gorączka spadła. Tata mówi, że prawdopodobnie zbliża się ich pierwsza przemiana. Zawsze myślałem, że ona się dzieje później - powiedziałem, idąc z nimi w stronę lasu.

- Nieraz się zdarza, że przemiana odbywa się szybciej albo później, z tego co kojarzę, to ty też nie miałeś pięciu lat, jak się przemieniłeś. Ja na przykład przemieniłem się, gdy miałem niecałe sześć lat - powiedział Alex, a ja znów nie mogłem powstrzymać myśli, że jest on po prostu cudowny. Podkochiwałem się w nim już od ponad roku. Pierwszy raz spojrzałem na niego w ten sposób, gdy pomagał mi w odrabianiu lekcji. Był taki opanowany. Zawsze uśmiechnięty. Taki mój. Potem jeszcze ta wycieczka nad jezioro i jego nagi tors... Zresztą, od zawsze był dla mnie przykładem ideału. Nigdy nie było tak, bym go nie podziwiał w tajemnicy. Lafayettowi też on imponował, tyle że on... nie był w nim zakochany.

- Hej, myszko, odpłynąłeś nam - powiedział chłopak rozbawiony. Jego oczy błyszczały się, a twarz rozjaśniał szeroki uśmiech. Spojrzałem na niego, nie wiedząc o co dokładnie chodzi.

- Zamyśliłem się. O co chodzi? - zapytałem, starając się po raz kolejny nie zaczerwienić.

- Zastanawiamy się, co by tu porobić. Masz jakieś propozycje? - słysząc to, wyszczerzyłem się do niego, po czym ze złośliwym błyskiem w oku spojrzałem na Lafayetta.

- Nooo, mam - powiedziałem i złapałem Alexa za rękę, dodając: - Bawimy się w wilcze podchody, Lafayette zaczyna. - widząc morderczą minę przyjaciela, nie mogłem się powstrzymać, by nie roześmiać. Brunet pozwolił mi się pociągnąć i pobiegł ze mną w głąb lasu, by po chwili już biec na czterech łapach.

***
Alex

Biegłem zaraz za Felixem. Uwielbiałem go takiego widzieć. Wyglądał cudownie jako wilk. A w takich momentach jak ten, wydawał się taki wolny i ulotny... Chłopak biegł, wąchając cały czas powietrze, aby upewnić się, że zgubiliśmy Lafayetta. Po jakiś dwudziestu minutach zatrzymaliśmy się i przybraliśmy na powrót ludzkie formy. Felix chichotał wesoło, marszcząc przy tym lekko nos. Wyglądał jak zawsze, uroczo. Moja myszka. Od zawsze trzymaliśmy się we trójkę, razem. Ja, Lafayette i Felix. Ale do niego czułem specjalne uczucia. Odkąd pamiętam, byłem nim zauroczony. W moje szesnaste urodziny, mimo że on nie był jeszcze dojrzałym wilkiem, ja już wiedziałem, że jest mi przeznaczony. Z każdym dniem byłem w nim coraz bardziej zakochany, więc chyba nie trudno się domyślić, jak nie raz ciężko mi było z nim przebywać. Uwielbiałem jednak chwile, kiedy mogłem patrzeć na jego szeroki, pogodny uśmiech.

- Jak myślisz, ile mu zajmie znalezienie nas? - zapytał, nasłuchując w dalszym ciągu.

- Nie wiem. Lafayette jak czegoś chce, to potrafi być naprawdę szybki - powiedziałem i podszedłem do niego. Chłopak podniósł na mnie wzrok i zarumienił się lekko. ,,Uwielbiam te jego rumieńce”, przeszło mi przez myśl. - Chodź, nie ma co tak stać, równie dobrze możemy sobie pochodzić - mruknąłem, łapiąc go za rękę. Felix wyraźnie się rozpromienił na ten gest. Ruszyliśmy ścieżką w głąb lasu. Chłopak wesoło opowiadał, co się ostatnio działo u niego w szkole. Wzmianka o chłopaku, który chciał się z nim umówić nie spodobała mi się wcale.

- ...ale się nie zgodziłem - powiedział. Popatrzyłem na niego zaskoczony.

- Dlaczego nie? - zapytałem. Brunet opuścił wzrok i odpowiedział.

- Bo ja już spotkałem kogoś, kto mi się podoba. - przyglądałem mu się intensywnie, marząc, by móc mu czytać w myślach. - Ty... mi się podobasz. - nie wiedziałem, jak mam zareagować.

- Felix... my nie możemy się spotykać. Nie możesz tego do mnie czuć. Nikomu by się to nie spodobało. Nie jesteś jeszcze dojrzałym wilkiem. Co jeśli... gdzieś tam czeka na ciebie twój partner? - zapytałem, ale brązowooki pokręcił gwałtownie głową.

- Nie... ja wiem, że to ty. Nie wiem jak, ale... wiem. I ty też wiesz. Alex, nie mów, że ci na mnie nie zależy. - widząc w jego oczach obawę i desperację, nie potrafiłem się powstrzymać. Objąłem go w tali i pocałowałem mocno w usta. Chłopak otworzył szerzej oczy, by w następnym momencie oddać pocałunek. Gdy się od niego odsunąłem, jęknął niezadowolony.

- Masz rację. Wiem, że jesteś mi pisany, ale dopóki nie skończysz szesnastu lat, nie powinniśmy się spotykać jako... para - powiedziałem, mając świadomość, ile te słowa mnie kosztowały.

- Ale dalej będziemy się spotykać i spędzać czas razem? - zapytał. - Tyle mi na razie wystarczy. Najważniejsze, że będziesz przy mnie. - kiwnąłem głową i przytuliłem go do siebie. - Alex... możesz mnie pocałować? - zapytał z nadzieją. Słysząc to pytanie, nie mogłem się powstrzymać, by tego nie zrobić. Pochyliłem się nad nim i po raz kolejny pocałowałem. Tym razem trochę delikatniej, głaszcząc go w tym samym czasie dłonią po policzku. Felix mruknął, niczym kociak, przysuwając się do mnie bliżej. Ta chwila była cudowna, pełna delikatnej, elektrycznej atmosfery i...

- Co to ma znaczyć?! - przed nami, niczym z podziemi, pojawił się Adrian. Patrzył na mnie, niczym na przestępcę. Felix chciał się przytulić do mnie jeszcze bardziej, ale mężczyzna mu na to nie pozwolił. - Felix, do domu, ale już! Twój tata na pewno już tam jest.

- Ale... - brązowooki chciał zaprotestować, ale ostry ton ojca mu na to nie pozwolił.

- Do domu. Lafayette pewnie już tam jest. - chłopak spojrzał na ojca zranionym wzrokiem, po czym nie zwracając na niego uwagi, podszedł i mnie pocałował lekko w usta. Adrian, jeśli to w ogóle możliwe, wciekł się jeszcze bardziej. Gdy Felix zniknął nam z oczu, mężczyzna podszedł do mnie i z głośnym warknięciem złapał za przód koszuli.

- Posłuchaj mnie uważnie, Alex. Felix to mój syn i nie pozwolę go skrzywdzić. Nie zbliżaj się do niego!

- Ale ja... - gdy moje plecy uderzyły w pień drzewa, poczułem jak mój wilk warczy ze złości. Miałem dość silny instynkt terytorialny, a także silne odczucia zaborczości oraz dominacji. Nie podobało mi się, jak jestem w tym momencie traktowany. Obnażyłem lekko kły, by pokazać, że się nie boję. Wiedziałem, że Adrian nic mi nie zrobi, a nie chciałem okazywać słabości.

- Nie denerwuj mnie bardziej - powiedział, puszczając mnie wolno.- Nie chcę cię tu widzieć. Masz się nie kręcić koło Felixa. Nie chcę, by cierpiał, kiedy znajdziesz swojego partnera. Możesz tu przebywać tylko i wyłącznie, jeśli Kris albo Rafael przyjeżdżając tu będą cię potrzebować. Zastosuj się do tego, dopóki mówię to jako zatroskany ojciec, a nie jako Alfa. Przekaż Rafaelowi, że ja odprowadzę Lafayetta. A ciebie nie chcę już widzieć. - zawarczałem wściekle i czym prędzej pognałem w stronę domu.

Gdy przekroczyłem próg domu, trzasnąłem głośno drzwiami, klnąc na czym świat stoi.

- Pieprzony bubek. Myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. A tak naprawdę nic nie wie - warknąłem wściekle i jednym uderzeniem rozwaliłem wazon stojący na stoliku w przedpokoju. - Kurwa! Ja wiem co czuję. Co on sobie myśli?! Wielki Pan Alfa! Żeby to wszystko szlag trafił!

- Alex, jak ty się wyrażasz?! Co się stało? - mama wyszła z kuchni. Obok niej pojawił się wujek Nath z Vannessą na rękach.

- Nic! Pan i Władca Adrian powiedział, że sam odprowadzi Lafayetta. - powiedziałem i poszedłem do swojej sypialni. Tam rzuciłem się na łóżko i nakładając słuchawki włączyłem muzykę. Santana - Just feel better... Taa.


***

Felix


Wbiegłem zapłakany do pokoju. Za mną szedł mój przyjaciel. Chłopak zamknął za nami drzwi i usiadł obok mnie na łóżku. Po moich policzkach ciekły nieprzerwanie łzy.

- Felix, powiesz mi co się stało? - zapytał szatyn z wyraźną troska w głosie.

- Bo... bo ja i Alex... rozmawialiśmy. I... i pocałowaliśmy się. On powiedział, że mu na mnie zależy... było tak cudownie, ale nagle pojawił się tata Adrian i wszczął dziką awanturę. A... ja nie umiałem go powstrzymać. On zachowuje się, jakbym miał nadal tylko pięć lat. - powiedziałem, kładąc głowę na kolanach przyjaciela. Zresztą, nie pierwszy raz. Czułem, jak moje serce jest rozrywane i krwawi. Mimo że niby moje uczucia mogły być tylko złudzeniem, mi na nim naprawdę zależało. - Przerwałem, starając się odetchnąć.

- Nie martw się, jakoś się to ułoży. - chciałem w to wierzyć...

~*~*~*~*~

Był już późny wieczór. Specjalnie nie zszedłem na dół na kolację. Chciałem wyraźnie dać ojcu do zrozumienia, że jestem na niego obrażony. Nie dał mi nic wyjaśnić. Nie chciał mnie słuchać. Wolał tylko oceniać i rozkazywać.

Leżałem odwrócony w stronę okna i wpatrywałem się w ciemne gwieździste niebo. Przypominało mi granatowe oczy Alexa w jego wilczej formie. Miałem nadzieję, że on teraz tak jak ja patrzy na to niebo i myśli... o mnie.

Zacząłem już przysypiać, gdy nagle usłyszałem ciche stukanie w szybę. Podszedłem zdziwiony do okna. Tam zobaczyłem Alexa. Czym prędzej otworzyłem okno. Zostawiłem je jednak otwarte, by ojciec nic nie wyczuł.

- Co ty tu robisz? - wyszeptałem cicho, przytulając się do niego.

- Przyszedłem z tobą porozmawiać. Adrian zabronił mi się z tobą spotykać. Mam tu nie przychodzić, chyba że w sprawach związanych z moją watahą, ale wtedy mam być tu albo z ojcem albo wujkiem - powiedział poddenerwowanym głosem. Spojrzałem w jego oczy. Bił od nich żal.

- Nie martw się, może uda mi się go... - przerwał mi całując delikatnie w usta.

- Nie próbuj nawet. To i tak nic nie da. Będziemy się widywać. Będę przychodzić do ciebie pod szkołę. Będziemy choć trochę spędzać czasu razem. Poczekam. A po twoich szesnastych urodzinach, będziemy już bez przerwy razem. - przytulił mnie do siebie, po czym podszedł do okna. - Muszę już iść, jutro będę na ciebie czekać pod bramą szkoły. - po tych słowach już go nie było. Zamknąłem okno i westchnąłem.

***
Alex


Od dobrych trzech miesięcy spotykałem się z Felixem tylko po jego zajęciach. Było ciężko, ale starałem się nie narzekać. Zależało mi, by móc go zobaczyć, choćby i przez pięć minut. Gdy dzwonek zadzwonił stanąłem bliżej wejścia, by jak najszybciej się z nim zobaczyć. Widok, jaki jednak zobaczyłem spowodował, że miałem ochotę warknąć. Obok Felixa szedł jakiś chłopak, który usilnie próbował się z nim umówić.

- Jesteś naprawdę śliczny. Podobasz mi się, dlaczego nie chcesz się zgodzić na randkę? Przecież... - podszedłem do nich i czym prędzej się odezwałem:

- Wara ci od niego albo zamienię cię w dywanik. - chłopak, gdy tylko to usłyszał, spojrzał na mnie wilczym wzrokiem.

- Ktoś cię pytał o zdanie? - spojrzałem na niego wściekle, obnażając kły.

- A żebyś wiedział. Spadaj, chyba że chcesz sobie pogadać inaczej. - przez chwilę patrzyliśmy na siebie wściekle, ale gdy poczułem ciepłe ramiona przytulające się do mnie, odetchnąłem głęboko i spojrzałem w dół. Brązowooki patrzył na mnie błagalnie i jakby z obawą. Objąłem go w tali zaborczym gestem i ruszyłem w stronę lasu. Gdy doszliśmy do niewielkiej polanki, chłopak odezwał się niepewnie.

- Wiesz, już koniec czerwca. Potem mam dwa miesiące wakacji. Masz pomysł w jaki sposób będziemy się spotykać przez ten czas? - zamyśliłem się na chwilę. To była kwestia dość trudna do przemyślenia. Zerknąłem na Felixa i już wiedziałem, że choćby nie wiem co, znajdę sposób na widywanie się z nim. Usiadłem pod jednym z drzew i pociągnąłem go za sobą tak, że brunet siedział mi na kolanach. Pocałowałem delikatnie jego pełne usta.

- Hmmm, gdy skończysz szesnaście lat, będę cię już zawsze trzymał blisko siebie. Będę cię kochał, okazując to codziennie. Taaak, doczekamy się swojego happy endu - mruknąłem, głaszcząc chłopaka delikatnie po plecach.

,,Jeszcze tylko trochę...”

***
Felix


Nareszcie się doczekałem. Moje szesnaste urodziny. Od rana czułem rosnące podniecenie na myśl o nadchodzącym przyjęciu. Tata Adrian po moich męczących błaganiach oraz przekonywaniach taty, zgodził się, bym zaprosił Alexa. Niczym na skrzydłach szykowałem się do przyjęcia. Gdy nareszcie przyszedł czas na imprezę, czym prędzej zszedłem na dół. Od razu zacząłem się rozglądać. W momencie, gdy nigdzie nie zobaczyłem mojego ukochanego, zląkłem się nie na żarty. Czym prędzej podszedłem do Lafayetta.

- Hej - powiedziałem, nadal się rozglądając.

- Hej, wszystkiego najlepszego. - kiwnąłem głową.

- Dziękuję. Widziałeś Alexa? Dlaczego go tu jeszcze nie ma? - zapytałem.

- Ponieważ - ojciec na mnie spojrzał z troską - od wczoraj spędza czas ze swoim partnerem. - otworzyłem szeroko oczy, nie mogąc w to uwierzyć. ,,Partnera”. Poczułem, jak mój żołądek podchodzi mi do gardła. Mój przyjaciel złapał mnie za ramię, bym nie padł na podłogę.

- Lafayette, pójdziesz się ze mną przejść? Potrzebuję świeżego powietrza - zapytałem szybko. Chłopak kiwnął głową i pomógł mi wyjść z domu. Tam opadłem na trawę. Po moich policzkach ciekły łzy. Jakim cudem może on mieć jakiegoś partnera?

- Posłuchaj mnie uważnie. To nieprawda. Słyszałem rozmowę twojego ojca i Alexa. On mu wydał rozkaz. Miał się tu nie pokazywać. - poczułem się zdradzony. Miałem świadomość, że tato chciał to zrobić dla mnie, ale... Już chciałem coś dodać, gdy usłyszałem:

- Jaki rozkaz? Do mojej myszki miałbym nie przyjść? - Alex wyszedł za drzew. Spojrzałem na niego załzawionymi oczami, by zerwać się w następnym momencie z miejsca i przytulic do niego. Po moich policzkach nie przestawały spływać łzy. Gdy tylko poczułem jego ciepło, bliskość, zapach, wiedziałem...

- Alex! Jesteś... znaczy jesteśmy... - sam nie wiedziałem, co chcę powiedzieć, czując się nadal zdenerwowany.

- Tak, skarbie, nie masz co się przejmować - wyszeptał do mojego ucha. Czułem się szczęśliwy. Mogłem się do niego przytulić i wiedziałem, że ojciec już nic nie będzie mógł powiedzieć. Przecież zawsze zależało mu na moim szczęściu, więc nigdy by mnie nie rozdzielił z partnerem. Gdy jednak pomyślałem o tym, co Alex zrobił, zadrżałem.

- O, Luno. Nie powinieneś tu przychodzić. Tata się wścieknie. - przytuliłem go bliżej siebie, chcąc jakby go ochronić.

- Co to ma znaczyć?! Coś ci już powiedziałem. Zresztą, nie! Ja ci rozkazałem! Miałeś się tu nie pokazywać! - przerażony, słysząc tę wściekłość w ojca głosie, znów zadrżałem. Stanąłem na palcach i cicho wyszeptałem do ucha mojego ukochanego:

- Nie martw się. Nic ci nie może zrobić. Jesteś moim partnerem i przyszedłeś tu, by im to udowodnić, a przede wszystkim dla mnie.- Alex uścisnął mnie bardziej i spojrzał hardo w oczy mojego oczy. Sam odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem błagalnie.

- Tato, proszę, ty nic nie rozumiesz. Alex jest... - zacząłem, ale zostałem uciszony.

- Nie wykonał mojego rozkazu. Nawet jeśli nie jetem jego alfą, tego rozkazu powinien posłuchać. - nie chciałem tego wysłuchiwać wiedząc, że tata i tak nie zwraca uwagi na to, co się dzieje. Odwróciłem się z powrotem w stronę Alexa i pocałowałem go delikatnie w usta. W tym właśnie momencie dotarła do wszystkich prawda.

- Oni mieli przez ten cały czas rację - powiedział Lafayette z uśmiechem na ustach. Alex kiwnął głową, po czym wyciągnął w moja stronę pudełeczko z małym pierścionkiem.

- Jak skończysz szkołę, to wprowadzisz się do mnie i będziemy już razem na wieki. W porządku, myszko? - kiwnąłem głową i pozwoliłem sobie nałożyć małą, srebrną obrączkę na palec.

- No, ja myślę, że po szkole - powiedział tata z nadal lekko zdenerwowaną miną, po czym ruszył z powrotem do środka do domu. Wszyscy spoglądali na nas z łagodnymi uśmiechami, ale także wyrzutami sumienia odbijającymi się w oczach. Przecież nikt nam nie wierzył, a jednak... a jednak.


***
* pięć lat później*

Alex
Szczęśliwy wbiegłem do domu na piętro, po drodze witając się z mamą, Lafayettem oraz wujkiem Nathem, idącym z małym Colinem na spacer. Gdy wszedłem do sypialni, otoczył mnie półmrok. Felix leżał na łóżku i z błogim uśmiechem głaskał się po brzuchu. Przyglądałem mu się uważnie. Nie widziałem go przez prawie miesiąc, więc byłem prawie pewny, że wcześniej był szczuplejszy. Gdy to do mnie dotarło podszedłem czym prędzej do niego i z nadzieją zapytałem:

- Czy mi się dobrze wydaje, myszko, że...? - nie potrafiłem powiedzieć tego głośno, bojąc się, że tylko mi się wydaje. Chłopak pokiwał jednak głową.

- Dobrze ci się wydaje. Wiesz, tak myślałem teraz o tym, ile musieliśmy przeczekać, by być razem... by móc dawać sobie wzajemne szczęście i miłość... - powiedział, po czym jednak dodał. - Nie było jednak tak źle. Pokonanie mojego taty nie było wcale dla ciebie aż takim trudnym wyczynem. - uśmiechnąłem się tylko i przytuliłem go mocno.

- Chyba masz rację. Ale wiesz, jak już nasze dziecko będzie w wieku już zwariowanego nastolatka pamiętaj, aby mi przypomnieć o niezdrowej nadopiekuńczości. - Felix wtulił się tylko we mnie z lekkim chichotem. 

,,Tak, teraz czas, bym i ja stał się nadopiekuńczym ojcem, a równocześnie został tym mężem, którego mój Felix kocha.”


7 komentarzy:

  1. Mój ty skarbie kochany śliczne to jest ^^
    Wszystko było bardzo ładnie napisane i zgrabnie >.<
    Podobało mi się to że napisałaś tego jak i drugiego one shota <3

    Teraz co do treści
    Ojciec Felixa był trochę za bardzo nadopiekuńczy ale to zrozumiałe , ale też było nieprawdziwe to że w ogóle nie wysłuchał Alexa :C
    Ale wszystko się dobrze skończyło *3*
    Czekam na drugiego one shota którego mi obiecałaś wysłać ale coś nie wyszło u3u
    Do "zobaczenia" na gg :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę słodziutki One shocik :)

    Trochę mieli pod górkę biedaki, ale na szczęście wszystko dobrze się skączyło.
    Cóż podobno najbardziej się docenia te rzeczy o które trzeba walczyć :)
    Teraz czekam na Lafayetta i jego historie:)
    Aha nie pisałam wcześniej ale naprawdę podoba mi się to imie :)

    Pozdrawiam
    Weny życze
    lucynaleg

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Musieli walczyć o swoje i wywalczyli. Dobrze się kończy dla ich miłości. Nareszcie długi rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie, jak ja uwielbiam to opowiadanie.
    Jaka szkoda, że to już szkoda.
    Dużo weny:)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo tak to jest. Że czasem coś się czuje, ale nikt nam nie wierzy, że to możliwe. A tu kuku :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    och to było cudowne, mieli ciężko na początku, ale pokazali wszystkim, że są partnerami i dali radę....
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    cudnie, to było wspaniałe, mieli batdzo ciężko na początku, ale pokazali, że są partnerami i dali radę....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń