A oto rozdział napisany specjalnie dla Damiana :)
Mick i Adrian
Siedziałem
w ogrodzie za domem, napawając się ostatnimi, pewnie już letnimi promieniami
słońca. Adrian pojechał do miasta, a ja zostałem, by jak to sam określił ,,nie
przemęczać się”. Pokręciłem głową rozbawiony, gładząc się po wypukłym brzuchu.
Do porodu został miesiąc, a maluch coraz częściej mi o sobie przypominał.
Przymknąłem na chwile oczy, pozwalając mojemu umysłowi na pełną swobodę.
,,Siedziałem
w sadzie za domem. Miałem już tego dosyć. Mieszkałem tu od trzech miesięcy, ale
nie czułem się do końca swobodnie. Inne wilki patrzyły na mnie, jak na okaz z
cyrku. Ciągle słyszałem, jak szepczą między sobą, że jestem niegodny na
partnera ich alfy. Z każdą chwilą wydawało mi się, że oni mają rację. No, bo
przecież on był wspaniałym przywódcą. Pochodził z domu, który rządził tą sforą
od pokoleń. A ja? Syn męskiej dziwki. Mimo że mój ojciec nie wybrał sobie
takiego życia, tak właśnie na mnie patrzyli. Mimo że mój… tato był wspaniałą
osobą. Powycierałem policzki, po których zaczęły lecieć słone łzy.
-
Mick, co ty tu robisz? Co się stało? - Adrian wyrósł przede mną, jak z
podziemi. Pokręciłem głową.
-
Och, to ty. Co?... A nic. Wszystko dobrze - powiedziałem, starając się
uśmiechnąć a równocześnie odsunąć od niego. Nadal czułem strach. Bo co z tego,
że to mój partner. Nie ufałem mu. Jeszcze nie.
-
Micky… Kociaku mój śliczny. Widzę, że coś jest nie tak… Czuję, że jest coś nie
tak. Powiedz mi, o co chodzi. - pokręciłem gwałtownie głową i zerwałem się z
miejsca.
-
Nie, ty nic nie widzisz, ty nic nie czujesz. Poza tym, to nie twoja sprawa. Ja
sobie poradzę. Cała sytuacja była do przewidzenia. Jestem tylko wilkiem bez
rodzinnej sfory! Synem męskiej dziwki! - nie potrafiłem się już opanować,
czułem, jak cały się trzęsę. Po moich policzkach nie spływał już pojedyncze krople
łez, ale całe potoki. Adrian wpatrywał się we mnie zszokowany.
-
O czym ty mówisz? Nikt tak nie myśli, skarbie. Ja wiem, że ciężko ci się
zaaklimatyzować, zaufać nam, ale uwierz, że nie pozwoliłbym nawet na coś
takiego. Proszę… - ostatnie słowo wyszeptał, podchodząc do mnie powoli. Po
chwili, jego ramiona delikatnie oplatały mnie w tali. - ...zaufaj mi na razie.
Pozwól mi nauczyć cię zaufania do innych. Wzajemnej miłości. Radości z życia.
Wszystko to ci pokarzę, tylko mi na to pozwól. Zapomnij o tym nieszczęściu,
jakie cię spotkało. Zapamiętaj z tego okresu tylko chwile spędzone ze swoim
tatą, a o reszcie zapomnij. Teraz jest czas, byś pomógł mi stworzyć naszą
historię. - w momencie, w którym to mówił, poczułem się pierwszy raz tak
naprawdę wolny. Nie czułem się tak, nawet w momencie, kiedy nareszcie wyszedłem
z klatki. Ale właśnie teraz...”
Delikatny
dotyk na mojej dłoni spowodował, że otworzyłem gwałtownie oczy. Na mojej dłoni
siedział motyl. Jego skrzydła miały błękitny kolor, z lekkimi fioletowymi zawijasami.
Wzdrygnąłem się mimowolnie, gdy w mojej głowie pojawił się obraz matki Adriana,
ubranej w sukienkę o podobnym kolorze. Odetchnąłem głęboko.
,,-
No, ty chyba sobie żartujesz?! - krzyknąłem, gładząc się powoli po brzuchu,
czując, jak mój synek po raz kolejny poruszył się niespokojnie.
-
Mick, uspokój się. Po prostu oni powinni wreszcie cię poznać. Przez ostatnie
trzydzieści lat to ukrywałem tak, jak prosiłeś. Ale teraz… - mówił, cały czas
patrząc mi w oczy. - ...chcę żeby poznali mężczyznę, który jest moim mężem oraz
który urodzi moje dziecko. - pokręciłem głową.
-
Nie chcesz, uwierz i ja też nie chcę. Zastanów się, co powiemy, gdy zaczną
pytać o moją poprzednią sforę? O moją rodzinę? Co ja powiem, co? Że nigdy
wcześniej nie byłem w żadnej sforze, że mój rodziciel był przetrzymywany i
robił za prostytutkę, a mojego ojca nie znam, bo był to któryś, z wynajętych
facetów? No, zastanów się. Myślisz, że twoi rodzice życzyliby sobie kogoś
takiego, jak ja dla ciebie? - zapytałem ciekawy, co na to powie. Wydawało się,
że wcześniej nawet nie przyszło mu to do głowy.
-
To nie ma znaczenia. Już ci kiedyś to powiedziałem. Kocham cię, jesteś dla mnie
ważny i tylko to się liczy. Przyjadą po południu. Proszę, zgódź się.-
spojrzałem na niego smutno, kierując się w stronę wyjścia z jego gabinetu.
-
Ty tego nie widzisz, bo jesteś moim partnerem i kochasz mnie mimo to wszystko.
Ale inni nie są ślepi. Nie przychodź po mnie, bo i tak nie pokarze się. -
powiedziałem i wyszedłem z pokoju, kierując się prosto do sypialni, w której
miałem zamiar spędzić cały dzień. Gdy przekroczyłem próg pokoju usiadłem
spokojnie na łóżku z zamiarem odpoczęcia. Od rana czułem dość nieprzyjemne bóle
w plecach, a mocne kopniaki nie pomagały w złagodzeniu bólu. Gdy znalazłem
nareszcie dość przyjemną pozycję, nawet nie za uwarzyłem kiedy zasnąłem.
Obudziło
mnie głośne pukanie do drzwi. Po chwili ujrzałem w nich Adriana. Nie wyglądał
na zbyt szczęśliwego.
-
Co się stało? - zapytałem, czując, że nie chcę znać odpowiedzi.
-
Podczas obiadu powitalnego, mój kochany kuzyn... No, cóż, wspomniał o tobie i
dziecku. A teraz moi rodzice chcą ciebie poznać. - poczułem, jak
krew odpływa mi z twarzy.
-
Adrian, ja... O, Luno. Oni są w twoim gabinecie? - mężczyzna kiwnął głową.
Odepchnąłem głęboko. - W porządku, chodźmy. - powiedziałem cicho, pozwalając
się poprowadzić na parter. W gabinecie na sofie siedzieli rodzice Adriana.
Niewysoka szatynka siedziała sztywno, wpatrując się we mnie nieprzychylnym
wzrokiem. Obok niej siedział mężczyzna o ciemnoblond włosach. Na jego ustach
gościł przyjazny uśmiech. Odwzajemniłem go niepewnie.
-
A więc ty jesteś partnerem naszego syna? - zapytała kobieta, przyglądająca mi
się badawczo.
-
Tak, proszę pani - powiedział cicho, nie podnosząc wzroku na nią.
-
A możesz mi powiedzieć, jakie jest twoje nazwisko? - zapytała, a ja zamarłem.
-
No, takie, jak Adriana - powiedziałem, mając nadzieję, że to ją zadowoli.
-
Przepraszam bardzo, ale my się chyba nie zrozumieliśmy. Chodzi mi, jakie jest
twoje rodzinne nazwisko. Z jakiej rodziny pochodzisz oraz jakiej watahy. -
przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem.
-
Ja nie mam żadnego rodzinnego nazwiska. A ta sfora jest moją pierwszą.
-
Że co, proszę?! Wyjaśnij mi to. Żartujesz sobie ze mnie, smarkaczu?! -
krzyknęła, prawie się zapowietrzając.
-
Mamo! Czy możesz się tak do niego nie odnosić?! To po pierwsze, a po drugie, to
nie zapominaj, ze to jest mój partner i teraz on jest członkiem naszej rodziny.
Jego przeszłość nie jest ważna - odezwał się Adrian. Czułem, że jest coraz
bardziej wściekły.
-
Nie odzywaj się teraz. Ja wiem, co jest dla ciebie dobre. A ty gadaj, co to
miało znaczyć, że jest to twoja pierwsza sfora.
-
Mój... mój rodziciel... on pochodził ze sfory, gdzieś w okolicach Anglii,
ale w czasie wojny po miedzy kilkoma sforami on... został porwany. Później
został sprzedany, do tak zwanych, burdeli na kulkach. Później dużo podróżował,
aż dotarł do Ameryki. Został zmuszony... znaczy... przez tych ludzi zaszedł w
ciążę. Urodziłem się ja. Adrian mnie uwolnił w dniu moich 18 urodzin, kiedy to
moi... - widząc minę mojego ukochanego, zrozumiałem swój błąd. - ...znaczy, ci
ludzie planowali mnie wtedy po raz pierwszy sprzedać. Ale wszystko się dobrze
skończyło i teraz jestem tutaj. Z moim partnerem - dokończyłem cicho.
-
Co, proszę?! Ty mały kłamco... Pewnie jesteś jednym z tych wilków, o
niezwykłych zdolnościach. Omotałeś mojego syna. Jesteś nic nie wartym śmieciem.
Synem dziwki. Pewnie to ty namówiłeś Adriana do okłamywania nas i nie mówienia
o tobie. Pewnie się bałeś, że znów wylądujesz w burdelu. - pobladłem raptownie.
Przestraszony jej wybuchem, zacząłem się cofać.
-
Jak śmiesz tak mówić do mojego partnera?! On jest, do kurwy nędzy, moim mężem.
Niedługo urodzi się nasze dziecko i nie chcę nawet słyszeć takich obraźliwych
słów wobec niego. On jest moją rodziną. Nieważne, że jesteś moją matką. Nie
pozwolę ci go obrażać - powiedział Adrian, zasłaniając mnie swoim ciałem przed
rażącym spojrzeniem swojej matki.
-
O czym ty mówisz.? Ten mały śmieć ma puszczalstwo we krwi. W końcu, czego się
spodziewać po synu męskiej prostytutki. Pewno ten bękart, to nie jest
twój, tylko jednego z jego klientów, jakich ma za twoimi plecami. Nie rób
głupstw, synku. On na pewno cię zdradza. - słysząc to, zadrżałem, a krew we
mnie zawrzała.
-
Jak pani śmie obrażać mojego ojca?! Był on najwspanialszą i najcieplejszą
osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. On sobie takiego losu nie wybrał. Mimo
swojego nieszczęścia, gdy się urodziłem, zadbał o mnie. Okazywał mi miłość.
Uczył, jak żyć wśród innych wilków. On... on był wspaniałym ojcem. Gdy...
gdybym mógł, to podziękowałbym mu teraz za to, że pozwolił mi żyć, że kochał
mnie i był przy mnie. A pani - nie wie nic o nim, ani...
-
Mick, kociaku, uspokój się. - Adrian chciał do mnie podejść, ale ja odsunąłem
się tylko, jeszcze bardziej nie mogąc zapanować nad emocjami
-
Nie wie nic pani o mnie, ani o moim tacie, a ma czelność mówić takie okropne
rzeczy! - krzyknąłem.
-
Sall, zastanów się, co ty w ogóle mówisz, przecież ten biedny… - mężczyzna
przerwał, gdy zobaczył twarde spojrzenie żony. Miałem już dość tego całego
przedstawienia. Coraz ciężej było mi ustać na nogach, a łzy które jak na złość,
chciały ujrzeć światło dzienne, nie przestawały napływać.
-
Dość. - Adrianowi puściły nerwy. Podszedł do mnie i bez trudu wziął na ręce. -
Zaraz ja tu wrócę i lepiej żebyś, mamo, zmieniła swoje podejście do Micka albo
już możesz zacząć myśleć, że nigdy mnie nie urodziłaś. Mick jest dla mnie
wszystkim. Nie pozwolę w taki sposób ranić ani jego ani naszego synka -
powiedział i nie oglądając się za siebie, wyszedł z gabinetu. Gdy byliśmy już
na schodach prowadzących na piętro, po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy.
-
Adrian... ty nie przejmuj się tym, co... co ona mówi. Nie chcę byś kłócił się z
rodzicami ze względu na mnie. Oni są twoją rodziną. A ja wiem, jak to jest jej
nie... nie mieć i…
-
Ciii. Nic nie mów. Nikt nie będzie ciebie, ani naszego dziecka, obrażał. Mimo
że ona jest moją matką, to... ty jesteś najważniejszy. - położył mnie do łóżka,
po czym powolnymi ruchami, zaczął głaskać mnie po brzuchu z łagodnym uśmiechem.
- Nieźle dzisiaj miałeś kopniaków podarowanych. Dobrze się czujesz? - zapytał,
a ja pokiwałem tylko głową i podniosłem się, by do niego przytulić.
-
Tak. Już dobrze. Teraz już dobrze, bo mam blisko ciebie - powiedziałem cicho. Wtuliłem
się w jego ciepłe ramiona, szukając w nich otuchy. Adrian ułożył mnie na
poduszkach . Przymknąłem oczy, czując, jak nerwy oraz ból odchodzą. Zaczynałem
zasypiać, gdy poczułem, jak mój kochanek podnosi się z miejsca. Gdy drzwi się
za nim zamknęły otworzyłem oczy. Już po chwili do moich uszu docierały krzyki,
dobiegające z dołu.
-
... i ma się wynieść. - głos kobiety był stanowczy i nie znoszący sprzeciwu.
Adrian bronił mnie zawzięcie, ale ja z każdą chwilą zaczynałem myśleć, że
zniknięcie na parę dni nie będzie takim głupim pomysłem. Na czas ich wizyty,
zniknąłbym im z oczu.
Podniosłem
się z posłania i podszedłem do szafy skąd wyjąłem małą torbę podróżną.
Wrzuciłem do niej parę rzeczy i po chwili, już byłem na dole. Tam odgłosy
kłótni były wręcz ogłuszające. Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się w stronę
lasu. Przeszedłem już spory kawałek, gdy usłyszałem za sobą nawoływanie:
-
Mick?! Mick! Niech ja cię dorwę, cholero jedna. - odwróciłem się, by ujrzeć
wyłaniającego się zza krzaków Adriana. - Co ty tu robisz?- spojrzałem na niego,
z miną winowajcy.
-
Doszedłem do wniosku, że jak na parę dni zniknę, to twoja mama trochę ochłonie.
- powiedziałem, spuszczając wzrok.
-
Nie ma żadne "zniknę". Nigdzie cię nie puszczę - powiedział, próbując
mnie do siebie przytulić.
-
Nie podchodź! A może powinieneś pomyśleć przez chwilę. Przecież twoja matka
może mieć rację! Ja mogłem cię omamić, a tobie nawet to do głowy nie przyszło!
Ja chciałem wyrwać się ze swojego więzienia, więc dlaczego nie mogłem cię
wykorzystać?! Może ta twoja pewność w to, że cię nie zdradziłem, to też jest
nie potrzebna?! Jesteś pewny, że noszę twoje dziecko? Czy nareszcie zacząłeś
myśleć?! Przestałeś mi ślepo wierzyć?! To teraz lepiej wracaj do domu, do
swoich rodziców - powiedziałem, chcąc odejść, ale zatrzymała mnie jego dłoń na
ramieniu.
-
Nie, nie zacząłem myśleć. Wiesz, dlaczego? Bo nie mam nad czym. Jesteś moim
partnerem. Wiem, że mnie kochasz tak, jak ja ciebie. Czy ci ślepo wierzę, nie.
Wierzę ci, bo wiem, że nigdy byś mnie nie zdradził. Szanujesz siebie jak i
mnie. A jeśli chodzi o dziecko. Oczywiście, że jest moje. Nie mam, co do tego,
żadnych wątpliwości. Mógłbym ci nawet powiedzieć, kiedy mniej więcej doszło do
poczęcia maleństwa - powiedział już spokojniej, z delikatnym uśmiechem. Widząc
tę pewność i miłość, bijącą z jego oczu oraz słysząc te słowa, nie mogłem
pohamować łez. Z niemym szlochem na ustach, wpadłem w jego ramiona.
-
Ja nie wiem, co mnie naszło. Po... po prostu my... myślałem, że będzie lepiej,
jeśli puścisz mnie wolno, a two... twoja mama będzie szczęśliwa. Nie chcę, byś
się z nią kłócił - powiedziałem cicho.
-I
nie będę. Może sobie mówić, co chce, a ja i tak cię nie zostawię.
-
Nie musisz. - nagle przed nami pojawiła się matka mojego męża. - Ja teraz
widzę, że niesłusznie cię oskarżałam, Mick. Zrobiłam awanturę, nie pozwalając
umysłowi dojść do słowa, nie potrzebnie cię denerwując - powiedziała, patrząc
wymownie na mój brzuch. - Wiem, że teraz pewnie myślisz o mnie, jak o kobiecie
bez serca, ale ja po prostu chcę dla mojego syna jak najlepiej. Mam nadzieję,
że kiedyś mi wybaczysz tak jak i mój syn - mówiąc to, spojrzała na Adriana,
który mimo że patrzył na nią z obojętną miną, to w oczach było widać radość. -
Może już chodźmy, twój tata pewnie czeka na nas z niecierpliwością.’’
Gdy
poczułem delikatny pocałunek na skroni, uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem
na Adriana, który wrócił z miasta.
-
I jak? Załatwiłeś, co miałeś załatwić? - zapytałem, przytulając się do niego.
-
Tak i resztę popołudnia mam zamiar poświęcić tobie - powiedział, siadając obok
mnie. Oparłem głowę o jego ramię.
-
Za miesiąc będzie z nami już nasz synek. Tegoroczne święta spędzimy już w
trójkę - powiedziałem.
-
Tak, a pamiętasz nasze pierwsze wspólne święta? Takie prawdziwe wspólne? -
zapytał, a ja nie mogłem się na to pytanie nie uśmiechnąć.
-
Oczywiście, że tak.
,,Były
to moje pierwsze święta, wspólne z Adrianem. Mimo że w zeszłym roku już tu
byłem, to... był to czas, kiedy prawie do nikogo się nie odzywałem i unikałem
towarzystwa. Mimo że mój inaczej ukochany, próbował namówić mnie do pokazania
się na kolacji, to ja odmówiłem. Lecz w tym roku było inaczej. Po prawie dwóch
latach mieszkania tutaj, nareszcie czułem się pewnie. Miałem poczucie miłości
jaką otrzymywałem od mojego partnera oraz którą go obdarowywałem.
Od
rana trwały przygotowania do kolacji Wigilijnej. Adrian wspomniał coś o jakiejś
niespodziance, co spowodowało, że od rana chodziłem, jak na szpilkach. Jednak,
kogo bym nie spytał, każdy zbywał mnie z pobłażliwym uśmiechem, niczym
nieposłusznego urwisa.
Gdy
nareszcie nadszedł czas kolacji, zszedłem na dół, lecz jak się okazało, nikt
jeszcze nie zasiadł do stołu. Był tam tylko Adrian ubrany w kurtkę zimową.
-
Załóż coś na siebie i chodź ze mną - powiedział, otwierając drzwi wejściowe.
Zdziwiony zrobiłem, o co mnie poprosił i wyszedłem na zewnątrz. Mężczyzna
poprowadził mnie za dom w stronę polany w sadzie. Po chwili moim oczom ukazała
się ogromna choinka przyozdobiona w najróżniejsze kolorowe bombki, łańcuch i
inne ozdoby. Lampki migotały wesoło ciepłymi kolorami. Spojrzałem zszokowany na
mojego partnera.
-
Mówiłeś, że nigdy nie mogłeś obchodzić tak na prawdę świąt, że od dziecka
marzyłeś o swojej choince, ogromnej, aż pod niebo. Teraz ją już masz -
powiedział, obejmując mnie w tali i odwracając w swoją stronę, bym mógł ukryć
łzy.
-
Dziękuję. Jest prześliczna. Zrobiłeś mi wspaniałą niespodziankę. Kocham cię -
powiedziałem, wtulając się bardziej w jego ramiona.”
-
Nigdy nie zapomnę tej ogromnej choinki. Była ona właściwie pierwszą, jaką
kiedykolwiek zobaczyłem - powiedziałem.
-
A ja nie zapomnę tego szczęścia, malującego się na twojej twarzy - powiedział,
delikatnie przeczesując moje włosy.
-
Wiesz, uważam, że jesteś największym szczęściem, jakie kiedykolwiek mnie
spotkało - wyznałem, przymykając oczy.
-
A ty moim.
,,Siedziałem
w gabinecie Adriana, wysłuchując jego wywodu.
-
Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Ale czemu nie powiedziałeś mi wcześniej, że
jesteś w ciąży? Wysłałbym kogoś innego, a nie. Nie potrzebnie się przemęczasz.
- uśmiechnąłem się do niego rozbawiony.
-
I właśnie, dlatego ci nie powiedziałem, wiedziałem, że niepotrzebnie byś
panikował - pocałowałem go w policzek. - Mam nadzieję, że jesteś mi wstanie
wybaczyć - zacząłem, starając się wyglądać, jak najpoważniej.
-
No, nie wiem - powiedział z przewrotnym uśmiechem. Pocałowałem go delikatnie w
usta, usadawiając się na jego kolanach.
-
A, jeśli powiem, że możesz jutro pójść ze mną na kolejne badanie i zobaczyć
nasze dziecko? - zapytałem, nie ukrywając już śmiechu. Jego oczy się
zaświeciły.
-
A, to co innego. Z największą przyjemnością poznam naszego synka - powiedział.
-
A skąd możesz wiedzieć, że to chłopiec? - zapytałem.
-
U nas, w rodzinie, to normalne, poza tym, to będzie następny Alfa albo Beta. -
zachichotałem rozbawiony.
-
Tak, tak, ja i tak wiem, że marzy ci się córusia tatusia. - resztę dnia
spędziliśmy na rozmowie.
Gdy
następnego dnia poszliśmy do lekarza wydawało mi się, że Adrian stresuje się
bardziej, niż ja. Jak tylko lekarz wpuścił nas do środka, Adrian zasypał go
pytaniami. Gdy nareszcie jego ciekawość została zaspokojona, mogliśmy zobaczyć
nasze dziecko. Oraz posłuchać jego serduszka. Spojrzałem na Adriana. Wyglądał
na przygniecionego emocjami, jakie odczuwał sięgnąłem po jego dłoń. Złapał ją
od razu i ścisnął delikatnie.
Gdy
godzinę później byliśmy już w domu, od razu zostałem porwany w ramiona i
pocałowany mocno.
-
Jesteś dla mnie wszystkim. A dajesz mi tyle szczęścia. Kocham cię, Mick. -
uśmiechnąłem się.
-
A ty dla mnie. Też cię kocham.”
Lekkie
szturchnięcie wyrwało mnie z moich wspomnień.
-
Znów odpłynąłeś, kociaku.
-
Przy tobie, mogę to robić cały czas. A wiesz, dlaczego? Bo to ty dajesz mi tyle
wspaniałych chwil w życiu, które mogę później wspominać - powiedziałem,
podnosząc się z miejsca.- Chodźmy do domu. Robi się już zimno, a ja jestem
głodny. - mężczyzna pokiwał głową.
-
Oczywiście. Nie mogę pozwolić byście głodowali - powiedział, obejmując mnie
ramieniem i prowadząc w stronę domu.
,,Kolejny dzień dobiega końca, a ja mogę powiedzieć, że był on, jak zawsze, wspaniały. Taki, jak zawsze, odkąd mam przy sobie Adriana. I jestem pewny, że każdy kolejny też taki będzie.”
,,Wszystko to ci pokarzę, tylko mi na to pozwól." ,,pokaże"
OdpowiedzUsuń,,Nie przychodź po mnie, bo i tak nie pokarze się." ,,pokaże"
,,- Mam nadzieję, że jesteś mi wstanie wybaczyć - zacząłem, starając się wyglądać, jak najpoważniej." ,,w stanie".
Przed ,,że" przecinek.
Dziekuje! To mile kiedy ktos pisze rozdzial specjalnie dla jednej osoby, tym razem dla mnie! ^ ^
Szkoda mi Micka.. Mial ciezkie zycie, nie powinien wspominac tych zlych wspomnien, ale to ich zostaje wlasnie najwiecej :(
Jestem ciekaw czy Mick sie dowie kiedys kim jest jego ojciec. Moze jeszcze sie spotkaja? Moze jest nim Lucas? XD
A Adrian? Jest typem osoby, ktorej nie lubie. Czyli jest zbyt nadopiekunczy! Nie lubie tego, bo wrazenie ze dana osoba jest taka kaleka i nie moze nic zrobic, ale w koncu Adrian go kocha i nie chce zeby mu sie cos stalo.
Nie moge sie doczekac porodu! I mam nadzieje, ze to bedzie chlopczyk. Ciekawe jak dacie mu na imie :D
Pozdrawiam
Damiann
Mam wrazenie*
UsuńO Matko to jest WSPANIAŁE
OdpowiedzUsuńTyle emocji:)
Po prostu cudo.
Nic więcej nie trzeba dodawać :)
Pozdrawiam
lucynaleg
Cudowne nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :P
OdpowiedzUsuńPiękne:) ich historia jest urocza i dodająca otuchy. Opisałaś to wspaniale.
OdpowiedzUsuńJeszcze proszę o ich pierwsze spotkanie i pierwsze miesiące razem
Dużo dużo weny i chęci:)
To jest przecudowne, jak ja uwielbiam czytać o Micku i Adrianie, są wspaniałą parą :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Ah, słodziaki... Nie znoszę rodziców z cyklu "wiem, co dla ciebie dobre", ale na szczęście mamusia się ogarnęła, i dobrze. Ich historia jest strasznie kochana <3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńAdrian wniósł w życie Micka wiele wspaniałych i radosnych chwil, no naprawdę poznanie jego rodziców to nie należało do najprzyjemniejszych
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia