czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział dodatkowy * Mick x Adrian*


A oto rozdział napisany specjalnie dla Damiana :)

Mick i Adrian



Siedziałem w ogrodzie za domem, napawając się ostatnimi, pewnie już letnimi promieniami słońca. Adrian pojechał do miasta, a ja zostałem, by jak to sam określił ,,nie przemęczać się”. Pokręciłem głową rozbawiony, gładząc się po wypukłym brzuchu. Do porodu został miesiąc, a maluch coraz częściej mi o sobie przypominał. Przymknąłem na chwile oczy, pozwalając mojemu umysłowi na pełną swobodę.



 ,,Siedziałem w sadzie za domem. Miałem już tego dosyć. Mieszkałem tu od trzech miesięcy, ale nie czułem się do końca swobodnie. Inne wilki patrzyły na mnie, jak na okaz z cyrku. Ciągle słyszałem, jak szepczą między sobą, że jestem niegodny na partnera ich alfy. Z każdą chwilą wydawało mi się, że oni mają rację. No, bo przecież on był wspaniałym przywódcą. Pochodził z domu, który rządził tą sforą od pokoleń. A ja? Syn męskiej dziwki. Mimo że mój ojciec nie wybrał sobie takiego życia, tak właśnie na mnie patrzyli. Mimo że mój… tato był wspaniałą osobą. Powycierałem policzki, po których zaczęły lecieć słone łzy.
- Mick, co ty tu robisz? Co się stało? - Adrian wyrósł przede mną, jak z podziemi. Pokręciłem głową.
- Och, to ty. Co?... A nic. Wszystko dobrze - powiedziałem, starając się uśmiechnąć a równocześnie odsunąć od niego. Nadal czułem strach. Bo co z tego, że to mój partner. Nie ufałem mu. Jeszcze nie.
- Micky… Kociaku mój śliczny. Widzę, że coś jest nie tak… Czuję, że jest coś nie tak. Powiedz mi, o co chodzi. - pokręciłem gwałtownie głową i zerwałem się z miejsca.
- Nie, ty nic nie widzisz, ty nic nie czujesz. Poza tym, to nie twoja sprawa. Ja sobie poradzę. Cała sytuacja była do przewidzenia. Jestem tylko wilkiem bez rodzinnej sfory! Synem męskiej dziwki! - nie potrafiłem się już opanować, czułem, jak cały się trzęsę. Po moich policzkach nie spływał już pojedyncze krople łez, ale całe potoki. Adrian wpatrywał  się we mnie zszokowany.
- O czym ty mówisz? Nikt tak nie myśli, skarbie. Ja wiem, że ciężko ci się zaaklimatyzować, zaufać nam, ale uwierz, że nie pozwoliłbym nawet na coś takiego. Proszę… - ostatnie słowo wyszeptał, podchodząc do mnie powoli. Po chwili, jego ramiona delikatnie oplatały mnie w tali. - ...zaufaj mi na razie. Pozwól mi nauczyć cię zaufania do innych. Wzajemnej miłości. Radości z życia. Wszystko to ci pokarzę, tylko mi na to pozwól. Zapomnij o tym nieszczęściu, jakie cię spotkało. Zapamiętaj z tego okresu tylko chwile spędzone ze swoim tatą, a o reszcie zapomnij. Teraz jest czas, byś pomógł mi stworzyć naszą historię. - w momencie, w którym to mówił, poczułem się pierwszy raz tak naprawdę wolny. Nie czułem się tak, nawet w momencie, kiedy nareszcie wyszedłem z klatki. Ale właśnie teraz...”
 Delikatny dotyk na mojej dłoni spowodował, że otworzyłem gwałtownie oczy. Na mojej dłoni siedział motyl. Jego skrzydła miały błękitny kolor, z lekkimi fioletowymi zawijasami. Wzdrygnąłem się mimowolnie, gdy w mojej głowie pojawił się obraz matki Adriana, ubranej w sukienkę o podobnym kolorze. Odetchnąłem głęboko.
,,- No, ty chyba sobie żartujesz?! - krzyknąłem, gładząc się powoli po brzuchu, czując, jak mój synek po raz kolejny poruszył się niespokojnie.
- Mick, uspokój się. Po prostu oni powinni wreszcie cię poznać. Przez ostatnie trzydzieści lat to ukrywałem tak, jak prosiłeś. Ale teraz… - mówił, cały czas patrząc mi w oczy. - ...chcę żeby poznali mężczyznę, który jest moim mężem oraz który urodzi moje dziecko. - pokręciłem głową.
- Nie chcesz, uwierz i ja też nie chcę. Zastanów się, co powiemy, gdy zaczną pytać o moją poprzednią sforę? O moją rodzinę? Co ja powiem, co? Że nigdy wcześniej nie byłem w żadnej sforze, że mój rodziciel był przetrzymywany i robił za prostytutkę, a mojego ojca nie znam, bo był to któryś, z wynajętych facetów? No, zastanów się. Myślisz, że twoi rodzice życzyliby sobie kogoś takiego, jak ja dla ciebie? - zapytałem ciekawy, co na to powie. Wydawało się, że wcześniej nawet nie przyszło mu to do głowy.



- To nie ma znaczenia. Już ci kiedyś to powiedziałem. Kocham cię, jesteś dla mnie ważny i tylko to się liczy. Przyjadą po południu. Proszę, zgódź się.- spojrzałem na niego smutno, kierując się w stronę wyjścia z jego gabinetu.
- Ty tego nie widzisz, bo jesteś moim partnerem i kochasz mnie mimo to wszystko. Ale inni nie są ślepi. Nie przychodź po mnie, bo i tak nie pokarze się. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, kierując się prosto do sypialni, w której miałem zamiar spędzić cały dzień. Gdy przekroczyłem próg pokoju usiadłem spokojnie na łóżku z zamiarem odpoczęcia. Od rana czułem dość nieprzyjemne bóle w plecach, a mocne kopniaki nie pomagały w złagodzeniu bólu. Gdy znalazłem nareszcie dość przyjemną pozycję, nawet nie za uwarzyłem kiedy zasnąłem.

 Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Po chwili ujrzałem w nich Adriana. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego.
- Co się stało? - zapytałem, czując, że nie chcę znać odpowiedzi.
- Podczas obiadu powitalnego, mój kochany kuzyn... No, cóż, wspomniał o tobie i dziecku.  A teraz moi rodzice chcą ciebie poznać. - poczułem, jak  krew odpływa mi z twarzy.
- Adrian, ja... O, Luno. Oni są w twoim gabinecie? - mężczyzna kiwnął głową. Odepchnąłem głęboko. - W porządku, chodźmy. - powiedziałem cicho, pozwalając się poprowadzić na parter. W gabinecie na sofie siedzieli rodzice Adriana. Niewysoka szatynka siedziała sztywno, wpatrując się we mnie nieprzychylnym wzrokiem. Obok niej siedział mężczyzna o ciemnoblond włosach. Na jego ustach gościł przyjazny uśmiech. Odwzajemniłem go niepewnie.
- A więc ty jesteś partnerem naszego syna? - zapytała kobieta, przyglądająca mi się badawczo.
- Tak, proszę pani - powiedział cicho, nie podnosząc wzroku na nią.
- A możesz mi powiedzieć, jakie jest twoje nazwisko? - zapytała, a ja zamarłem.
- No, takie, jak Adriana - powiedziałem, mając nadzieję, że to ją zadowoli.



- Przepraszam bardzo, ale my się chyba nie zrozumieliśmy. Chodzi mi, jakie jest twoje rodzinne nazwisko. Z jakiej rodziny pochodzisz oraz jakiej watahy. - przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem.
- Ja nie mam żadnego rodzinnego nazwiska. A ta sfora jest moją pierwszą.
- Że co, proszę?! Wyjaśnij mi to. Żartujesz sobie ze mnie, smarkaczu?! - krzyknęła, prawie się zapowietrzając.
- Mamo! Czy możesz się tak do niego nie odnosić?! To po pierwsze, a po drugie, to nie zapominaj, ze to jest mój partner i teraz on jest członkiem naszej rodziny. Jego przeszłość nie jest ważna - odezwał się Adrian. Czułem, że jest coraz bardziej wściekły.
- Nie odzywaj się teraz. Ja wiem, co jest dla ciebie dobre. A ty gadaj, co to miało znaczyć, że jest to twoja pierwsza sfora.
-  Mój... mój rodziciel... on pochodził ze sfory, gdzieś w okolicach Anglii, ale w czasie wojny po miedzy kilkoma sforami on... został porwany. Później został sprzedany, do tak zwanych, burdeli na kulkach. Później dużo podróżował, aż dotarł do Ameryki. Został zmuszony... znaczy... przez tych ludzi zaszedł w ciążę. Urodziłem się ja. Adrian mnie uwolnił w dniu moich 18 urodzin, kiedy to moi... - widząc minę mojego ukochanego, zrozumiałem swój błąd. - ...znaczy, ci ludzie planowali mnie wtedy po raz pierwszy sprzedać. Ale wszystko się dobrze skończyło i teraz jestem tutaj. Z moim partnerem - dokończyłem cicho.
- Co, proszę?! Ty mały kłamco... Pewnie jesteś jednym z tych wilków, o niezwykłych zdolnościach. Omotałeś mojego syna. Jesteś nic nie wartym śmieciem. Synem dziwki. Pewnie to ty namówiłeś Adriana do okłamywania nas i nie mówienia o tobie. Pewnie się bałeś, że znów wylądujesz w burdelu. - pobladłem raptownie. Przestraszony jej wybuchem, zacząłem się cofać.
- Jak śmiesz tak mówić do mojego partnera?! On jest, do kurwy nędzy, moim mężem. Niedługo urodzi się nasze dziecko i nie chcę nawet słyszeć takich obraźliwych słów wobec niego. On jest moją rodziną. Nieważne, że jesteś moją matką. Nie pozwolę ci go obrażać - powiedział Adrian, zasłaniając mnie swoim ciałem przed rażącym spojrzeniem swojej matki.



- O czym ty mówisz.? Ten mały śmieć ma puszczalstwo we krwi. W końcu, czego się spodziewać po synu męskiej prostytutki.  Pewno ten bękart, to nie jest twój, tylko jednego z jego klientów, jakich ma za twoimi plecami. Nie rób głupstw, synku. On na pewno cię zdradza. - słysząc to, zadrżałem, a krew we mnie zawrzała.
- Jak pani śmie obrażać mojego ojca?! Był on najwspanialszą i najcieplejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. On sobie takiego losu nie wybrał. Mimo swojego nieszczęścia, gdy się urodziłem, zadbał o mnie. Okazywał mi miłość. Uczył, jak żyć wśród innych wilków. On... on był wspaniałym ojcem. Gdy... gdybym mógł, to podziękowałbym mu teraz za to, że pozwolił mi żyć, że kochał mnie i był przy mnie. A pani - nie wie nic o nim, ani...
- Mick, kociaku, uspokój się. - Adrian chciał do mnie podejść, ale ja odsunąłem się tylko, jeszcze bardziej nie mogąc zapanować nad emocjami
- Nie wie nic pani o mnie, ani o moim tacie, a ma czelność mówić takie okropne rzeczy! - krzyknąłem.
- Sall, zastanów się, co ty w ogóle mówisz, przecież ten biedny… - mężczyzna przerwał, gdy zobaczył twarde spojrzenie żony. Miałem już dość tego całego przedstawienia. Coraz ciężej było mi ustać na nogach, a łzy które jak na złość, chciały ujrzeć światło dzienne, nie przestawały napływać.
- Dość. - Adrianowi puściły nerwy. Podszedł do mnie i bez trudu wziął na ręce. - Zaraz ja tu wrócę i lepiej żebyś, mamo, zmieniła swoje podejście do Micka albo już możesz zacząć myśleć, że nigdy mnie nie urodziłaś. Mick jest dla mnie wszystkim. Nie pozwolę w taki sposób ranić ani jego ani naszego synka - powiedział i nie oglądając się za siebie, wyszedł z gabinetu. Gdy byliśmy już na schodach prowadzących na piętro, po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy.
- Adrian... ty nie przejmuj się tym, co... co ona mówi. Nie chcę byś kłócił się z rodzicami ze względu na mnie. Oni są twoją rodziną. A ja wiem, jak to jest jej nie... nie mieć i…
- Ciii. Nic nie mów. Nikt nie będzie ciebie, ani naszego dziecka, obrażał. Mimo że ona jest moją matką, to... ty jesteś najważniejszy. - położył mnie do łóżka, po czym powolnymi ruchami, zaczął głaskać mnie po brzuchu z łagodnym uśmiechem. - Nieźle dzisiaj miałeś kopniaków podarowanych. Dobrze się czujesz? - zapytał, a ja pokiwałem tylko głową i podniosłem się, by do niego przytulić.
- Tak. Już dobrze. Teraz już dobrze, bo mam blisko ciebie - powiedziałem cicho. Wtuliłem się w jego ciepłe ramiona, szukając w nich otuchy. Adrian ułożył mnie na poduszkach . Przymknąłem oczy, czując, jak nerwy oraz ból odchodzą. Zaczynałem zasypiać, gdy poczułem, jak mój kochanek podnosi się z miejsca. Gdy drzwi się za nim zamknęły otworzyłem oczy. Już po chwili do moich uszu docierały krzyki, dobiegające z dołu.
- ... i ma się wynieść. - głos kobiety był stanowczy i nie znoszący sprzeciwu. Adrian bronił mnie zawzięcie, ale ja z każdą chwilą zaczynałem myśleć, że zniknięcie na parę dni nie będzie takim głupim pomysłem. Na czas ich wizyty, zniknąłbym im z oczu.



Podniosłem się z posłania i podszedłem do szafy skąd wyjąłem małą torbę podróżną. Wrzuciłem do niej parę rzeczy i po chwili, już byłem na dole. Tam odgłosy kłótni były wręcz ogłuszające. Wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się w stronę lasu. Przeszedłem już spory kawałek, gdy usłyszałem za sobą nawoływanie: 
- Mick?! Mick! Niech ja cię dorwę, cholero jedna. - odwróciłem się, by ujrzeć wyłaniającego się zza krzaków Adriana. - Co ty tu robisz?- spojrzałem na niego, z miną winowajcy.
- Doszedłem do wniosku, że jak na parę dni zniknę, to twoja mama trochę ochłonie. - powiedziałem, spuszczając wzrok.
- Nie ma żadne "zniknę". Nigdzie cię nie puszczę - powiedział, próbując mnie do siebie przytulić.
- Nie podchodź! A może powinieneś pomyśleć przez chwilę. Przecież twoja matka może mieć rację! Ja mogłem cię omamić, a tobie nawet to do głowy nie przyszło! Ja chciałem wyrwać się ze swojego więzienia, więc dlaczego  nie mogłem cię wykorzystać?! Może ta twoja pewność w to, że cię nie zdradziłem, to też jest nie potrzebna?! Jesteś pewny, że noszę twoje dziecko? Czy nareszcie zacząłeś myśleć?! Przestałeś mi ślepo wierzyć?! To teraz lepiej wracaj do domu, do swoich rodziców - powiedziałem, chcąc odejść, ale zatrzymała mnie jego dłoń na ramieniu.
- Nie, nie zacząłem myśleć. Wiesz, dlaczego? Bo nie mam nad czym. Jesteś moim partnerem. Wiem, że mnie kochasz tak, jak ja ciebie. Czy ci ślepo wierzę, nie. Wierzę ci, bo wiem, że nigdy byś mnie nie zdradził. Szanujesz siebie jak i mnie. A jeśli chodzi o dziecko. Oczywiście, że jest moje. Nie mam, co do tego, żadnych wątpliwości. Mógłbym ci nawet powiedzieć, kiedy mniej więcej doszło do poczęcia maleństwa - powiedział już spokojniej, z delikatnym uśmiechem. Widząc tę pewność i miłość, bijącą z jego oczu oraz słysząc te słowa, nie mogłem pohamować łez. Z niemym szlochem na ustach, wpadłem w jego ramiona.
- Ja nie wiem, co mnie naszło. Po... po prostu my... myślałem, że będzie lepiej, jeśli puścisz mnie wolno, a two... twoja mama będzie szczęśliwa. Nie chcę, byś się z nią kłócił - powiedziałem cicho.
-I nie będę. Może sobie mówić, co chce, a ja i tak cię nie zostawię.
- Nie musisz. - nagle przed nami pojawiła się matka mojego męża. - Ja teraz widzę, że niesłusznie cię oskarżałam, Mick. Zrobiłam awanturę, nie pozwalając umysłowi dojść do słowa, nie potrzebnie cię denerwując - powiedziała, patrząc wymownie na mój brzuch. - Wiem, że teraz pewnie myślisz o mnie, jak o kobiecie bez serca, ale ja po prostu chcę dla mojego syna jak najlepiej. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz tak jak i mój syn - mówiąc to, spojrzała na Adriana, który mimo że patrzył na nią z obojętną miną, to w oczach było widać radość. - Może już chodźmy, twój tata pewnie czeka na nas z niecierpliwością.’’
 Gdy poczułem delikatny pocałunek na skroni, uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na Adriana, który wrócił z miasta.
- I jak? Załatwiłeś, co miałeś załatwić? - zapytałem, przytulając się do niego.
- Tak i resztę popołudnia mam zamiar poświęcić tobie - powiedział, siadając obok mnie. Oparłem głowę o jego ramię.
- Za miesiąc będzie z nami już nasz synek. Tegoroczne święta spędzimy już w trójkę - powiedziałem.
- Tak, a pamiętasz nasze pierwsze wspólne święta? Takie prawdziwe wspólne? - zapytał, a ja nie mogłem się na to pytanie nie uśmiechnąć.
- Oczywiście, że tak.
 ,,Były to moje pierwsze święta, wspólne z Adrianem. Mimo że w zeszłym roku już tu byłem, to... był to czas, kiedy prawie do nikogo się nie odzywałem i unikałem towarzystwa. Mimo że mój inaczej ukochany, próbował namówić mnie do pokazania się na kolacji, to ja odmówiłem. Lecz w tym roku było inaczej. Po prawie dwóch latach mieszkania tutaj, nareszcie czułem się pewnie. Miałem poczucie miłości jaką otrzymywałem od mojego partnera oraz którą go obdarowywałem.
Od rana trwały przygotowania do kolacji Wigilijnej. Adrian wspomniał coś o jakiejś niespodziance, co spowodowało, że od rana chodziłem, jak na szpilkach. Jednak, kogo bym nie spytał, każdy zbywał mnie z pobłażliwym uśmiechem, niczym nieposłusznego urwisa.
 Gdy nareszcie nadszedł czas kolacji, zszedłem na dół, lecz jak się okazało, nikt jeszcze nie zasiadł do stołu. Był tam tylko Adrian ubrany w kurtkę zimową.
- Załóż coś na siebie i chodź ze mną - powiedział, otwierając drzwi wejściowe. Zdziwiony zrobiłem, o co mnie poprosił i wyszedłem na zewnątrz. Mężczyzna poprowadził mnie za dom w stronę polany w sadzie. Po chwili moim oczom ukazała się ogromna choinka przyozdobiona w najróżniejsze kolorowe bombki, łańcuch i inne ozdoby. Lampki migotały wesoło ciepłymi kolorami. Spojrzałem zszokowany na mojego partnera.
- Mówiłeś, że nigdy nie mogłeś obchodzić tak na prawdę świąt, że od dziecka marzyłeś o swojej choince, ogromnej, aż pod niebo. Teraz ją już masz - powiedział, obejmując mnie w tali i odwracając w swoją stronę, bym mógł ukryć łzy.
- Dziękuję. Jest prześliczna. Zrobiłeś mi wspaniałą niespodziankę. Kocham cię - powiedziałem, wtulając się bardziej w jego ramiona.”
- Nigdy nie zapomnę tej ogromnej choinki. Była ona właściwie pierwszą, jaką kiedykolwiek zobaczyłem - powiedziałem.
- A ja nie zapomnę tego szczęścia, malującego się na twojej twarzy - powiedział, delikatnie przeczesując moje włosy.
- Wiesz, uważam, że jesteś największym szczęściem, jakie kiedykolwiek mnie spotkało - wyznałem, przymykając oczy.
- A ty moim.
,,Siedziałem w gabinecie Adriana, wysłuchując jego wywodu.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Ale czemu nie powiedziałeś mi wcześniej, że jesteś w ciąży? Wysłałbym kogoś innego, a nie. Nie potrzebnie się przemęczasz. - uśmiechnąłem się do niego rozbawiony.
- I właśnie, dlatego ci nie powiedziałem, wiedziałem, że niepotrzebnie byś panikował - pocałowałem go w policzek. - Mam nadzieję, że jesteś mi wstanie wybaczyć - zacząłem, starając się wyglądać, jak najpoważniej.
- No, nie wiem - powiedział z przewrotnym uśmiechem. Pocałowałem go delikatnie w usta, usadawiając się na jego kolanach.
- A, jeśli powiem, że możesz jutro pójść ze mną na kolejne badanie i zobaczyć nasze dziecko? - zapytałem, nie ukrywając już śmiechu. Jego oczy się zaświeciły.
- A, to co innego. Z największą przyjemnością poznam naszego synka - powiedział.
- A skąd możesz wiedzieć, że to chłopiec? - zapytałem.
- U nas, w rodzinie, to normalne, poza tym, to będzie następny Alfa albo Beta. - zachichotałem rozbawiony.
- Tak, tak, ja i tak wiem, że marzy ci się córusia tatusia. - resztę dnia spędziliśmy na rozmowie.



Gdy następnego dnia poszliśmy do lekarza wydawało mi się, że Adrian stresuje się bardziej, niż ja. Jak tylko lekarz wpuścił nas do środka, Adrian zasypał go pytaniami. Gdy nareszcie jego ciekawość została zaspokojona, mogliśmy zobaczyć nasze dziecko. Oraz posłuchać jego serduszka. Spojrzałem na Adriana. Wyglądał na przygniecionego emocjami, jakie odczuwał sięgnąłem po jego dłoń. Złapał ją od razu i ścisnął delikatnie.
 Gdy godzinę później byliśmy już w domu, od razu zostałem porwany w ramiona i pocałowany mocno.
- Jesteś dla mnie wszystkim. A dajesz mi tyle szczęścia. Kocham cię, Mick. - uśmiechnąłem się.
- A ty dla mnie. Też cię kocham.”
 Lekkie szturchnięcie wyrwało mnie z moich wspomnień.
- Znów odpłynąłeś, kociaku.
- Przy tobie, mogę to robić cały czas. A wiesz, dlaczego? Bo to ty dajesz mi tyle wspaniałych chwil w życiu, które mogę później wspominać - powiedziałem, podnosząc się z miejsca.- Chodźmy do domu. Robi się już zimno, a ja jestem głodny. - mężczyzna pokiwał głową.
- Oczywiście. Nie mogę pozwolić byście głodowali - powiedział, obejmując mnie ramieniem i prowadząc w stronę domu.


 ,,Kolejny dzień dobiega końca, a ja mogę powiedzieć, że był on, jak zawsze, wspaniały. Taki, jak zawsze, odkąd mam przy sobie Adriana. I jestem pewny, że każdy kolejny też taki będzie.”

8 komentarzy:

  1. ,,Wszystko to ci pokarzę, tylko mi na to pozwól." ,,pokaże"
    ,,Nie przychodź po mnie, bo i tak nie pokarze się." ,,pokaże"
    ,,- Mam nadzieję, że jesteś mi wstanie wybaczyć - zacząłem, starając się wyglądać, jak najpoważniej." ,,w stanie".
    Przed ,,że" przecinek.
    Dziekuje! To mile kiedy ktos pisze rozdzial specjalnie dla jednej osoby, tym razem dla mnie! ^ ^
    Szkoda mi Micka.. Mial ciezkie zycie, nie powinien wspominac tych zlych wspomnien, ale to ich zostaje wlasnie najwiecej :(
    Jestem ciekaw czy Mick sie dowie kiedys kim jest jego ojciec. Moze jeszcze sie spotkaja? Moze jest nim Lucas? XD
    A Adrian? Jest typem osoby, ktorej nie lubie. Czyli jest zbyt nadopiekunczy! Nie lubie tego, bo wrazenie ze dana osoba jest taka kaleka i nie moze nic zrobic, ale w koncu Adrian go kocha i nie chce zeby mu sie cos stalo.
    Nie moge sie doczekac porodu! I mam nadzieje, ze to bedzie chlopczyk. Ciekawe jak dacie mu na imie :D
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. O Matko to jest WSPANIAŁE
    Tyle emocji:)
    Po prostu cudo.
    Nic więcej nie trzeba dodawać :)
    Pozdrawiam
    lucynaleg

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne:) ich historia jest urocza i dodająca otuchy. Opisałaś to wspaniale.
    Jeszcze proszę o ich pierwsze spotkanie i pierwsze miesiące razem
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest przecudowne, jak ja uwielbiam czytać o Micku i Adrianie, są wspaniałą parą :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ah, słodziaki... Nie znoszę rodziców z cyklu "wiem, co dla ciebie dobre", ale na szczęście mamusia się ogarnęła, i dobrze. Ich historia jest strasznie kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Adrian wniósł w życie Micka wiele wspaniałych i radosnych chwil, no naprawdę poznanie jego rodziców to nie należało do najprzyjemniejszych
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń